Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 10.09.2009

„Źle się robi prywatyzację pod budżet”

To jest informacja dla tych, którzy chcą kupować, bo będą wiedzieli, że będą rzucane duże ilości akcji na rynek, co nie zawsze sprzyja cenie.

  • Sylwia Zadrożna: Naszym gościem jest Janusz Lewandowski, eurodeputowany, wiceprzewodniczący Komisji Budżetowej Parlamentu Europejskiego. Dzień dobry.

    Janusz Lewandowski: Dzień dobry.

    S.Z.: Ostatnio minister skarbu państwa poinformował tutaj, przy okazji Forum Ekonomicznego, że rząd zdecydował się przyspieszyć prywatyzację, do końca przyszłego roku chce do budżetu z tego tytułu pozyskać blisko 37 miliardów złotych. Myśli pan, że to jest kwota realna?

    J.L.: To jest trudne zadanie w podwójnym sensie. Po pierwsze źle się robi prywatyzację pod budżet, czyli po to, żeby uzbierać pieniądze, które zmniejszają potrzeby pożyczkowe państwa. Cel jest szczytny, tylko to trochę wykrzywia jakby sposób działania prywatyzatora, on musi przede wszystkim zbierać te pieniądze, a czasami warto bardziej dołożyć w tym kontrakcie prywatyzacyjnym samej firmie, ją uzbroić w kapitał i mniej osiągnąć dla państwa, bo celem powinna być zdrowa firma po tej całej operacji. Zadanie jest trudne w podwójnym sensie, również dlatego, że na razie mamy... no co mamy? Wrzesień, a mamy niespełna 4 miliardy z prywatyzacji.

    S.Z.: A do końca roku ma być dwanaście według planów rządu.

    J.L.: A więc to jest informacja dla wszystkich tych, którzy chcą kupować, bo oni będą wiedzieli, że będą rzucane duże ilości akcji na rynek, co nie zawsze właśnie sprzyja cenie. Ale powiedziawszy to, co powiedziałem, że to jest podwójnie trudne i niewdzięczne, jeżeli się wybiera w sytuacji ciągle chudych lat w gospodarce pomiędzy podwyższaniem podatków a zasilaniem tych potrzeb pożyczkowych z prywatyzacji, to wybieram prywatyzację. Również dlatego, że ja nie wierzę w dobre zarządzanie państwowe, ono po prostu stanowi zbyt wielką pokusę obsadzania rad nadzorczych i dyrygowania firmami wedle widzimisię aktualnego rządu i to jest jakaś nieuleczalna choroba.

    S.Z.: Ale z drugiej strony mamy kryzys, są trudne czasy, każdy ogląda dolara, euro i złotówkę z każdej strony, no i są na pewno trudniejsze czasy do sprzedaży.

    J.L.: To jest trudny czas z wyjątkiem tych niewielu podmiotów w świecie, które właśnie w takich czasach wybierają się na łowy prywatyzacyjne, bo szukają okazji.

    S.Z.: Szukają okazji.

    J.L.: Akurat w przypadku stoczni to się nie udało, bo rzeczywiście kryzys jest tak głęboki, że nikt nie zamawia statków, więc nie warto kupować stoczni i to spełzło na niczym. Rzeczywiście ma się do czynienia niejednokrotnie z partnerami, którzy szukają bardziej okazji niż długotrwałego zaangażowania, no ale po 20 latach przemian powinno być już tyle doświadczeń, również w okolicach Skarbu Państwa, żeby się nie dać nabrać.

    S.Z.: Czyli na przykład sektor energetyczny, bo takie spółki planuje się sprzedawać, myśli pan, że znajdzie nabywców?

    J.L.: To są akurat... Energetyka, która jest bardzo mocno okopana na swoich rynkach, bo to są dawne monopole i kiedyś w tym naszym świecie nikt sobie nie wyobrażał, że może zmienić dostawcę prądu czy dostawcę gazu, w tej chwili jest to teoretycznie możliwe, ale praktycznie jesteśmy ciągle zależni od tych samych molochów i one są przez to niezwykle atrakcyjne na rynku, bo się kupuje rynek, a nie tylko samą firmę. Więc tu jestem optymistą co do właśnie pozyskania pieniędzy poprzez energetykę. A wszyscy, którzy krzyczą, że to jest wyprzedaż naszych „sreber narodowych” i zagraża bezpieczeństwu energetycznemu, powinni wiedzieć, że tego problemu bezpieczeństwa nie da się rozwiązać poprzez poszczególne firmy i one nie są nośnikiem bezpieczeństwa. Nośnikiem bezpieczeństwa może być tylko wspólna obrona całej Europy wobec takich monopolistycznych dostawców jak Gazprom na przykład.

    S.Z.: To jest zresztą tytuł chyba panelu, w którym pan dzisiaj będzie brał udział tutaj, w Krynicy.

