Logo Polskiego Radia
Jedynka
Marlena Borawska 11.10.2010

Katyń według Andrzeja Przewoźnika

Andrzej Przewoźnik niemal całe swoje życie walczył o prawdę i pamięć o Katyniu. Przez lata zbierał materiały do własnej książki na ten temat.
Andrzej Przewoźnik, 1963-2010Andrzej Przewoźnik, 1963-2010źr. TVP info
Posłuchaj
  • Rozmowa z Jolantą Przewoźnik i Jolantą Adamską [nagranie archiwalne z radiowej Jedynki o książce "Katyń. Zbrodnia. Prawda. Pamięć - 11.10.2010]
Czytaj także

Historia Katynia była dla niego bardzo ważna. 10 kwietnia 2010 roku sam stał się jej częścią.

Dzieło jego życia, książkę "Katyń. Zbrodnia. Prawda. Pamięć " dokończyła  jego żona Jolanta Przewoźnik.

- Zaczęło się od szkoły średniej, przez cały okres studiów Andrzej bardzo intensywnie pracował, zbierał materiały , prowadził  wywiady z ludźmi, którzy mogli wyjaśniać najbardziej zawiłe kwestie związane z historią  Armii Krajowej, z funkcjonowaniem polskiego podziemia. Roobił to z wielką pasją z odwagą - opowiadała o genezie powstania książki Jolanta Przewoźnik.

Żona Sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa podkreślała, że miał on niezwykłą pamięć i świetnie kojarzył fakty, co świetnie oddaje jego książka.

- Publikacja ta jest właściwie kompendium tego, co sie już ukazało na temat Katynia. Tej książki nie trzeba czytać od pierwszej strony do ostatniej. Można ją czytać zygzakiem, na różne sposoby. Można zacząć od części historycznej jak i od rozdziału „Antykatyń”, czy „Mord” - mówiła o specyfice publikacji żona Andrzeja Przewoźnika.

Książka jest efektem wieloletniej, żmudnej pracy Sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

- Ta książka powstawała wiele lat, przy czym na początku te działania nie były świadome - mówiła na antenie Jedynki - Jolanta Adamska, współautorka książki.

Andrzeja Przewoźnika zapamiętała jako człowieka, którego pasją było zbieranie materiałów.

- Ja zawsze żartowałam, że nie powinni go wpuszczać do pomieszczeń z jakąś dokumentacją czy książkami - wspominała na antenie Jedynki Adamska, która była wieloletnim współpracownikiem Sekretarza.

Kiedy Andrzej Przewoźnik objął stanowisko szefa Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa miał 28 lat. Był dobrym szefem i świetnym organizatorem. Doprowadził do budowy polskich cmentarzy w Katyniu, Charkowie i Miednoje. jak wspomina jego żona miał twarde zasady i  miękkie serce. Posiadał umiejętności negocjacji, talent dyplomatyczny, niezwykła cierpliwość i wielka wrażliwość. To wszystko pomagało mu w osiąganiu celów które sobie stawiał.

Jak stwierdziła wdowa po Andrzeju Przewoźniku "on te materiały zbierał z sercem". Książkę "Katyń. Zbrodnia. Prawda. Pamięć " dokończyła, bo nie chciała by jego praca i pasja "poszły na marne".

- Pamiętam jak kiedyś  pobiegł do kwiaciarni i zamówił wieniec ze zbóż i polnych maków, by zawiźć go do Uzbekistanu. Jedna z pań powiedziała mu, że jej siostra umierając mówiła o tym, że chciałaby jeszcze raz zobaczyć polskie zboża i maki. I on te maki tam zawiózł. Taki właśnie był. Człowiek pasji, wielkiego serca, cudowny mąż i ojciec. Genialny historyk - opowiadała drżącym głosem żona Andrzeja Przewoźnika.

Książka "Katyń. Zbrodnia. Prawda. Pamięć " to licząca niemal 700 stron opowieść o zbrodni katyńskiej, jej przyczynach, przebiegu i skutkach oraz historia "kłamstwa katyńskiego". Przedmowę do książki napisał Jerzy Buzek, który jako premier 10. lat temu otwierał cmentarz w Katyniu.

Andrzej Przewoźnik planował ją wydać  w 70. rocznicę zbrodni. Książka właśnie się ukazała. Jej patronem medialnym jest Polskie Radio.

