Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 03.09.2009

Premier do nauczycieli: podwyżka 7% od 1 września

Ona stanie się ciałem wtedy, kiedy sejm w ustawie budżetowej określi parametry wzrostu wynagrodzenia dla nauczycieli.

  • Jacek Prusinowski: Moim gościem jest Sławomir Broniarz, Przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego. Witam.

    Sławomir Boniarz: Dzień dobry.

    J.P.: Panie przewodniczący, podobno Prezydium Zarządu Głównego ZNP zareagowało oklaskami, kiedy premier wycofał się z podwyżki 1+3, czyli 1% w styczniu, trzy we wrześniu, na rzecz 7% we wrześniu. Ja rozumiem doskonale, że siódemka od czwórki jest większa, ale jak policzymy już, ile pieniędzy średnio rocznie dostaną nauczyciele więcej, to ten entuzjazm może dziwić.

    S.B.: Panie redaktorze, szanowni państwo, jeżeli pan próbuje mi na antenie Polskiego Radia udowodnić, że miliard sześćset to jest mniej niż 600 milionów złotych, to daleko nie zajedziemy w tej arytmetyce. Natomiast co do oklasków...

    J.P.: Ja się powołuję na wyliczenia Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność.

    S.B.: Co do... Za moment do tego wrócimy. Co do oklasków, to o ile ja pamiętam, oklaski były po zakończeniu wystąpienia pana premiera. Prezydium nie przeszkadzało premierowi żadnymi zachowaniami – i tymi pozytywnymi, i tymi mniej czy bardziej nasyconymi emocjami – w czasie, kiedy premier mówił. Natomiast wyliczenia Solidarności... Nie mam zwyczaju komentować postawy innych związków zawodowych, mają suwerenne prawo do swoich zachowań, natomiast zwrócę uwagę, że podwyżka w wersji 1+3 miałaby kosztować około 600, w porywach 650 milionów złotych; podwyżka zaproponowana od 1 września o 7% generuje z budżetu państwa dodatkowo 1,6 miliarda złotych.

    J.P.: I ta podwyżka 7% to już jest fakt, dzisiaj podpisaliście porozumienie.

    S.B.: Znaczy mam nadzieję, że to jest fakt wynikający z tego, że strony dotrzymają słowa zawartego w tym porozumieniu. Natomiast ona stanie się ciałem wtedy, kiedy sejm w ustawie budżetowej określi parametry wzrostu wynagrodzenia dla nauczycieli. No ale dotychczasowa współpraca nie daje nam podstaw do braku wiary, że tak się stanie.

    J.P.: Pan mówił wcześniej o 8%, że taka podwyżka satysfakcjonowałaby nauczycieli. A na ile tutaj nieporozumienia, brak wspólnego języka pomiędzy związkami zawodowymi osłabiły jakoś pozycję przetargową nauczycieli?

    S.B.: Wie pan, trudno nawet powiedzieć, że te 8% stanowiłoby pełnię naszego szczęścia. Myśmy mówili o tym, że w konkretnej sytuacji budżetu państwa, wtedy kiedy mamy sytuację, która wiąże się z kryzysem finansów publicznych, mówienie o podwyżce 1% jest nieporozumieniem. Związek zaproponował rozwiązanie z dużym wyprzedzeniem, prawie dwa tygodnie temu z udziałem wszystkich związków zawodowych, sugerując, że naszym zdaniem, jeżeli nie ma możliwości innego sposobu wzrostu wynagrodzenia aniżeli to, co rząd proponuje – 1+3, to ZNP po konsultacji z nauczycielami, z przedstawicielami Związku Nauczycielstwa Polskiego zaproponowało, żeby to była podwyżka od września, czyli za rok od przedwczorajszej podwyżki, ale zdecydowanie większa aniżeli rząd zaproponował, czyli 1+3. Natomiast no oczywiście, każdy z nas, ja także, też mam żonę nauczycielkę i spora część mojej rodziny to nauczyciele, możemy powiedzieć, że nasze oczekiwania, co byłoby uzasadnione i normalne, są o wiele większe, ale mamy taką konkretną sytuację. Ja przed paroma minutami rozmawiałem z moimi kolegami ze Słowacji, Węgier, bo w Warszawie odbywa się spotkanie związków zawodowych, no i oni z niewiarą podchodzą do tego, że oto my mówimy o tym, że mamy siedmioprocentowy wzrost wynagrodzeń w sytuacji, gdy...

    J.P.: Wszędzie mówi się o cięciach raczej.

