Szokiem dla na był fakt, że kiedy po półtora roku wybraliśmy się w odwiedziny do Londynu, to po dwóch dniach chcieliśmy wracać do domu – mówi Remigiusz Farbotko. I dodaje: dzieci nasze mają bardzo silną świadomość tego, że są Polakami. Dla nich Polska zawsze była również ojczyzną. Urodziły się w Wielkiej Brytanii, tam się wychowały i mają też taką świadomość, że mają brytyjskie paszporty i są Brytyjczykami. Przyjeżdżaliśmy do Polski, sprawy polskie były nam bliskie, dzieci chodziły do polskiej szkoły sobotniej, należeliśmy do polskiej parafii w Londynie, mieliśmy polskich przyjaciół. Wyzwaniem dla nich było rozstanie z brytyjskimi przyjaciółmi, czyli kontakt z konkretną osobą, w konkretnym miejscu i czasie. To było ciężkie ale staramy się zachowywać te kontakty.
W czasie świąt i uroczystości przede wszystkim jesteśmy bliżej naszych rodziców. To był jeden z głównych powodów powrotu do Polski, nasi rodzice po prostu się starzeją. Mimo, że mieszkamy w odległości około 300 km od jednych i drugich rodziców, to są to odległości osiągalne bardziej niż z Wielkiej Brytanii. Zdecydowanie częściej spotykamy się z rodziną, nie tylko z rodzicami ale też rodzeństwem, kuzynostwem. Nasza pamięć o zmarłych była taka sama na emigracji, tak samo się za nich modliliśmy. Zdecydowanie teraz jesteśmy tutaj razem, a nie tutaj gośćmi. Bo jednak, kiedy mieszkaliśmy poza granicami Polski te nasze przyjazdy nacechowane były ty, że czuliśmy się i byliśmy traktowani jak goście. Teraz jesteśmy zdecydowanie u siebie – puentuje gość audycji Kierunek: Polska.
Z Remigiuszem Farbotko, o powrocie z Wielkiej Brytanii bez szoku kulturowego, rozmawiała Małgorzata Frydrych.
Na audycję Kierunek: Polska zapraszamy we wtorek o 17.45.