*

Jesteśmy w domu u śp. Andrzeja Przewoźnika. Pani Jolanta Przewoźnik.

Jolanta Przewoźnik: Dobry wieczór państwu.

I pani Jolanta Adamska.

Jolanta Adamska: Dobry wieczór.

Współautorka książki, która właśnie się ukazała, książki Katyń, zbrodnia, prawda, pamięć. Nazwałam tę audycję Andrzej Przewoźnik. Walka o prawdę. Nie miał trzydziestu lat, kiedy został sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa. Równocześnie zdążył poznać tych wszystkich ludzi, którzy jeszcze przeżyli do jego czasów, tych z Państwa Podziemnego, tych z emigracji. Rzeczywiście to była walka o prawdę i chęć poznania tej prawdy przez całe życie.

Jolanta Przewoźnik: Zaczęło się oczywiście szkoły średniej i rzeczywiście przez  cały okres studiów Andrzej bardzo intensywnie pracował, zbierał materiały, prowadził rozmowy, wywiady z ludźmi, którzy mogli wyjaśniać najbardziej zawiłe kwestie związane z historią Armii Krajowej, z funkcjonowaniem polskiego podziemia, z kwestiami polsko-węgierskimi w okresie II wojny. Mówił o tym z wielką pasją, pełną odwagą i miał już olbrzymią wiedzę. Zdobywał ją w tracie studiów, ale rzeczywiście wyróżniał się wiedzą o historii najnowszej.

Wiedza książkowa to jest jedna sprawa, a ta wiedza, która jest osobistym dziedzictwem to jednak jest całkiem co innego.

Jolanta Przewoźnik: Na pewno. Historia najnowsza jest fascynująca, bo można rozmawiać z ludźmi, którzy tę historię tworzyli. Wspaniałą postacią, którą zawsze Andrzej bardzo szanował, był profesor Felczak, nasz profesor na Uniwersytecie Jagiellońskim, Stanisław Dąbrowa-Kostka, człowiek, który pokierował go, uznał, że będzie świetnym historykiem, i rzeczywiście te jego przewidywania się sprawdziły. Oczywiście kontakty w Londynie, bo stypendium w Londynie i tam zbieranie materiałów, poznanie prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego i wielu, wielu osób, które na emigracji tworzyły specyficzny klimat tamtych lat i mówiły o przeszłości młodym ludziom, a on to zachował. Miał świetną pamięć, świetnie kojarzył fakty i naprawdę wyrastał na genialnego historyka. Marzył o tym, żeby pisać i zająć się pracą naukową. Los wskazał trochę inny kierunek.

Przez 18 lat był sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Kiedy dzwoniło się, mówiło się: czy zastaliśmy sekretarza generalnego? I zawsze ktoś poprawiał: sekretarza, sekretarza. Urodzony w 63 roku, czyli miał 28 lat, kiedy... bardzo młody, kiedy właściwie zaczął kierować pracami Rady.

Jolanta Przewoźnik: Może to młody wiek, ale wydawało się, że Andrzej jest do tego już przygotowany, ze sporym doświadczeniem. I tu właściwie wykazał swój talent również organizacyjny. Ciągłość tej pracy pozwalała mu na realizację planów w ciągu załóżmy 4-5 lat. Pewnie nie udałoby się zrealizować. Zawsze mówił, że efekty widać krótko, ale przygotowania trwają bardzo długo. Choćby Cmentarz Orląt we Lwowie, to było prawie 10 lat przygotowań.

Jolanta Adamska: W zasadzie pan Andrzej Przewoźnik stworzył nową Radę. Oczywiście przed powołaniem jego na sekretarza Rady Ochrony Pamięci już nastąpiła w roku 1989 zmiana na stanowiskach kierowniczych Rady Ochrony Pamięci, zostali powołani nowi członkowie Rady, przewodniczącym został pan Stanisław Broniewski-Orsza, były naczelnik Szarych Szeregów, jednak pracę w Radzie trzeba było przestawić zupełnie na inne tory. Rada to jednak była do 1988 roku instytucja realizująca głównie zamówienia państwowe, zamówienia rządowe, natomiast od przyjścia nowego kierownictwa Rady i zwłaszcza od przyjścia nowego sekretarza generalnego jeszcze wówczas na początku lat 90. ta działalności została zupełnie przestawiona. Po pierwsze do początku lat 90. Polskę ówczesną od dawnych Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej oddzielało coś w rodzaju można powiedzieć żelaznej kurtyny. Zostało tam tysiące grobów, mogił, cmentarzy, miejsc i walk, bitew, i miejsc męczeństwa narodu polskiego. Te miejsca były i nieznane, i zupełnie nie funkcjonowały w świadomości społecznej, ponieważ były przez wiele lat wymazywane, przemilczane. I pamięć o nich opierała się tylko na pamięci rodzin.

