Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 07.08.2009

Nie ma rozwoju bez dobrej edukacji

Dobrych nauczycieli nie pozyskamy samą ideologią i samą misją i posłannictwem. Także musimy im zapewnić godziwe wynagrodzenia.

Jakub Urlich: W Sygnałach Dnia witamy Sławomira Broniarza, Prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego. Dzień dobry.

  • Sławomir Broniarz: Dzień dobry.

    Wiesław Molak: Podwyżki płac dla nauczycieli będą w przyszłym roku niższe niż planowano – tak zapowiada szef zespołu doradców strategicznych premiera, minister Michał Boni. Dziś związki zawodowe spotykają się z ministrem Bonim i wiceminister edukacji Krystyną Szumilas. Zaskoczył Michał Boni związki zawodowe i nauczycieli?

    S.B.: No raczej tak, dlatego że mimo sympatii, jaką wzbudza pan minister Boni, to nadal jest to jednak tylko i wyłącznie osoba szefa zespołu doradców, a w takim trybie przesądzającym stwierdzenie, że te podwyżki będą niższe, raczej nie stwarza dobrego klimatu do dzisiejszych rozmów.

    W.M.: Ale te podwyżki na ten rok będą takie jak są zapowiadane, teraz zapowiadane.

    S.B.: Tutaj nic nie wskazuje na to, żeby wrześniowa podwyżka była zagrożona...

    W.M.: Czyli te 5%, tak?

    S.B.: Tak, pięcioprocentowa podwyżka od września. Minister Edukacji wielokrotnie podkreślała, że wrześniowy wzrost wynagrodzeń, drugi w tym roku nie jest w jakiejkolwiek mierze zagrożony.

    W.M.: Pierwsza perspektywa zapowiadała dwie pięcioprocentowe podwyżki także w 2010 roku, ale rząd i związki przecież podpisały uzgodnienie, że w wypadku pogorszenia się sytuacji budżetowej czy zmniejszenia tempa wzrostu gospodarczego trzeba będzie dokonać innej analizy.

    S.B.: No tak, to porozumienie, o którym pan mówi, kończyło paromiesięczne negocjacje w 2008 roku, negocjacje, które, przypomnę, zostały spowodowane strajkiem nauczycieli zorganizowanym przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. Istotnie jest tam zapis mówiący o tym, że wzrost wynagrodzeń w roku 2009 będzie dwa razy dokonany w roku, a w roku 2010 skala wzrostu będzie nie mniejsza niż w roku bieżącym, z tym, że musi ona uwzględniać sytuację budżetu państwa. Więc chcielibyśmy wiedzieć, na ile propozycje rządu będą tę sytuację budżetową uwzględniały. Mam nadzieję, że będą one jednak zgodne z naszymi oczekiwaniami. Przypomnę, że mówimy o grupie zawodowej, która nigdy do najbogatszych nie należała, grupie zawodowej, która swoje uposażenie zawsze musiała z rządu wyszarpać, wywalczyć, a jednocześnie grupie zawodowej, której obiecano, że jednak polskie dzieci będą uczone przez dobrze wynagradzanych nauczycieli.

    J.U.: Ale sam pan przyznaje, że jednak każde sto złotych, które dla nauczycieli są ważne, pomnożone przez ilu? Przez pół miliona pracujących...

    S.B.: No, ponad pół miliona nauczycieli, tak.

    J.U.: To są gigantyczne pieniądze dla budżetu.

    S.B.: No tak, ale na moment odbiegnę od podwórka polskiego. W tej chwili w Niemczech trwa poszukiwanie nauczycieli. Kilka lat temu europejskie związki zawodowe również rozpoczynały akcję „Europa potrzebuje nauczycieli”. To były braki już idące w miliony, spowodowane m.in. tym, że skala wynagrodzeń była nieadekwatna do obowiązujących w tych krajach relacji płacowych i podobna sytuacja może być u nas. Ale jednocześnie zwracam uwagę na to, że sto złotych dla nauczyciela to są ogromne pieniądze, to jest nadal znacząca kwota w naszym budżecie comiesięcznym. Oczywiście, mnożona przez tę rzeszę ponad pół miliona daje jakieś oszczędności w budżecie, tyle tylko, że... zwracam uwagę na to, iż edukacja, co jest truizmem, to jest najbardziej dochodowa inwestycja. W związku z tym jeżeli mamy mówić o rozwoju, o prorozwojowej działalności państwa, mamy mówić o realizacji tego rządowego projektu, którego autorem jest Michał Boni, no to nie oszczędzajmy na edukacji.

    W.M.: No ale wszyscy oszczędzają naokoło. A pan mówi: rząd nie może robić cięć w budżecie kosztem nauczycieli.

