Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
migrator migrator 08.08.2008

Praca może zabić

Co trzeci mężczyzna pracujący w Tokio i Osace dla prywatnych firm spędza ponad 12 godzin dziennie w pracy. Niektórzy Japończycy spędzają w biurach i fabrykach ponad 6 tys. godzin rocznie.

Tokio nocą.źr. Wikipedia

Z powodu przepracowania każdego roku umiera w Japonii co najmniej kilkanaście tysięcy osób. Syndrom śmierci z przepracowania ma swoją japońską nazwę - karoshi. Samobójstwo, za którym stoi nadmiar pracy nosi miano karo-jisatsu. Liczbę ofiar – zależnie od tego kto liczy – szacuje się na 10 do 50 tys. osób rocznie. Jednocześnie dość powszechny jest związany z nimi lęk. Badania wskazują, że karoshi boi się niemal połowa tokijskich „białych kołnierzyków”.

Zawał, wylew, depresja

Karoshi samo w sobie nie jest chorobą. To raczej zbiór związanych z pracą czynników ryzyka, które mogą doprowadzić do choroby i śmierci. Najczęstsze przyczyny zgonów „z przepracowania” to zawały i wylewy. Wysokie miejsce zajmuje także depresja, która prowadzi do samobójstw.

Przyczyn, które powodują karoshi jest kilka. - Główną przyczyną śmierci z przepracowania są niepłatne nadgodziny. Firmy zmuszają ludzi do pracy bez zapłaty – uważą Chikanabu Okamura, tokijski prawnik specjalizujący się w tym problemie. Także Hiroshi Kawahito z Uniwersytetu Tokijskiego wskazuje na nadgodziny, pracę w weekendy i w nocy oraz brak wakacji jako główne przyczyny zgonów.

Jego zdaniem oprócz prostego przepracowania ryzyko zwiększają także stres związany z nadmierną odpowiedzialnością lub niejasnym określeniem obowiązków, niemożliwe do spełnienia oczekiwania przełożonych i „mobbing”. A u menedżerów średniego szczebla konflikt między oczekiwaniami szefów, a chęcią pomocy podwładnym.

Pierwszy „oficjalny” zgon z powodu karoshi miał miejsce w 1969 roku. Wtedy po raz pierwszy lekarze uznali za przyczynę zgonu przepracowanie. W latach 80. ubiegłego wieku, karoshi zostało oficjalnie uznane przez japońskie władze za możliwą przyczynę śmierci. Od tamtego czasu stwierdzenie przez odpowiedni urząd lub orzeczenie przez sąd, że przyczyna zgonu pracownika była związana z przepracowaniem wiąże się z przyznaniem jego rodzinie państwowej renty oraz znacznego odszkodowania od firmy. Początkowo japońskie władze podchodziły do całej sprawy dość nieufnie. W ostatnich latach to się jednak zmienia. W 1988 roku jedynie 4 procent wszystkich wniosków złożonych o uznanie śmierci za spowodowaną karoshi przyniosło sukces. W 2005 odsetek „spraw załatwionych” wzrósł do 40 proc. Renty wynoszą już ok 20 tys. dolarów rocznie. Odszkodowania sięgają miliona dolarów.

12 godzin na dobę

Karoshi zostało odkryte i nazwane w Japonii. Mimo to nie dotyczy tylko „kraju kwitnącej wiśni”. Występuje pod każdą szerokością geograficzną. Jeszcze w XIX wieku brytyjska prasa donosiła o ludziach umierających „po prostu z przepracowania”. Jednak japońska kultura korporacyjna i szybkie przemiany gospodarcze, którym po wojnie podlegał ten kraj powodują, że zjawisko to jest w Japonii epidemią. Do tego, odmiennie niż w krajach Zachodu, na Dalekim Wschodzie karoshi nie ogranicza się jedynie do wyższej kadry menedżerskiej zagrażając pracownikom na wszystkich szczeblach korporacji.

Keiretsu narażają Japończyków na wszystkie czynniki ryzyka. Przede wszystkim na nieograniczoną liczbę nadgodzin. Według oficjalnych statystyk przeciętny Japończyk spędza w pracy rocznie ok. 1800 godzin. Jednak oficjalne statystyki nie oddają rzeczywistości. Dzieje się tak ponieważ w japońskich keiretsu panuje zwyczaj uznawania nadgodzin za pracę dobrowolną i bezpłatną, i nie wliczania jej do statystyk. - Prawdziwa średnia to 2400 godzin. Jednak często ich liczba przekracza 3000 – twierdzi Okamura.

Potwierdza to także Daniel Griffiths. - Dwunastogodzinny dzień pracy jest w japońskich firmach czymś zupełnie normalnym. Pracownicy często wybierają nawet możliwość snu w siedzibach przedsiębiorstw. Robią tak, gdyż po tylu godzinach pracy powrót do domu nie ma już sensu – mówi współpracujący z BBC specjalista od spraw Dalekiego Wschodu.

