W czasie, gdy średniowieczną Europą władali królowie, na ogromnym obszarze wschodniej części Ameryki Północnej rozkwitła kultura rządzona przez władców, którzy potrafili zjednoczyć pod swoim panowaniem całe konfederacje plemion. Byli uważani za wcielenie boga-słońca i nazywani Wielkimi Słońcami. Do dnia dzisiejszego widocznym świadectwem stworzonej przez ich społeczeństwo kultury są ogromne ziemne kopce, służące niegdyś jako grobowce i platformy, na których budowno domy władców. Archeolodzy nadali jej nazwę kultury Missisipi, nazywana ona jest także kulturą budowniczych kopców świątynnych.
W swych najszerszych granicach kultura ta sięgała po obszar Wielkich Jezior na północy, tam gdzie w późniejszych czasach zamieszkiwali wojowniczy Irokezi, natomiast na południu aż po Zatokę Meksykańską i północną Florydę. Na wschodzie dochodziła do gór Appallachów, a na zachodzie zaś do granic Wielkich Równin, czyli prerii, gdzie handlowano z myśliwymi zamieszkującymi te tereny (missisipiańscy rolnicy wymieniali głównie wyhodowaną przez siebie kukurydzę, dynię i fasolę na mięso i skóry bizonów upolowanych przez myśliwych z prerii).
Konkwistadorzy i misjonarze
Początki kultury Missisipi sięgają VII/VIII wieku n.e., a jej kres przypada na pierwszą połowę XVIII wieku n.e., gdy na te tereny wkroczyli już Francuzi i Anglicy, wydatnie przyczyniając się do jej upadku. Jednak to nie oni byli pierwszymi Europejczykami na tym terytorium. Na początku XVI wieku wyruszyli tam konkwistadorzy hiszpańscy i portugalscy, którzy poszukiwali bogactw, jakie spodziewali się znaleźć, tak jak wcześniej w podbitych państwach Azteków i Inków. Największa wyprawa konkwistadorów na wschodzie Ameryki Północnej trwała od 1539 do 1543 roku, a dowodził nią Hernando de Soto, który służył wcześniej u Francisca Pizzaro w czasie podboju imperium Inków w Peru.
Pomimo, że w Ameryce Północnej konkwistadorzy nie znaleźli wymarzonych skarbów, jednak długo nie dawali za wygraną, przez kilka lat przemierzając ten obszar w poszukiwaniu łupów. Oprócz walk z białymi sporo Indian zginęło wówczas w wyniku chorób przywleczonych przez Europejczyków, takich jak ospa czy odra, na które tubycy nie byli uodpornieni. Jednak Indianie nie poddali się, zmuszając nawet w pewnym momencie ekspedycję Hiszpanów do ucieczki z ich terenów. Wyprawę przeżyła tylko połowa ludzi de Soto, on sam zginął i został pochowany w nurtach rzeki Missisipi. Konkwistadorzy nie zdołali wtedy podbić tamtych terenów, w kronikach przetrwały opisy wielkiej liczby wojowników, jakie mogli zmobilizować do walki wodzowie poszczególnych plemion.
Dzięki ocalonym relacjom kronikarzy towarzyszących ekspedycji konkwistadorów posiadamy sporo informacji o ówczesnej kulturze budowniczych kopców. Jeszcze więcej źródeł zawdzięczamy podróżnikom, kupcom i misjonarzom francuskim i angielskim (m.in. Le Page du Pratz i Robert de la Salle) odwiedzającym dolinę rzeki Missisipi blisko 150 lat po słynnej wyprawie Hiszpanów. Te późniejsze relacje to głównie opisy jednego z ostatnich plemion należących do tej kultury-ludu Natchez. Gdy w końcu XVII wieku przybyli do nich Francuzi, Natchezowie zamieszkiwali tereny położone na terenie dzisiejszej zachodniej części stanu Missisipi.
Z zachowanych opisów i kronik Europejczyków oraz z badań archeologicznych wyłania się obraz Natchezów z XVII i XVIII wieku oraz ich przodków jako ludu dobrze zorganizowanego, z rozwiniętym rolnictwem i handlem dalekosiężnym oraz rządzonego przez cieszącego się bezwzględnym autorytetem władcę, pochodzącego z najwyższej warstwy społeczeństwa.
