Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 21.04.2009

O szacunek dla wsi przy tworzeniu list

Może pan prezes dokona pewnej refleksji i za rok, jak się spotka z rolnikami, to będzie mógł powiedzieć: proszę, to jest wasz przedstawiciel w Unii.

  • Grzegorz Ślubowski: Naszym gościem jest były Minister Rolnictwa, no i do niedawna polityk Prawa i Sprawiedliwości, poseł Prawa i Sprawiedliwości, teraz już powinienem powiedzieć: poseł niezrzeszony, Wojciech Mojzesowicz. Dzień dobry.

    Wojciech Mojzesowicz: Dzień dobry państwu, dzień dobry panu.

    G.Ś.: Panie pośle, dobrze przedstawiłem?

    W.M.: No, jeszcze mógłby pan, jeśli można dodać, półtorej kadencji szef Komisji Rolnictwa. Tu chodzi cały czas z branżą rolnictwa związany w sejmie.

    G.Ś.: Ale już poseł niezrzeszony.

    W.M.: Tak, już poseł niezrzeszony, to prawda.

    G.Ś.: Dlaczego pan odszedł z Prawa i Sprawiedliwości? Dlatego, że Ryszard Czarnecki jest złym kandydatem na europosła?

    W.M.: Myślę, że są dwie sprawy. Pierwsza, o wiele ważniejsza – chcę przypomnieć, że Prawo i Sprawiedliwość od 2005 roku wygrywała wybory parlamentarne na wsi, w 2005 roku wygrała wybory prezydenckie na wsi i wybory samorządowe i w bardzo trudnym okresie w 2007 roku, gdy partia dołowała, traciła władzę, wygrała też wybory, PiS wygrał też wybory na wsi.

    Nie ukrywam, że w tym był spory mój udział, dlatego dzisiaj przy budowaniu list do Parlamentu Europejskiego, gdzie w Parlamencie Europejskim 47% budżetu Unii Europejskiej to środki na rzecz rolnictwa, gdzie bardzo dużo rzeczy dotyczących polskiej wsi będą tam się działy w Unii Europejskiej, w związku z tym zwróciłem się do władz mojej partii, że w 13 okręgach, w tym w 10 okręgach, gdzie potencjalnie mógł być eurodeputowany, no, nie wyobrażam sobie, żeby w jednym z tych okręgów liderem listy ze względu na szacunek do wsi, która oddawała głosy na PiS, i to, że trzeba tam fachowo mówić, nie był młody, wykształcony, dobry rolnik, który mógłby fachowo, zdecydowanie i mądrze mówić w Unii Europejskiej, domagając się, pilnując interesu polskiego rolnictwa.

    G.Ś.: I tym wykształconym, dobrym kandydatem miał być Kosma Złotowski.

    W.M.: Nie, panie redaktorze, pan redaktor mówi o okręgu kujawsko–pomorskim, a ja mówię o Polsce. Ja mówię o 13 okręgach, w tym 10 okręgach, gdzie potencjalnie mógłby... kandydat potencjalny może według wyliczeń zdobyć mandat do Parlamentu Europejskiego, nigdzie nie jest umieszczony żaden rolnik. W związku z tym nie zgadzam się z tym, dbająco o dobre imię partii, bo przecież niedawno, kilka tygodni temu odbył się wielki kongres rolny PiS-u, gdzie było ponad tysiąc rolników i tam wiele mówiliśmy o sprawach wsi, tam występował pan prezes, tam przedstawiliśmy program rolny PiS-u. Program rolny PiS-u dotyczy działalności polskiego rządu w ramach naszego budżetu i naszej polityki rolnej, państwa. I część programu dotyczy realizacji tej polityki rolnej w Unii Europejskiej. I dlatego jestem zdeterminowany, przekonany byłem, że moja partia będzie chciała mieć szacunek do wsi, że na jednym z tych miejsc będzie ktoś na pierwszym miejscu. No i nie ukrywam, że po wyborach, jakby się okazało, że PiS, który wygrywa na wsi wybory, nie ma przedstawiciela wsi w Parlamencie Europejskim, uważam, że byłoby to nieuczciwe.

    G.Ś.: Panie pośle, no ale nie jest tajemnicą, bo piszą o tym gazety, że powodem konfliktu pana z prezesem Jarosławem Kaczyńskim była sprawa właśnie pierwszego miejsca w okręgu kujawsko–pomorskim, że chodziło o to, żeby tam wystartował właśnie, no, kandydował Ryszard Czarnecki. Pan się na to nie zgadza.

