W najbliższą sobotę ulicami Warszawy przemaszeruje Parada Równości. Tymczasem już 17 maja członkowie SLD oraz członkowie Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich złożyli w Sejmie projekt ustawy. – Choć około połowa Polaków popiera wprowadzenie takich regulacji, w tej kadencji nie ma raczej szans na jej wprowadzenie – prognozuje reporter Polskiego Radia Błażej Prośniewski.
Nowa ustawa miałaby regulować dostęp par do pewnych praw, do których drzwi były przed nimi dotychczas zamknięte. – To jest ustawa skierowana dla wszystkich, niezależnie od płci – mówi Yga Kostrzewa z Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich. – Chodzi o kwestie dziedziczenia, wspólnego opodatkowania, pochówku partnera, odmowy składania zeznań w postępowaniu cywilnym bądź karnym. Ustawa dotyczy także kwestii obywatelstwa. Jeśli jeden z partnerów nie miałby polskiego obywatelstwa, to mógłby je nabyć.
90 procent Polaków jest przeciwnych adoptowaniu dzieci przez gejów i lesbijki - być może dlatego ustawa w ogóle nie porusza tej kwestii. Proponowane zapisy absolutnie też nie zrównują instytucji małżeństwa ze związkiem partnerskim, choć wiele praw wynikających z nowej ustawy mają już małżonkowie. Ale taki związek nie musi się na przykład kończyć rozwodem.
– Nie zmienia się stan cywilny osób, które w taki związek wchodzą – tłumaczy Kostrzewa. – W przypadku rezygnacji ze związku następuje po prostu zerwanie umów, a nie rozwód. Jeśli zaś jeden z członków wejdzie w związek małżeński, to umowa o związku partnerskim ulega natychmiastowemu rozwiązaniu.
Według Tomasza Terlikowskiego autorzy ustawy w ogóle nie zajęli się problemami kobiet i ich dzieci w Polsce. – To jest prawo, na którym zyskują tylko faceci. Tracą natomiast kobiety i dzieci – twierdzi publicysta, redaktor naczelny Fronda.pl. – Wyobraźmy sobie, że para żyje razem przez 30 lat i kobieta nie pracuje, zajmuje się domem. Następnie facet odchodzi w siną dal. W małżeństwie kobieta byłaby zabezpieczona prawnie. Projekt SLD-owski nie chroni jej w ogóle. Ta ustawa daje tylko prawa i przywileje, ale nie nakłada żadnych obowiązków. I kto za to zapłaci? Podatnicy!
Według autorów ustawy, z jej zapisów będą mogły korzystać także pary heteroseksualne, które do tej pory żyły w konkubinacie, czyli "na kocią łapę". – Tutaj tak naprawdę chodzi wyłącznie o wprowadzenie do polskiego systemu uprawnień dla par jednopłciowych – przekonuje jednak Terlikowski.
– To potrzebna ustawa – ripostuje Adam Ostolski, członek ekipy Krytyki Politycznej, socjolog, filozof i tłumacz. – Znaleźliśmy się na zakręcie cywilizacji, kiedy trzeba na nowo ułożyć relacje między ludzką potrzebą szczęścia a ludzką potrzebą wspólnoty. Dotychczasowe rozwiązania nie zaspokajają tych potrzeb.
Czy ustawa nie jest powieleniem praw, które przysługują parom po zawarciu ślubu cywilnego? – Nie wszyscy chcą brać ślub cywilny, nie jest już tak atrakcyjny jak kiedyś – tłumaczy Ostolski. – Narasta indywidualizacja, a małżeństwo nakłada wiele ograniczeń na człowieka i wiąże na dłużej. Z drugiej strony ludzie, którzy ze sobą są, chcą podjąć jakieś wzajemne zobowiązania, zbudować coś razem.
Więcej na temat praw i obowiązków wynikających z małżeństwa, bądź "życia na kocią łapę", a także przyszłości par homoseksualnych słuchaj w audycji "Pod lupą". Wystarczy kliknąć ikonę dźwięku w ramce po prawej stronie tekstu.
(kd)