    S.B.: Dlatego, że – powtórzę – jeżeli mamy rzeczywiście mówić o rozwoju, to mamy stwarzać dobrą edukację, tę edukację od przedszkola po szkoły wyższe. To w tej dobrej edukacji mają być dobrzy nauczyciele, ale tych dobrych nauczycieli nie pozyskamy tylko i wyłącznie samą ideologią i samą misją i posłannictwem. Także musimy im zapewnić godziwe wynagrodzenia. A przypomnę, że dzisiaj rozpoczynający pracę w szkole nauczyciel zarabia na poziomie 1800 do 2000 złotych brutto, w związku z powyższym to nie są kwoty, które mogłyby absolwenta wyższej uczelni przyciągnąć do tego pięknego zawodu.

    J.U.: Panie prezesie, dzisiejsze spotkanie z ministrem Bonim i z panią wiceminister Krystyną Szumilas, czy możliwe jest porozumienie, czy postawicie twarde „nie” i nie będzie żadnej dyskusji?

    S.B.: Znaczy ja sądzę, że to dzisiejsze spotkanie będzie taką próbą wzajemnego wysłuchania się, ale jednocześnie mam nadzieję, że także strona rządowa zaprezentuje bardziej skonkretyzowane stanowisko aniżeli to, czego byliśmy świadkami w dniu wczorajszym.

    J.U.: Czyli jeżeli będą argumenty, jeżeli ta propozycja zostanie przekonująco uzasadniona, to się zgodzicie.

    S.B.: Nie sądzę. Nie sądzę dlatego, że to będzie pierwsze spotkanie, tak zresztą zakładaliśmy, że dzisiaj będzie okazja do tego, abyśmy poznali bardziej skonkretyzowane stanowisko rządu, ale przypomnę, że decyzje w związkach zawodowych zapadają z reguły na gremiach kolegialnych, poza tym musimy mieć czas na to, żeby tę propozycję rządową rozważyć. I to wymaga czasu, wymaga także weryfikacji, wymaga czasu i rozmowy z nauczycielami. A przypomnę, że to nie jest dobry moment na dyskusję z nauczycielami, bo akurat mamy pełnię wakacji i spora część naszych koleżanek i kolegów wypoczywa albo też po prostu dorabia pracując po to, żeby można było dzieciom tę wyprawkę szkolną 1 września po prostu zakupić.

    W.M.: A czy wszystkie związki zawodowe są jednego zdania?

    S.B.: Trudno mi powiedzieć. Jeżeli chodzi o ten wspólny mianownik, to ten wspólny mianownik zdefiniowany w chęci utrzymania dotychczasowego wzrostu wynagrodzeń pewnie nas łączy. Ja sądzę, że tutaj nie ma między nami rozbieżności. Nie sądzę też, aby były duże różnice związane z trybem wdrażania podwyżek. Oczekujemy, że ona będzie jednak od 1 stycznia. Zobaczymy, jak dwa pozostałe związki zawodowe odniosą się do szczegółowych propozycji, ale sam z zainteresowaniem na te szczegółowe propozycje czekam.

    W.M.: A jak nie? Jak nie będzie tej podwyżki od stycznia 2010 roku?

    S.B.: Nie sądzę. To znaczy ja rozumiem, że jest chęć do tego, ażeby w tym sezonie ogórkowym jakoś atmosferę troszeczkę podgrzać, ale nie sądzę, aby było to celowe. Najpierw dajmy szansę rządowi na wyartykułowanie swoich propozycji. Będzie czas na to, żeby te propozycje weryfikować, rozmawiać z nauczycielami i podejmować decyzje. Przypomnę, że ta podwyżka ma zaistnieć od 1 stycznia 2010 roku. Mamy jeszcze kilka miesięcy na dyskusję na ten temat.

    J.U.: Mówił pan przed chwilą o sytuacji w Niemczech w edukacji. Kilka dni temu prasa pisała, że niemieccy związkowcy w Berlinie chcą sprowadzać także polskich nauczycieli do pracy w niemieckich szkołach. U nas, jak pan powiedział, zarabia się niewiele. Niemiecki nauczyciel zaczyna pracę z pensją 1,5 tysiąca euro. Wyjadą nauczyciele?

    S.B.: Ten problem jest problemem, który od wielu lat pojawia się w Europie. W Europie brakuje nauczycieli, ale tak na marginesie – poziom przygotowania zawodowego naszych nauczycieli należy do najwyższych w Europie, dziewięćdziesiąt kilka procent moich koleżanek i kolegów to są osoby z wyższym wykształceniem. A więc ich poziom zawodowy jest taki, o którym w wielu krajach europejskich można marzyć. Natomiast, oczywiście, to 1500 euro przemawia do wyobraźni, tylko chcę zwrócić uwagę na to, że inne są koszty utrzymania w Niemczech, a inne u nas. Natomiast wielu moich kolegów pracuje w Niemczech. Miałem okazję kilka dni temu przebywać w Słubicach i tam, w tym mieście nie tylko na uniwersytecie Viadrina, ale także w szkołach pracują polscy nauczyciele. To dowodzi jednego – że to są rzeczywiście dobrze przygotowane osoby do wykonywania tego jakże pięknego i potrzebnego zawodu.

    J.U.: Podobno problemem może być jednak język niemiecki. Jakiego tak naprawdę spodziewa się pan... jakiej reakcji na to wezwanie niemieckich związkowców?

