Opowieść matki, pewnie z tego samego czasu… Zbliżała się wigilia i jej ojciec – wdowiec i szewc – wykosztował się na gęś. Gęś piekła się w piecu, ojciec poszedł pewnie opić w karczmie sprawę, przykazując córce pilnowanie, żeby gęś się nie przypaliła. A tu wchodzi do domu Dziad:
- A co ty, córuś, sama jesteś?
- Tatuś wyszedł na chwilę.
- A tak, tak, widziałem go na rynku, a co tam, córuś, pieczesz?
- A gęś na święta.
- Ano tak, twój ojciec mówił mi o tym i przykazał, żebyś mi tą gęś dała to mu zaniosę.
I ta łatwowierna dziewczynka (później wybitna pisarka) oddaje mu gęś. Wraca ojciec, no, i awantura.
Wieś nad Pilicą, jakieś 90 kilometrów od Warszawy, 1946 rok. Bez prądu i drogi. Wtedy już Dziadom nie wolno było chodzić po wsiach. Groził za to areszt za włóczęgostwo. Ale przychodzi wieczorem Dziad. Cała wieś się zbiera, żeby posłuchać wieści i pomodlić się wspólnie. Dziad opowiada o cudach, o zbrodniach i o tym, że Amerykany taką jedną bombę zrzuciły, że zburzyła całe miasto. Tak nasza wieś dowiedziała się od Dziada o wejściu w epokę atomową i bombie na Hiroszimę.
Jeszcze opowieść z Kujaw: Jak chodziły Dziady po wsi, dziadując, to przecież nikt nie miał pieniędzy, żeby im dać. Dziady o tym wiedziały i byli na to przygotowani. W połach długiego płaszcza były wszyte płócienne woreczki. Dziad wchodził na podwórze i odchylał połę, a gospodyni wsypywała mu do woreczka kieliszek kaszy, grochu czy żyta. Tak Dziady zbierały zapasy, które pozwalały im przeżyć zimę, kiedy nie dziadowali. W zamian za jałmużnę obiecywali zmówić zdrowaśki i pomodlić się w intencji. Zakaz dziadowania wprowadzili już w 1939 roku Niemcy. Powojenna władza go podtrzymała.
Andrzej Bieńkowski, 2019
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.