Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Izabela Zabłocka 17.04.2014

Protest archeologa ze Smoleńska: wyniki badań są nadużywane

Naukowiec, który uczestniczył w badaniach terenowych na miejscu katastrofy nie zgadza się ze stronniczym jego zdaniem, przedstawianiem efektów prac. Archeolog uważa, że próbuje się użyć ich jako potwierdzenia tezy o wybuchu.
Na stronie www.faktysmolensk.gov.pl pojawił się protest jednego z archeologów uczestniczących w badaniach miejsca tragedii smoleńskiejNa stronie www.faktysmolensk.gov.pl pojawił się protest jednego z archeologów uczestniczących w badaniach miejsca tragedii smoleńskiejprint screen www.faktysmolensk.gov.pl

Marcin Michalski wydał specjalne oświadczenie w tej sprawie, które zamieścił na stronie zespołu do spraw wyjaśnienia opinii publicznej okoliczności katastrofy.

Jako uczestnik "Prospekcji terenowej miejsca katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem z użyciem metod stosowanych w archeologii", wyrażam zdecydowany sprzeciw wobec stronniczego przedstawiania uzyskanych wyników badań archeologicznych i wykorzystywania ich do prób wyjaśniania przyczyn katastrofy lotniczej - czytamy w oświadczeniu naukowca.

Bardzo wyraźnym wypaczeniem ustaleń zrealizowanej w 2010 roku misji archeologicznej w Smoleńsku jest ich przedstawianie jako potwierdzenia hipotezy eksplozji i fragmentacji samolotu Tu-154M w trakcie lotu - napisał Michalski. Układ przestrzenny znalezisk, zarówno tych zebranych z powierzchni, jak i namierzonych przy użyciu wykrywaczy metali, ma charakter koncentryczny - skupienie przedmiotów jest największe w miejscu uderzenia samolotu w ziemię, w miarę oddalania się, maleje aż do zupełnego zaniku - wyjaśnia naukowiec.

Archeolog zaprzeczył też, by podczas prac znaleziono szczątki przed złamaną brzozą. Zaznaczył, że fragmenty samolotu ujawniono jedynie na zachód od drzewa, co odpowiada kierunkowi lotu.

Zastrzegł zarazem, że konieczne jest odróżnienie procedur śledczych od działań zabezpieczających, a taki właśnie charakter miała misja archeologiczna.

Nieprawdą jest, iż pozwolono prowadzić prace archeologiczne jedynie na fragmencie terenu katastrofy . Wszyscy członkowie ekspedycji mieli nieograniczony dostęp do obszaru, w który uderzył samolot, jak również do terenów przylegających do miejsca wypadku - podkreślił archeolog.

Zaprzeczył też, by prace terenowe wymagały konsultacji ze stroną rosyjską, podkreślił, że zasadę wspólnych czynności polskich archeologów i rosyjskich patologów sądowych przyjęto tylko w przypadku znalezienia szczątków ludzkich.

Odrzucił też twierdzenie, że "wkopywanie się w grunt na obszarze katastrofy było zabronione". Od samego początku głównym założeniem prac archeologicznych pod Smoleńskiem było przeprowadzenie badań powierzchniowych, to znaczy zebranie wszystkich szczątków i przedmiotów zalegających na powierzchni ziemi - wyjaśnił. Dodał, że jeśli było to potrzebne, wykopywano większe przedmioty wbite w ziemię.
Zaznaczył, że nawet w miejscach o największym natężeniu znalezisk prowadzono czynności z pogranicza badań wykopaliskowych, jednak przeprowadzenie pełnej eksploracji miejsca zdarzenia nie jest możliwe ze względów technicznych - wymagałoby to znacznie liczniejszego zespołu, ale nawet po przeprowadzeniu bardzo szczegółowej eksploracji, z pewnością na miejscu badań nadal pozostałyby szczątki związane z katastrofą .

Zobacz specjalny serwis poświęcony katastrofie smoleńskiej >>>

Badania archeologiczne na miejscu katastrofy polskiego Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. prowadzono w październiku 2010 roku. w ramach wniosku o pomoc prawną, wystosowanego przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie do prokuratury rosyjskiej.

Przed tygodniem parlamentarny zespół Antoniego Macierewicza (PiS) przedstawił raport, z którego wynika, że Tu-154M rozpadł się w powietrzu. Według zespołu świadczyć ma o tym układ szczątków salonki na obszarze o promieniu 30-50 metrów i ich stan, m.in. nadpalenia od wewnątrz. Tezę o rozpadzie samolotu nad ziemią mają potwierdzać prezentowane w dokumencie wyniki badań polskich archeologów, zgodnie z którymi pod Smoleńskiem znaleziono ponad sześćdziesiąt tysięcy szczątków maszyny, często o powierzchni kilku centymetrów kwadratowych.

PAP/iz