    W.M.: Może żebyśmy mówili spokojnie, precyzyjnie – kandydatem na pierwszym miejscu był pan Kosma Złotowski. Nie ja wymyśliłem tę kandydaturę, tylko pan prezes, wszem i wobec ogłaszał od ponad roku, że ta osoba będzie kandydatem z pierwszego miejsca. Chcę następnie powiedzieć, że na zarządzie głównym została ona zatwierdzona. Wracając do domu, odpowiadałem na pytania lokalnych dziennikarzy i powiedziałem, że jest zatwierdzona ta osoba. Ona o tym wiedziała. I nagle dowiadujemy się w przeciągu dwóch, trzech godzin, że ona została zmieniona. Oczywiście, w międzyczasie proponowano, żebym ja startował z pierwszego miejsca, to prawda, natomiast to było... jeżeli szanujemy władze partii, to jeżeli zarząd główny zatwierdził pana Kosmę Złotowskiego, to nie można telefonicznie zmieniać kandydatur.

    Poza tym uważam, że nasz region, może nieduży, ale piękny, kujawsko–pomorski ma prawo do tego, żeby partie polityczne wystawiały na bardzo ważne funkcje osób z tego regionu. Mieliśmy wojewodę za czasów rządów PiS-u z Wielkopolski, teraz mamy kandydata do Europarlamentu z Dolnego Śląska. Naprawdę w tym województwie jest sporo osób, które mogą te funkcje pełnić i uważam, że jako lider partii w tym regionie jeszcze do rana, miałem obowiązek, nie tylko prawo mówić o tych sprawach, bo mi chodziło o dobry wynik, a dobry wynik związany z tym, że ludzie powinni kojarzyć kandydata z tym regionem.

    G.Ś.: Pan już tydzień temu zapowiedział, że jeśli nie będzie zmiany tutaj na stanowisku kandydata, to pan zrezygnuje z PiS-u. Czy ktoś próbował pana powstrzymywać, czy były telefony od prezesa Kaczyńskiego, czy były propozycje jakichś stanowisk?

    W.M.: Może inaczej, panie redaktorze, precyzyjnie – nie powiedziałem, bo przed świętami to było, że zrezygnuję. Trzeba wyznaczyć sobie jakiś termin, no przecież można było tę dyskusję prowadzić w nieskończoność. Powiedziałem, że myślę, że w przeciągu 10 dni, a akurat to było do wtorku następnego, podejmie pan prezes korekty w decyzjach, jeżeli chodzi o listy, i uważałem, że to jest dla dobra naszej formacji politycznej, dlatego że mówię... Bo są dwie rzeczy – ten szacunek do wsi i fachowiec w Parlamencie Europejskim, no i kwestia lokalna. Ja na przykład osobiście nie mam nic przeciwko panu Czarneckiemu jako człowiekowi, nie mam nic przeciwko Czarneckiemu jako osoby, która była w Parlamencie Europejskim, natomiast województwo kujawsko–pomorskie i siła partii musi być pokazywana przez to, że mamy ludzi, którzy mogą pełnić różne poważne funkcje.

    G.Ś.: Ale próbowano z panem rozmawiać, próbowano pana powstrzymywać od tej decyzji? Były jakieś propozycje?

    W.M.: No właśnie, próbowano mnie przekonywać, że to status quo powinno pozostać, z czym ja się zgodzić nie mogłem i dlatego podjąłem taką decyzję.

    G.Ś.: A, panie pośle, dzisiaj pana byli koledzy, no, nie oceniają, niektórzy przynajmniej, nie oceniają pana najlepiej. Ja przeczytałem na przykład wypowiedź Zbigniewa Girzyńskiego z Torunia, który napisał, że jest pan awanturnikiem, z którym nie dało się współpracować. „Teraz na szczęście nie będę już musiał robić” – tak napisał pan Girzyński.

    W.M.: Ja bym chciał powiedzieć jedną rzecz. Ja pierwszy raz w parlamencie byłem 20 lat temu i jak pan Girzyński tyle czasu będzie w parlamencie bez kompromitowania się, to powiem, że jest dobry. A poza tym chcę jedną rzecz powiedzieć. Jakbym bym pierdoła, ja nie mówię, że jestem awanturnik, to bym nie był w polityce, nikt by się ze mną nie liczył. Mam swój charakter, mam swoje zdanie, nie awanturuję się, ale nieraz tupnę, krzyknę i dobitnie powiem, nie zastanawiam się, czy coś stracę, czy będę na liście. Może różnica między mną a panem Girzyńskim jest taka, że jego żadna formacja polityczna nie jest w stanie pozytywnie ocenić i jego bytność polityczna jest albo w PiS-ie, albo nigdzie. W moim przypadku jest to całkiem inaczej. Najpierw działalność w parlamencie, swoje zdanie, a potem przynależność i miejsce na liście.

    G.Ś.: Czyli teraz pan tupnął i co dalej?