    S.B.: ...wszyscy wiemy, jakie są dramatyczne wyzwania i cięcia w budżecie, także dla nauczycieli, w krajach nadbałtyckich, na Węgrzech, gdzie odebrano trzynastkę, czy chociażby w krajach bałkańskich.

    J.P.: W ostatnich dniach wiele razy premier, a także minister edukacji Katarzyna Hall podkreślali, że priorytetem rządu jest edukacja. No, pomijając już te kwestie płacowe, czy pan może odnieść takie wrażenie, patrząc na działania rządu?

    S.B.: Znaczy nie ulega wątpliwości, że wielu z nas, obywateli postronnie, że tak powiem, związanych z edukacją czy też związanych bliżej poprzez swoje dzieci, ma na ten temat swoje własne zdanie. Każda trudność związana z pobytem dziecka w szkole automatycznie przenosi się na taką, a nie inną opinię o funkcjonowaniu edukacji, ale nie ulega...

    J.P.: Ale czy pan czuje po prostu, że dla rządu rzeczywiście edukacja jest priorytetem, no bo to jest...

    S.B.: Jeżelibyśmy to wszystko skomasowali tylko do kwestii finansowych...

    J.P.: To tak.

    S.B.: ...to zdecydowanie tak. Natomiast jeżeli mamy mówić o tym, że mamy pewne i czasami uzasadnione uwagi dotyczące rozwiązań prawnych, no to trzeba powiedzieć, że dalecy jesteśmy od doskonałości, ale to jest pewne novum. Rząd reaguje na to, co mówią partnerzy społeczni, bo ja przypomnę, że pierwotna propozycja Platformy mówiła o rozpoczynaniu edukacji sześciolatków już od tego roku szkolnego i jednak Platforma, Ministerstwo dało się przekonać do tego, że należy przesunąć termin rozpoczynania edukacji dla sześciolatków do momentu, kiedy maksymalnie duża grupa dzieci zostanie objęta edukacją przedszkolną.

    Ja nie podzielam tej opinii, która czasami pojawia się, że oto samorządy, szkoły są nieprzygotowane do przyjęcia sześciolatków, bo to w ogromnej mierze, nie mówię wszędzie, ale w ogromnej mierze jest nieprawda. Szkoły były i są w większości przygotowane do sześciolatków, tym bardziej że to nie jest novum w polskim systemie edukacji, sześciolatki do szkoły chodzą od kilkunastu lat i nikt się tym problemem aż tak bardzo nie przejmował. Natomiast zwracam uwagę na to, że to, co zrobiły samorządy na rzecz poprawy wyposażenia polskich szkół, jest bezdyskusyjnym, ogromnym sukcesem i poradziłyby sobie z sześciolatkami. Natomiast nie ma należytej opieki przedszkolnej. I to jest problem.

    J.P.: Ale czy... Ten sukces pokazują teraz cyfry, no bo to są szacunkowe na razie dane Ministerstwa Edukacji – 5% sześciolatków rozpocznie w tym roku edukację w szkole. Czy właśnie ta cyfra potwierdza to, co pan mówił? Rodzice chyba jednak nie widzą tego sukcesu, nie widzą, że szkoły są gotowe na przyjęcie ich dzieci już, sześcioletnich.

    S.B.: Może nie ciągnijmy tego wątku, czy szkoły są gotowe, czy też nie, bo tutaj każdy być może zostanie przy swoim zdaniu. Ja wierzę w to, że jeżeli...

    J.P.: Rodzice nie wierzą, że są gotowe, to na pewno, skoro nie chcą posyłać swoich dzieci.

    S.B.: I mają do tego prawo, ja tego nie neguję, mają do tego prawo. Natomiast zwracam uwagę na fakt następujący – mankamentem na pewno przy sześciolatkach były zawirowania z podstawą programową. To nie ulega wątpliwości. Ale zabrakło także – i to ja pani minister wielokrotnie mówiłem...

    J.P.: Ja myślę, że akurat do rodziców do nie przemawia, podstawa programowa to...