Jak przyszedł pan Andrzej Przewoźnik, to stanęliśmy przed olbrzymim zadaniem przede wszystkim w ogóle odkrycia Wschodu, tego, co się działo na Wschodzie. Przecież zdarzały się kuriozalne fakty, na przykład przy obronie twierdzy Brześć we wrześniu 1939 roku przez polską załogę na czele z generałem Plisowskim, który zginął, został zamordowany w Charkowie w ramach zbrodni katyńskiej, to mogiła obrońców twierdzy Brześć po stronie polskiej w Terespolu była pielęgnowana i to byli bohaterzy. Natomiast ci, którzy zostali zamordowani już na terenach poza granicą ówczesnej Polski, to byli po prostu zupełnie jakby inni żołnierze. I myśmy najpierw musieli wiele się dowiedzieć i to było bardzo trudne, ponieważ w bibliotekach nie było wydawnictw, nie było książek na ten temat, bo wszystko to było konfiskowane, usuwane. Zaczęli natomiast lawinowo pisać ludzie, dawni mieszkańcy Kresów, którzy pisali jeszcze właśnie za Polski Ludowej, upominając się o te miejsca. I myśmy po prostu pracowali dwutorowo. Z jednej strony zbieraliśmy informacje, z drugiej sami jeździliśmy po tym Wschodzie. To było odkrywanie zupełnie ziemi nieznanej. Jeździło się po różnych wertepach i to były naprawdę odkrycia – polski krzyż, polski napis, polski cmentarz, przeważnie w bardzo opłakanym stanie. Ale wiele takich miejsc udało się odkryć, zinwentaryzować i  potem podjąć działania, które pozwoliły w ogóle wybudować polski cmentarz czy polskie miejsce. I to właśnie tę pracę ustawił i, można powiedzieć, rozkręcił pan Przewoźnik.

Trzy misje katyńskie opisane w książce Stanisława Mikke: Śpij mężny. To wszystko wymagało pryncypialności i umiejętności koncyliacyjnych.

Jolanta Adamska: Ekshumacje w Charkowie i Miednoje były w 1991 roku. Były to krótkie, bo około dwutygodniowe, i prowadzone były dla potrzeb śledztwa rosyjskiego, Głównej Prokuratury Wojskowej. Natomiast prace sondażowe ekshumacyjne w latach 1994-96 w Katyniu, Charkowie i Miednoje prowadzone były już po uzgodnieniach w sprawie budowy cmentarzy na potrzeby budowy cmentarzy.

I właśnie w Katyniu zdarzyła się taka sytuacja, że polska ekipa, która przyjechała na początku września 1994 roku, spotkała się z taką demonstracją, z oporem pracownic sanatorium dziecięcego, które było (...) w ogóle miejsca, gdzie miały być przeprowadzone prace. Pracownice zostały po prostu wprowadzone w błąd informacjami, że Polacy zamierzają zawłaszczyć całość Lasu Katyńskiego i w związku z tym musi nastąpić likwidacja sanatorium dla dzieci. I wtedy właśnie, tak jak pisze pan Stanisław Mikke, który towarzyszył ekipie, sytuację uratował pan Andrzej Przewoźnik.

Pan Przewoźnik był świetnym negocjatorem. Po prostu często będąc obecny przy różnych rozmowach, no, denerwowałam się, uważałam, że może szef nie reaguje, w tym miejscu powinien coś powiedzieć. Szef spokojnie wyczekiwał, w stosownym miejscu powiedział coś, wysunął jakiś argument, który trafiał do przekonania rozmówcom.