    W.M.: Teraz dalej będę pracował w komisji. Jestem przekonany, że w tej komisji bierze się pod uwagę, to co mówię i to dla mnie jest ważne. Jak pan zauważył, słyszałem wypowiedź pana Iwińskiego, bo ktoś go pytał, czy mogę przyjść do SLD. Mam tam wielu kolegów, z nimi pracowałem w komisji, poseł Ajchler na przykład, i ich doceniam, jeżeli chodzi o wiedzę, natomiast z punktu widzenia historycznego jest to niemożliwe, dlatego że byliśmy z innych miejsc, z innych obozów politycznych, z innych poglądów. Ja szanuję ich poglądy, oni szanują moją wiedzę i nawzajem, więc to jest całkiem co innego. Przyjemnie się słucha, jak ktoś tam mówi, że jest się fachowcem w danej branży, co nie znaczy, że politycznie mamy się zjeść, ale politycznie wspólnie działać byłoby nam trudno.

    G.Ś.: No ale to ja rozumiem, że pan teraz szuka ugrupowania, tak, panie pośle?

    W.M.: Nie, nie szukam ugrupowania, tylko odnoszę się do wypowiedzi, dla mnie jest bardzo... przyjaznych i obiektywnych. Kolega Girzyński no cóż może więcej zrobić, jak mnie zaatakować w stylu, nie powiem, niedużej grupy, bo mała grupa jest agresywna w PiS-ie wbrew temu, co się mówi, reszta to spokojni, sensowni ludzie, ale mi się wydaje, że takich Girzyńskich jakby było mniej, to PiS by całkiem inaczej wyglądał.

    G.Ś.: No to co dalej z PiS-em w takim razie? No bo pan nie jest przecież pierwszym posłem, który odchodzi z tego ugrupowania.

    W.M.: Ja myślę, że po moim odejściu pan prezes Kaczyński i jego najbliższe otoczenie zaczęło interesować się przedstawicielami polskiej wsi. Myślę, że jakby zrobił tę korektę, o którą prosiłem, naprawdę pokazałoby całkiem inny obraz prezesa, który nawet przy tej ostrej na zewnątrz dyskusji, można było dojść do kompromisu. Ten kompromis by był pozytywny dla formacji politycznej. Przyznawanie się do błędu nie jest rzeczą złą. Jakby pan prezes zauważył, że może w tym całym ferworze i w walce o te miejsca różnych osób, które chcą być w Parlamencie i niedużo do niego wnoszą, jeżeli chodzi o Parlament Europejski, to wynik by był o wiele lepszy. Ale cóż, może jeszcze to uczyni. Myślę, że powinien to zrobić, jeżeli...

    G.Ś.: Czyli liczy pan jeszcze na telefon od prezesa?

    W.M.: Nie, nie, ja nie liczę na telefon od prezesa, bo to już jest niemożliwe, ani ja bym nie chciał na żadne tematy rozmawiać, podjąłem decyzję, odszedłem, ale może pan prezes dokona pewnej refleksji i rzeczywiście za rok, jak się spotka z rolnikami, którzy jeszcze pozostaną przy PiS-ie, to będzie mógł powiedzieć: proszę, mam fachowca w Unii Europejskiej, to jest wasz przedstawiciel. Cóż powie tym rolnikom, jak przyjadą za rok?

    G.Ś.: Panie pośle, jaka będzie pana przyszłość w polskiej polityce?

    W.M.: Ja o przyszłość się nie martwię. Ja myślę tak, że kadencji mamy jeszcze dwa lata i najważniejsze, by coś sensownego w tym robić. Ja nigdy nie zastanawiałem się, muszę panu redaktorowi powiedzieć, rzeczywiście ktoś mówi, że zmieniam partie polityczne, natomiast z drugiej strony może partie są chore. W związku z tym pytanie: czy trzeba być w chorych partiach, czy trzeba mówić, że...

    G.Ś.: No, trochę pan zmienia, prawda? Samoobrona, PSL...

    W.M.: Rzeczywiście, ale chcę panu powiedzieć jedną rzecz, że czy Samoobrona w tym stylu, co działała, to powinienem w niej pozostać, czy w pewnym momencie powinienem powiedzieć: no nie, nie da się dalej? Więc tak powiedziałem: nie da się dalej i odszedłem. Jeżeli chodzi o PiS, całkiem inna formacja. Ale chcę generalnie powiedzieć – jeżeli nie ma na listach przedstawicieli wsi, a ja tych rolników do PiS-u przekonałem, bo jak przychodziłem do PiS-u, to PiS miał piątą pozycję na wsi. Przekonałem, myślę, że mam spory udział w tym wszystkim, to moim obowiązkiem mówić, że jeżeli są głosy z tej wsi, to trzeba ją szanować. A jeżeli tego szacunku nie ma, to muszę podjąć taką, a nie inną decyzję.

    G.Ś.: Dziękuję bardzo. Moim gościem był Wojciech Mojzesowicz, no, już od dzisiaj poseł niezrzeszony.

    (J.M.)