Metody, które stosują uczelnie, by przyciągnąć potencjalnych studentów mogą dziwić, albo nawet bawić.
– Najbardziej drażnią mnie uśmiechnięte pyski ludzi, którzy trzymają w rękach książki i zachwalają placówki – mówi Artur Walczyk, twórca Warszawskiej Szkoły Reklamy. – To jest straszne, nie można tego znieść. Bo formy, czy scenariusze reklam są zawsze nudne i powtarzalne.
Zdaniem eksperta bowiem trudna sytuacja finansowa uczelni wyższych sprawia, że ludzie odpowiedzialni za promocję myślą głównie technikami sprzedażowymi, a nie o to przecież chodzi. – Najważniejszy powinien być poziom nauczania i to, co uczelnia oferuje – mówi Kamil Melcer, rzecznik Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. – Natomiast sposób, w jaki pozyskuje się kandydatów, to już decyzja władz danej uczelni.
W ferworze walki o liczbę żaków nierzadko zapomina się jednak o jakości nauczania. Tymczasem wybór kierunku studiów to decyzja, która zaważy na całym dorosłym życiu abiturienta.
– Dlatego nie podejmuje się jej pod wpływem chwili, czy jednorazowej promocji – mówi w Czwórce Anna Wdowińska-Sawicka z "Perspektyw". – Jeśli nawet zdarzy się, że pierwszy wybór nie będzie najszczęśliwszy, to nie należy zaciskać pięści i być do końca życia księgowym, choć wcale się tego nie lubi, tylko próbować studiować coś innego, na przykład wymarzoną oceanografię.
Na szczęście uczyć się warto i studiować też, co pokazuje coraz większa liczba żaków. Dowiedz się więcej słuchając nagrań z audycji "4 do 4".
(kd)