Dziecko w gdańskim domu mieszkało razem z matką i dziadkami. Wtorkowa akcja kuratorów i policji to efekt konfliktu rozwiedzionych rodziców, którzy od dwóch lat nie mogą dojść do porozumienia. Oboje są psychologami.
Początkowo sąd przyznał opiekę nad synem matce, ojciec wystąpił do sądu o odebranie jej praw rodzicielskich. Pytanie tylko dlaczego kuratorzy i policjanci przyszli po dziecko wcześnie rano i to w takiej liczbie?
Ani sędzia, która zadecydowała o wydaniu dziecka matce, ani kurator kierujący akcją odebrania jej dziecka, nie komentują sprawy. Matka chłopca jest przerażona, odchodzi od zmysłów. – To dziecko z tym błaganiem, z tym wołaniem "Mamuniu, ratuj!", tym przerażeniem w oczach, w piżamce. Nie mogę skontaktować się z dzieckiem, nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest, czy żyje, co się z nim dzieje. Nie wiem czy je, śpi. To jest dziecko, które nie rozwija się do końca harmonijnie, wymaga specjalistycznego podejścia. Został zabrany przez człowieka, którego najbardziej na świecie się bał – opowiada.
Kobieta złożyła już skargę do sądu okręgowego w Gdańsku na decyzję sądu rodzinnego, który wydał chłopca ojcu oraz na zachowanie kuratorów. Nie wyklucza też, że poskarży się na policję, ponieważ podczas akcji, jej zdaniem, funkcjonariusze byli bardzo brutalni: - Dwóch policjantów przytrzymywało mnie, mimo że mówiłam, że jestem w ciąży, prosiłam, żeby mnie nie szarpać. Jeden przytrzymał również moją nogę i obdarł mi skórę aż do krwi. Zgłosiłam to wczoraj, kiedy zostałam zabrana przez pogotowie, bo zemdlałam w sądzie po rozmowie z panią kurator – mówi.
Policjanci nie mają sobie nic do zarzucenia. Młodszy aspirant Aleksandra Siewiert, rzecznik komendanta policji w Gdańsku tak relacjonuje wtorkową akcję: - Kobieta stawiała opór. Nie chciała oddać dziecka, aczkolwiek zaznaczam, dziecko zostało odebrane przez kuratora.
Wiadomo, że dziecko reagowało płaczem, wymiotami. Było w pewnego rodzaju szoku. To sąd rodzinny zadecydował o tym, że dziecko zostanie odebrane matce. Kurator okręgowy w Gdańsku Krzysztof Stasiak wydawał się zdziwiony zainteresowaniem mediów całą sprawą. Powiedział, że procedury nie zostały złamane, a kuratorzy niewiele mogli zrobić. Deklarował: – Jeżeli chodzi o kuratorów, to my wykonujemy orzeczenie sądu. Nie ma procedury, żeby filmować tego rodzaju zdarzenia – odpowiadał na pytanie, czy jest dostępny film z akcji odbierania Piotrusia matce.
Sąsiedzi opowiadają, że od wielu miesięcy w dniu kiedy ojciec przychodził do syna w odwiedziny słyszeli głośne krzyki i płacz dziecka. Są zszokowani dramatem małego chłopca, na który nikt nie reaguje. – Kto na jedno dziecko i matkę dziesięć osób, policjantów wysyła? Kto za to płaci? My płacimy. Jak można takie coś tolerować? – mówi jedna z sąsiadek.
Trzynaścioro mieszkańców ulicy, przy której wychowywał się Piotruś, podpisało oświadczenie, że wizyty ojca nie przebiegały w normalny sposób. Pismo wysłano do sądu. Nikt nie zareagował.
Reprezentująca ojca dziecka mecenas Barbara Piasecka powiedziała dziennikarzom, że sytuacja jest pod kontrolą. Ojciec na pewno nie chce krzywdy dziecka i na razie nie ma sensu szukać chłopca, bo jest w dobrych rękach.
(ed)