W tym momencie zaczął mówić spokojnie, spokój bardzo wpływa tak, można powiedzieć, wyciszająco. Do tych kobiet dotarło, że Polacy nie chcą zawłaszczyć Lasu Katyńskiego, że szukają w ogóle szczątków zamordowanych Polaków i to jest niezwykle ważne dla rodzin tych zamordowanych, które czekały 60 lat na to, żeby można było ich bliskich zamordowanych w tak okrutny sposób, tak podstępnie, żeby mógł tam powstać cmentarz. I po wystąpieniu pana Przewoźnika cała złość z powodu wprowadzenia w błąd, nieprawdy w ogóle, które usłyszały, te kobiety skierowały do miejscowych władz, że zostały wprowadzone w błąd. No i od tego czasu nasza ekipa spotykała się z ich strony z życzliwością i sympatią.

Jolanta Przewoźnik: Twarde zasady, miękkie serce, umiejętności negocjacji i talent dyplomatyczny, niezwykła cierpliwość i wielka wrażliwość. I wielki szacunek do rozmówcy, do osoby, z którą się kontaktował, osoby, z którą rozmawiał, bez znaczenia, kto to był. A jednocześnie i poczucie humoru, i radość życia, i pasja, i mnóstwo pomysłów, które... tryskał tymi pomysłami. Przecież praca w Radzie to była tylko jakaś część tego, co robił w życiu. Marzenie o tym, żeby powstały nowoczesne placówki muzealne, edukacja historyczna, uważał, że bez tego nie da się budować przyszłych pokoleń, że te wartości najistotniejsze dla Polaków i ta wiedza i przykłady ludzi, którzy oddają życie za Polskę i widzą w tym sens i wartość, że to wszystko powinno być przekazane również kolejnym pokoleniom. I ta wiedza powinna być tak przekazana, żeby ona do nich trafiała i żeby przygotowywała ich do funkcjonowania w kraju, którym wkrótce będą rządzić.

Razem ze mną dzisiaj, skoro jesteśmy w domu Jolanty i Andrzeja Przewoźników, rozmawiamy o książce Andrzeja Przewoźnika Katyń. Zbrodnia, prawda, pamięć. Nad tą książką Polskie Radio sprawuje patronat medialny.

Jolanta Przewoźnik: Książka jest właściwie kompendium tego, co się już ukazało na temat Katynia. Wszyscy wychowaliśmy się na książkach Józefa Mackiewicza o Katyniu, wszyscy, którzy się zajmowali Katyniem, czytali Białą księgę katyńską. Tych odnośników, przypisów po każdym rozdziale jest bardzo wiele. Tej książki nie trzeba czytać od strony pierwszej do ostatniej. Można ją czytać zygzakiem, można ją czytać na różne sposoby. Można zacząć właśnie od części historycznej, która jest na początku, tej części, która opowiada o pokoleniu tej inteligencji, którą starali się zgładzić zarówno Sowieci, jak i hitlerowcy, jak i od rozdziału Antykatyń, jak i rozdziału Mord.

Jolanta Adamska: Ta książka, można powiedzieć, powstawała wiele lat, przy czym na początku, można powiedzieć, że były to działania nieświadome, jeszcze tej książki nie było widać na horyzoncie. Ale szef miał taką pasję zbierania materiałów. Ja zawsze żartowałam, że nie powinni go wpuszczać do jakichś pomieszczeń z dokumentacją czy z książkami.

Drugą pasję, oprócz zbierania dokumentacji, to miał skupywanie książek. Gdziekolwiek był, po prostu kończył rozmowy późno wieczorem i wyszukiwał nocne księgarnie, gdzie skupywał książki, bardzo cenne, jak się okazuje, potem dla późniejszej pracy. Więc ta dokumentacja w końcu narzuciła potrzebę, w zasadzie konieczność napisania książki o tym wszystkim.

