Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Katarzyna Skorska 29.11.2011

Co mają Szwedzi do skarbów na dnie Wisły

Wszystko zaczęło się w roku 1655. Podczas potopu szwedzkiego Warszawa została niemal doszczętnie złupiona, a skarby popłynęły Wisłą do Gdańska i dalej do Szwecji. Ale nie wszystko tam dotarło.
Fot.Marcin JamkowskiWisła 1655-1906-2009 - Interdyscyplinarne badania dna rzekiFot.Marcin Jamkowski/Wisła 1655-1906-2009 - Interdyscyplinarne badania dna rzekiAdventure_Pictures_Marcin_Jamkowsk

– Szwedzi rabowali dzieła sztuki, kradli kamienne rzeźby, ogołacali wnętrza pałaców i siedzib magnackich. Kosztowności były ładowane w dwóch zaimprowizowanych nadwiślańskich portach na tzw. szkuty, czyli specjalne płaskodenne barki drewniane – wyjaśnia w Jedynce doktor Hubert Kowalski z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Skarby płynęły w długich pociągach do Gdańska, jednak nie wszystkie transporty dotarły do celu. Cześć nadmiernie obciążonych barek tonęła, a ładunki ginęły w wiślanej toni.

Doktor Justyna Jasiewicz przyznaje w "Wieczorze Naukowym", że projekt tak naprawdę jest wynikiem zbiegu okoliczności. – Cała historia zaczęła się, gdy pracowałam w Biurze Prasowym Uniwersytetu Warszawskiego i natrafiłam w 2008 roku na artykuł Huberta Kowalskiego, który pisał o rzeźbach znalezionych w Wiśle w 1906 roku przez piaskarzy. Rzeźby te znajdują się obecnie w zbiorach Muzeum Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy – wyjaśnia. Justyna Jasiewicz wspólnie z Hubertem Kowalskim i Marcinem Jamkowskim – dziennikarzem, fotografem, płetwonurkiem, członkiem nowojorskiego The Explorers Club, przystąpili do projektu. Trzy lata trwały kwerendy archiwalne, badania dna Wisły wyspecjalizowanym sprzętem i wreszcie nastąpiła ekspedycja podwodna, która zakończyła się spektakularnym sukcesem. Z rzeki wyciągnięto ponad 70 marmurowych fragmentów detali architektonicznych o łącznej wadze ponad 5 ton. Jednym z najbardziej unikalnych znalezisk jest płaskorzeźba z herbem Wazów z 1610 roku.

Pomysłodawcy i organizatorzy podwodnej wyprawy opowiadają szczegółowo, jak doszło do odnalezienia i wydobycia z dna Wisły bezcennych skarbów. – To była naprawdę potężna praca – wyjaśnia Marcin Jamkowski. – Wiedzieliśmy jedynie, że owe rzeźby znajdują się gdzieś na warszawskim odcinku Wisły, ale tak naprawdę cały warszawski odcinek Wisły to przecież jest ładnych parę kilometrów. Przeczesanie dna Wisły przy użyciu płetwonurków zajęłoby lata i byłoby zupełnie nieefektywne – dodaje. Ponadto w rzece widoczność jest na 10 centymetrów, a do tego przeszkadzają zdradliwe prądy. Toteż badacze i płetwonurkowie musieli oprzeć się najpierw na tzw. zwiadzie elektronicznym przy użyciu takich urządzeń, jak echosonda i sonar boczny.

Audycję przygotowała Katarzyna Kobylecka

(ks)