    S.B.: Ma pan rację, ma pan rację, bo to jest akurat coś, z czym rodzice niekoniecznie muszą się na co dzień spotykać. Natomiast na pewno zabrakło pełnej, rzetelnej informacji pokazującej wszystkie uwarunkowania dotyczące pójścia sześciolatka do szkoły. A ponadto część rodziców mówi wyraźnie: nie zabierajmy tego dzieciństwa dziecku. Czasami właśnie padła, że tak powiem, ofiarą tego stwierdzenia, że szkoły są nieprzygotowane, że dziecku stanie się krzywda. Jeżeli mówimy, że w procesie reformowania polskiej edukacji nic nikomu się nie dzieje negatywnego, to dzięki dwóm zasadniczym filarom – nauczycielom i samorządom. W związku z tym ja mogę tylko apelować do rodziców, żeby daleko większą wiarę pokładali w to, że to dziecko w szkole jest bezpieczne i będzie dobrze uczone.

    J.P.: A tak na początku nowego roku szkolnego chciałem jeszcze zapytać o zmiany, jakie w tym roku czekają uczniów. Bo chyba mało mówiło się o tym, że gimnazjaliści będą... już nie będą, tylko uczą się drugiego języka obowiązkowego. To jest chyba bardzo duża pozytywna zmiana.

    S.B.: Tak. Zresztą związek od dawna opowiadał się za tym, żeby ten drugi język obcy był realizowany. Nie ukrywam, że wtedy, kiedy parę lat temu była taka dyskusja, myśmy optowali za tym, żeby już od pierwszej klasy szkoły podstawowej ten drugi język obcy się pojawiał. Dobrze, że teraz gimnazja akurat w ten element wchodzą. Może mankamentem jest to, że wszyscy, przepraszam, pchają się na ten angielski, gdzie nie zawsze mamy dobrą kadrę do tego, żeby tego języka w sposób prawidłowy, na wysokim poziomie dydaktycznym nauczać...

    J.P.: A jeżeli chodzi o inne języki, sytuacja wygląda inaczej?

    S.B.: Znaczy powiem tak – najlepiej w tym zakresie mamy z językiem niemieckim i z językiem rosyjskim. Tam mamy bardzo dużą liczbę nauczycieli dobrze przygotowanych do tego. Nie jest źle, jeżeli chodzi o języki romańskie. Natomiast siłą rzeczy największe zapotrzebowanie, ten popyt na anglistów nie zawsze zderza się z podażą należytą. I dobrze, że w tym kierunku idziemy, żeby poprawiać także jakość, kto ocenia studentów w tym zakresie. Nowością, i to taką o istotnym znaczeniu, jest świadomość powrotu matematyki na maturę. To jest ten element, który jest ogromnym wyzwaniem przede wszystkim do nauczycieli. Nie jest tajemnicą, że nie potrafimy jako nauczyciele uczyć tej matematyki. To jest jednak pięta achillesowa i to może powoduje, że w dzieciach czasami pojawia się lęk, obawa, takie zniechęcenie, że ta matematyka może być kulą u nogi czy przyczyną dramatu na maturze.

    J.P.: No, biorąc pod uwagę to, że zaledwie kilkanaście procent maturzystów wybrało matematykę, kiedy nie była ona jeszcze obowiązkowa, no to rzeczywiście te obawy są chyba duże.

    S.B.: Są może uzasadnione, natomiast... Znaczy ja jestem z pokolenia, które zdawało matematykę i jakby nie było z tym problemu, nie korzystałem z żadnych innych dodatkowych pomocy naukowych na egzaminie z matematyki. Natomiast zwracam uwagę na to, że rzeczywiście jest to novum i to, żeby nie było dramatów na egzaminie maturalnym, jest ogromnym wyzwaniem dla środowiska nauczycielskiego. Zresztą my parę lat temu zwracaliśmy uwagę na to, kiedy wracała dyskusja o matematyce na maturze, że może najpierw zastanówmy się, czy mamy naprawdę całą metodykę, kadrę, wszystko to, co wiąże się z prawidłowością nauczania tego przedmiotu na takim poziomie, który gwarantuje, że dziecko chcące się tego nauczyć, przynajmniej w tym stopniu dostatecznym, taką umiejętność posiądzie.

    J.P.: Zdaniem pana przewodniczącego mamy?

    S.B.: Może nie wszędzie, ale w zdecydowanej większości tak. I świadomość, że matematyka będzie na maturze, będzie zmuszała nauczycieli do tego, żeby wykrzesać z siebie maksimum sił, aby dziecko nie przeżywało z tego powodu dramatu.

    J.P.: No to my już teraz możemy maturzystom życzyć powodzenia. Jeszcze nie maksimum, ale już pewne siły muszą z pewnością wykrzesać, żeby się przygotować. Dziękuję bardzo.

    S.B.: Dziękuję bardzo.

    J.P.: Moim gościem był Sławomir Broniarz, Przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego.

    (J.M.)