Przy czym te doświadczenia wieloletnie narzuciły również pewną konwencję. Zbrodnia katyńska można by powiedzieć tak jak mówią niektórzy Rosjanie: „No cóż takiego 22 tysiące? Naszych wymordowano miliony”. Jednak zbrodnia katyńska to nie jest samo tylko wymordowanie elit, przetrącenie jakby kręgosłupa narodowi, to byli i naukowcy, inżynierowie, i lekarze, jednocześnie świetni dowódcy wojskowi, to byłO również właśnie sama zbrodnia, ale jednocześnie towarzyszące jej okoliczności i potem jej następstwa. A jednocześnie potworne kłamstwo, cynicznie zaakceptowane i tolerowane, przyjęte przez aliantów, to znaczy przez Stany Zjednoczone i Anglię. Wiedzieli, Churchill w rozmowie 15 kwietnia 43 roku z premierem Sikorskim i z ministrem spraw zagranicznych Raczyńskim, Churchill przyznał, że on wie, że zbrodnię popełnili Sowieci, to jednak strofowali władze polskie, rząd polski, wyciszając i żądając, żeby po prostu przyjęli to w milczeniu i nie dociekali tej prawdy. Potem Sowieci próbowali zbrodnię katyńską umieścić w akcie oskarżenia w procesie norymberskim, co się nie udało. Tym niemniej w dalszych latach twierdzili w różnych pismach oficjalnych, że mord katyński był sprawą Niemców, kłamstwo, które się utrzymywało przecież do roku 1990 oficjalnie. To jest naprawdę przerażające.

Rozmawiamy w bibliotece śp. Andrzeja Przewoźnika, w tej bibliotece pełnej książek i archiwaliów, dokumentów, które czekają w gotowości do napisania kilku innych książek.

Jolanta Przewoźnik: Mam nadzieję, że tak się właśnie stanie, że te zbiory nie będą martwe, że materiały, które Andrzej zebrał dotyczące kurierów, emisariuszy, dotyczące spraw węgierskich, polskich uchodźców na Węgrzech, dotyczących Skarżyńskiego, Malesy i wielu, wielu innych postaci, Andrzeja Sapiehy, że te materiały przygotowane do pisania książek przez Andrzeja... Marzył o tym, że nas starość to już tylko będzie siedział na emeryturze i pisał i nie będzie musiał biegać do żadnej biblioteki, bo jego zbiór będzie wyczerpywał wszystkie publikacje. Miał być duży dom z olbrzymią biblioteką, zbiory są rzeczywiście wspaniała, zbierane z sercem. I bardzo uporządkowane. Jednak Andrzej miał do tego klucz, klucz, który jakoś też ze sobą zabrał. Ale łatwo ten klucz odnaleźć, bo był szalenie sumienny i potrafił to bardzo logicznie rozkładać. Kiedy był u nas w domu Jan Nowak-Jeziorański, to mówił, że panie Andrzeju, czy pan wie, gdzie są dana publikacja czy dana książka? A on powiedział, że tak. I rzeczywiście, pan Jan zrobił taki test, zapytał o jakąś książkę i Andrzej precyzyjnie poszedł do półki i wydostał ją. Więc w całym swoim życiu ten porządek, wielka pracowitość, konsekwencja w dążeniu do celu i wielka wytrwałość zawsze go cechowały.

Bo tak jak mówię, czekanie na wynik rozmów i prace we Lwowie, to było prawie 10 lat i nawet ja uważałam, że mu się to nie uda. A on powiedział, że się uda. I w tym momencie był i romantykiem, i bardzo praktyczną osobą. Sercem związany był ze Lwowem. Nasza przyszywana ciotka Anna Dąbrowa-Kostka z pochodzenia była lwowianką, a z rodziny Stalów wywodziła się i jej przed śmiercią zdążył pokazać jeszcze album prezentujący odnowiony Cmentarz Orląt. No, to była wielka duma dla niego i wielka radość dla ciotki, która nigdy po wojnie do Lwowa nie pojechała, ale zawsze była tam sercem. I takich zdarzeń w życiu Andrzeja było bardzo wiele.

Pamiętam, jak pobiegł tutaj do kwiaciarni i zamówił wieniec ze zbóż i polnych maków, który mieli zawieźć do Uzbekistanu, ponieważ jedna z pań, która przyjechała, mówiła, że jej siostra umierając, mówiła o tym, że chciałaby zobaczyć jeszcze raz polskie zboża i polskie maki. I on te maki zawiózł tam.

Taki właśnie był. Człowiek pasji, wielkiego serca, cudowny ojciec i mąż. I w takiej mam nadzieję pamięci zostanie, też dzięki tej książce jako genialny historyk, bo w tym był rzeczywiście rewelacyjny.

(J.M.)