W części jest to warunkowane kulturowo. - W naszej kulturze nie ma wewnętrznego hamulca, który powstrzymywałby nas od pracy. Nie ma religijnego zwyczaju, który powstrzymywałby nas od pracy w określone dni. Całe nasze społeczeństwo jest kontrolowane przez jedną wartość. Wierzymy, że większa wydajność, lepsze usługi i większa konkurencja są lepsze i chcemy je osiągnąć. Nie ma ostatecznej granicy dla zwiększania konkurencyjności - wskazuje Kawahito.

Z drugiej strony kultura pracowitości jest do maksimum wykorzystywana przez zarządzających korporacjami. Chcąc, by pracownicy zostawali w firmach jak najdłużej oraz starając się budować „zaangażowanie na wszystkich stopniach organizacyjnej hierarchii” wykorzystują dalekowschodni kolektywizm. Japońscy menedżerowie do perfekcji opanowali sztukę wywoływania wzajemnej rywalizacji... zespołów. Wiadomo, szefowi łatwiej odmówić niż potrzebującym premii kolegom.

Oczywiście sztuczki z zakresu zarządzania to nie wszystko. Równie ważna jest obawa o utratę pracy. Karoshi dotyka przede wszystkim 40 i 50-latków, których korporacje nie chcą zbyt chętnie przyjmować. - Pracownikom w średnim wieku jest w Japonii bardzo trudno znaleźć pracę. Ludzie nie chcą także mówić o swoich problemach, ponieważ boją się o wypłaty i awanse – mówi Satoshi Kamata.

Tak umiera korporacyjny wojownik

źr. Wikipediaźr. WikipediaSiedziba Toyoty w Tokio

Jednym z wielu przykładów karoshi jest Kazumi Kanaya – były menedżer sprzedaży w Toyocie. Jako menedżer wyższego szczebla Kanaya musiał pracować niemal „na okrągło”. - Oddział jego biura był nowy i menedżerowie chcieli być na czele listy sprzedaży, więc każdy pracował bardzo ciężko. Szczególnie długo pracował na początku i końcu każdego miesiąca, kiedy zostawał w pracy przynajmniej do po 22 – wspomina żona Kanaya. Jednocześnie Toyota nie zezwalała mu na branie urlopów. Typowym dla firmy było zmuszanie go do pracy przez 35 dni bez choćby dnia odpoczynku, który mógłby spędzić z rodziną. Więcej niż jeden dzień wolnego miał jedynie gdy firma była zamknięta z powodu świąt – dodaje.

Taki tryb życia spowodował, że Kanaya zaczął chorować. Dostawał ataków bólu głowy. Nie mógł też chodzić bez laski. Żona namawiała go na odwiedzenie lekarza i sprawdzenie, czy wszystko jest w porządku. Mimo to z powodu pracy nie udało mu się znaleźć na to czasu. W 1991 roku zapadł w śpiączkę.

Inną przykładem karoshi jest Kenichi Uchino. Pracownik Toyoty w trzecim pokoleniu. W 2002 roku miał 30 lat. Zmarł w fabryce o 4 nad ranem. Była to 13 godzina jego zwyczajowego 14-godzinnego dnia pracy. Śmierć poprzedziło sześć miesięcy w czasie których pracował po ponad 80 godzin tygodniowo.

Ojciec nie poszedłby do sądu

Coraz więcej spraw takich jak ta Kenichiego Uchino trafia do sądów. Jednocześnie praktyki korporacji spotykają się z coraz większymi sprzeciwami. Pokazuje to zmiany do jakich dochodzi w Japonii i japońskiej kulturze pracy. Młodzi Japończycy coraz częściej walczą o swoje, nie chcą też umierać jako „korporacyjni wojownicy”.

Między innymi żona Uchino pozwała Toyotę do sądu i wygrała. Sama mówi o tym, że jeszcze pokolenie wcześniej byłoby to niemożliwe. Na przemiany mentalności wskazuje także Yoichi Shimada z Uniwersytety Waseda w Tokio. Japończycy zostali zmuszeni by myśleć więcej o własnym interesie. Czyli robić coś do czego nie są przyzwyczajeni – uważa profesor. Wtóruje mu także Kiyotsugu Shitara szef jednego z małych związków zawodowych, który podkreśla, że japońskie korporacje używały milczenia swoich wiernych pracowników jako broni w międzynarodowej konkurencji. Pracownicy zmęczyli się tym „używaniem”.

Biorąc to pod uwagę wydaje się, że powoli kończą się czasy w których mieszkańcy „kraju kwitnącej wiśni” mówili: "Poświęciliśmy się pracy. Dlaczego? Nie wiem. Japończycy nie znają powodu. Nie mamy czasu o tym myśleć." Dziś coraz częściej mówią o kopiowaniu zachodniej etyki pracy.

Tomasz Borejza