    J.L.: Tak, tak, właśnie „Solidarność i bezpieczeństwo”, jedno idzie w parze z drugim, jedno i drugie jest przegadane na razie w Europie, czyli więcej słów niż czynów, ale tylko w taki sposób, przy takim wielkim rynku 500 milionów mieszkańców naszego kontynentu można dyktować warunki na świecie, a nie być zależnym od kogoś. Ta czy inna firma jest tylko takim pionkiem na szachownicy w tej wielkiej rozgrywce energetycznej.

    S.Z.: Rzeczywiście chyba tak ma być, że prywatyzacja ma uratować budżet i uratować przede wszystkim Polaków przed podwyżką podatków. Tutaj minister Boni ujawnił w Krynicy, że do końca tej kadencji parlamentu rząd nie przewiduje żadnej zmiany w podatkach, czyli ani w przyszłym roku, ani w roku 2011 te podatki nie powinny wzrosnąć.

    J.L.: Bardzo odważna deklaracja, która jednocześnie w takim podtekście zawiera wielki optymizm co do tego, że świat wychodzi z kryzysu i w ten sposób również te rynki, na które my szukamy jako swoich rynków dla eksportu towarów i usług, będą coraz wdzięczniejsze, czyli pokryzysowe. No, jeżeli nie nazywamy akcyzy podatkiem, to pewnie ta odważna zapowiedź się spełni, ale myślę, że jakieś ruchy z akcyzą będą.

    S.Z.: A myśli pan, że to wychodzenie z kryzysu to jest na razie zbyt optymistyczne powiedzenie?

    J.L.: No, my jesteśmy w sytuacji trochę takiego zarażenia jak tą słynną świńską grypą – ognisko jest zupełnie gdzie indziej. Jesteśmy całkowicie niewinni, ale globalna wioska, czyli świat zaraża. I tak samo jest z tym kryzysem. On nie dotarł do Polski w sensie wskaźników gospodarczych. On jest namacalny w Krośnie, bo są takie miejsca biedy dotknięte upadkiem fabryki, gdzie dla ludzi jest ten kryzys bardzo namacalny. Ale ja siedząc na swoim Pomorzu, czyli z drugiej strony Polski, nie bardzo widziałem ten kryzys w głowach tysięcy czy setek tysięcy wczasowiczów, nie widzę go w głowach kupujących w polskich supermarketach. I ten optymizm...

    S.Z.: No właśnie, bo ta sprzedaż rośnie ogromnie.

    J.L.: No, nasz popyt już tak nie rośnie. Myśmy wygrali te doskonałe wskaźniki gospodarcze jednak na różnicy między eksportem i importem, tak że widać, że ludzie bardziej szanują to, co mają w kieszeni, ale nadal ten optymizm, ten taki powiedziałbym głód, żeby żyć normalnie, jak Europa, jest dźwignią też polskiej gospodarki.

    S.Z.: Co ciekawe, mimo kryzysu gospodarczego rośnie znaczenie naszych firm. Wczoraj tutaj, w Krynicy, została zaprezentowana lista 500 największych firm w regionie, w Europie Środkowo–Wschodniej, i okazuje się, że aż 188 polskich firm znalazło się na tej liście, o 12 więcej niż przed rokiem.

    J.L.: No bo inne idą w dół, a nasze się bronią przed kryzysem i dlatego awansują w takich rankingach. My byliśmy bezradni wobec tych dziwnych tworów przemian w Rosji, miliardowych fortun, które nagle zaczęły topnieć w czasie kryzysu, bo niekiedy były to tak zwane wirtualne pieniądze, a gospodarka realna szła w górę tam, gdzie się broni przed kryzysem. Dlatego broni się Lotos, który robi gigantyczny program inwestycyjny, czy PGNiG, czy Orlen. To są firmy, które w bardzo trudnych czasach sobie radzą.

    S.Z.: I na koniec nie mogę nie zapytać, jak ocenia pan swoje szanse na fotel, stanowisko komisarza w Komisji Europejskiej w następnej kadencji?

    J.L.: Dopóki piłka w grze, to w grze. Oby z lepszym wynikiem niż wczoraj, i w koszykówce, i zwłaszcza w tragicznym...

    S.Z.: Szczególnie w piłce nożnej, tragicznym...

    J.L.: ...w tragicznym wydarzeniu w Mariborze. Polska jest liderem tego regionu nie tylko w wielkości firm, ale i w swoim przywództwie europejskim. Ma szefa Parlamentu, powinna mieć solidną tekę, gdzie będzie można pod osłoną zasad Unii Europejskiej bronić wolności gospodarczej i solidarności.

    S.Z.: Janusz Lewandowski, eurodeputowany, wiceprzewodniczący Komisji Budżetowej Parlamentu Europejskiego, był naszym gościem. Dziękuję uprzejmie.

    J.L.: Dziękuję.

    (J.M.)