    S.B.: Marginalnego. Marginalnego, ja sądzę, że Niemcy mają rzeczywiście problem, ich oczekiwania adresowane są nie tylko do Polski, ale także do krajów Europy Wschodniej, wobec powyższego być może na Węgrzech, w Rumunii znajdą się osoby chętne do pracy w szkołach niemieckich. Nauczyciele polscy, jeżeli ich poziom przygotowania języka niemieckiego na to pozwala, bardzo chętnie podejmują dodatkową pracę w szkołach czy przedszkolach niemieckich.

    W.M.: Czy od 1 września sześciolatki zostaną w przedszkolu, czy pójdą do szkoły?

    S.B.: No, to jest problem. To był jeden z takich sztandarowych pomysłów obecnego rządu. Dobrze się stało, że ustawowo przesunięto ten obowiązek do 2012 roku. Dobrze dlatego, że po pierwsze tutaj reakcja rodziców, z którymi tego problemu nie konsultowano tak na dobrą sprawę. Jeżeli można mówić, że coś zostało położone, to przede wszystkim ta komunikacja między ministerstwem a rodzicami. Nie uważam, żeby problemem było przygotowanie szkół do przyjęcia sześciolatków, dlatego że tutaj samorządy z reguły stają na wysokości zadania i to nie jest problemem...

    J.U.: Ale to tego najbardziej właśnie bali się rodzice.

    S.B.: No tak, ale przecież także wśród paru milionów słuchaczy Sygnałów Dnia są osoby, które poszły od 6 lat do szkoły i to poszły wtedy, kiedy nikt nie zastanawiał się nad tym, czy mamy ławki, przygotowane do tego stoły, krzesła, toalety i tak dalej. Więc taka sama sytuacja była teraz. Istniała szansa, istnieje nadal szansa, jeżeli rodzice uważają, że ich dziecko jest do tego obowiązku gotowe, mają prawo z tego skorzystać. Natomiast ci, którzy uważają, że nie, ustawa także daje im szansę przetrzymania dziecka w przedszkolu.

    J.U.: No i wygląda na to, że ci, którzy mówią „nie” są w większości, bo jak pisze dzisiejszy dziennik Polska, w Katowicach do pierwszych klas pójdzie 2,7% sześciolatków, we Wrocławiu 2,3, w Krakowie 2%, w Łodzi 3,5, w Gdańsku na razie najwięcej – niecałe 5%. To jest rzeczywiście margines.

    S.B.: Tak, ale ja sądzę, że tego rodzaju wielkości pojawiały się także, zanim ustawa weszła w życie. Natomiast powtórzę: tutaj pewnym błędem była niezbyt dobra informacja, która z Ministerstwa Edukacji Narodowej nie wypłynęła do rodziców. To po pierwsze. A po drugie – nagle w mediach pojawiła się nie wiedzieć, czemu jakby nagonka przeciwko pomysłowi posyłania sześciolatków do szkoły. Nauczyciele byli gotowi do tego, żeby uczyć dzieci sześcioletnie w warunkach szkoły, samorządy pewnie też stanęły na...

    J.U.: A pana zdaniem to dobry pomysł, żeby sześciolatek szedł do szkoły?

    S.B.: Moim zdaniem zdecydowana większość polskich dzieci, jak pokazują badania Akademii Świętokrzyskiej, jest przygotowana do edukacji od 6. roku życia, więc tu by się nic nie stało, gdyby dziecko ten obowiązek spełniało od 6. roku życia. Problemem jest...

    W.M.: No tak, ale nie tylko nagonka mediów, bo przecież ze strony ministerstwa było coś takiego i jest coś takiego: jeżeli dziecko zostaje w przedszkolu mając 6 lat, to na przykład nie będzie mogło się uczyć czytać albo liczyć.

    S.B.: Znaczy tutaj te zawirowania programowe związane przede wszystkim z podstawą programową, z tym, że w pewnym momencie te oczekiwania wobec dzieci... to nie jest mój telefon.

    W.M.: To w tej sprawie chyba jakiś sms przyszedł.

    S.B.: Te oczekiwania programowe nie zostały w należyty sposób zrealizowane i tutaj pewien chaos pojawił się. Ale zwrócę uwagę na to, że polskie dziecko jest przygotowane do realizacji obowiązku od 6. roku życia, mankamentem była jednak sprawa podstawy programowej podręczników. Ale zwrócę uwagę na to, że problemem rzeczywistym to jest minimalne objęcie dzieci obowiązkiem wychowania przedszkolnego. W Polsce nadal jest to dramat – jesteśmy na samym końcu w Europie, jeżeli chodzi o wychowanie przedszkolne, i bez podwojenia co najmniej liczby dzieci objętych wychowaniem przedszkolnym nie jesteśmy w stanie w należyty sposób realizować zapisu o obowiązku szkolnym dla 6–latków.

    W.M.: Czyli spokojnie czekamy na rozpoczęcie nowego roku szkolnego.

    S.B.: Do tego zachęcam.

    W.M.: Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, był naszym i państwa gościem.

    S.B.: Dziękuję bardzo.

    (J.M.)