W lipcu ma ruszyć ministerialny program dotyczący in vitro. Potrwa 3 lata i obejmie 15 tysięcy par. Finansowane będą tylko trzy próby zapłodnienia tą metodą i tylko u tych par, które udokumentowują, że od roku bezskutecznie leczą niepłodność. Część ekspertów uważa ten pomysł za racjonalny i zgodny ze standardami UE, inni są oburzeni takim rozwiązaniem. Z sondażu przeprowadzonego przez serwis "Konsylium24" wynika, że 35 procent lekarzy jest zdecydowanie przeciwnych refundacji in vitro.
- Spodziewałem się burzy wokół in vitro, także wewnątrz samorządu lekarskiego. Nie ma w tym nic dziwnego, bo to temat szeroko dyskutowany w różnych środowiskach - twierdzi prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. - Kierujemy się jednak definicjami. Niepewność zdefiniowana jest jako choroba, a skoro tak, lekarz, z definicji, powinien jej zaradzić.
Z badań wynika, że w Polsce na bezpłodność cierpi 12-15 proc. populacji, czyli ponad 1,2 mln Polaków. Z programu refundacyjnego będą mogły skorzystać kobiety między 18. a 40. rokiem życia, a zabiegi mają się odbywać w wyłonionych w specjalnym konkursie ośrodkach.
- Dziś takie świadczenia mają w swojej ofercie prywatne placówki zdrowia, a jedyną weryfikacją do przeprowadzenia zabiegu, oprócz stosownych badań, jest zasobność portfela. Tymczasem z rządowego programu będzie mogło skorzystać 15 tysięcy par i ja niestety nie rozumiem, kto i co będzie decydowało pierwszeństwie - mówi dr Maciej Hamankiewicz. - Jest tutaj za dużo wątpliwości, oczywiście jak najbardziej do rozwiązania, ale ciężar organizacyjny tego orgomnego przedsięwzięcia spoczywa na resorcie zdrowia a nie na lekarzach.
Posłuchaj całej rozmowy z programu "4 do 4". Nagranie z audycji dołączone jest do artykułu.
kul