Missisipiańczycy mieszkali najczęściej nad brzegami rzek i jezior, zarówno w małych wioskach, jak i w wielkich osadach-miastach. Największe z nich, Cahokia Mounds, położone koło dzisiejszego St. Louis, zamieszkane było w czasie swego rozkwitu przez około 20-30 tysięcy Indian. Było to największe „protomiasto” prekolumbijskiej Ameryki Północnej. Centrum Cahokii otoczone było wysoką na 4,5 metra palisadą. Znajdowało się tam kilkanaście kopców, na których zbudowane były liczne drewniane świątynie oraz domostwa elity społecznej. Poza palisadą rozciągała się dalsza część osady-miasta, gdzie w prostych, wznoszonych z drewna i gliny chatach, mieszkała reszta ludności. W tym całym „mieście” Missisipiańczycy wznieśli przeszło 120 kopców ziemnych, do dziś pozostało w Cahokii jeszcze około siedemdziesięciu kopców, resztę zniszczyło głównie współczesne rolnictwo i osadnictwo amerykańskie.
Wódz Wielkie Słońce
Misjonarze francuscy pozostawili dokładne opisy niektórych zwyczajów oraz struktury społecznej Natchezów. Całe społeczeństwo było silnie zhierarchizowane i podzielone na cztery warstwy lub klasy. Najwyższą, tzw. „Słońca”, tworzyli najważniejsi dostojnicy i ich rodziny. Niższy szczebel tej drabiny społecznej stanowiła klasa „Szlachetnych”, z których wybierano różnych dostojników, np. wodzów wojennych, jeszcze niżej znajdowali się „Czcigodni”, a na samym dole „Śmierdziele”, najniższa klasa społeczna. Członek danej klasy odróżniał się od pozostałych odmiennym strojem i tatuażem, który był oczywiście odpowiednio wzbogacany, jeśli dana osoba zdołała awansować w takiej hierarchii. Regulowane były też sposoby zawierania małżeństw, nie można było się żenić w obrębie swojej klasy społecznej, najczęściej był obowiązek poślubienia kogoś z warstwy niższej.
Spośród warstwy Słońc pochodził władca nazywany Wielkim Słońcem, który miał, jak mówią przekazy pisane: ”dzierżyć despotyczną, niczym nieograniczoną władzę i dowolnie mógł rozporządzać życiem swoich poddanych”. Według opisów wszędzie był noszony w lektyce przez swoich niewolników, a zwykłym ludziom nie można było się do niego zbliżać. Wielkie Słońce sprawował także najwyższą władzę kapłańską, do jego obowiązków należało m.in. codzienne witanie i żegnanie słońca na początku i końcu każdego dnia, on też często przewodniczył uroczystościom w świątyni na szczycie piramidalnego kopca. Wódz Wielkie Słońce i jego najbliżsi, a także rodziny pozostałej elity społeczeństwa, mieszkali na szczytach płasko ściętych kopców, tworzących rodzaj płaskiej platformy, na których budowano domostwa.
Inny rodzaj kopców wznoszonych przez ludność kultury Missisipi to kopce grobowe, w których chowano wybitnych wodzów i wojowników. Wraz z nimi składano wiele darów grobowych, w tym pięknie zdobione naczynia ceramiczne, ozdoby z miedzi, muszli i kamienia, a także broń i przedmioty rytualne. Często takie zabytki były wykonane z surowców pochodzących z bardzo odległych terenów, oddalonych o setki, a nawet tysiące kilometrów (np. obsydian sprowadzano z terenu dzisiejszego Parku Yellowstone, a zęby rekinów znad Zatoki Meksykańskiej). Jeden z pierwszych władców Cahokii z X wieku został pochowany w kopcu na platformie ułożonej z 20 tys. muszelek morskich. Platforma ta była usypana w kształcie ptaka i otoczona została licznymi darami grobowymi. Zmarłemu władcy lub dostojnikowi niejednokrotnie towarzyszyli w zaświaty złożeni w ofierze niewolnicy i wybrani członkowie ich rodzin. Francuskie opisy pogrzebu jednego z wodzów wojennych Natchezów, młodszego brata Wielkiego Słońca, Wytatuowanego Węża, mówią o około dziesięciu osobach złożonych w ofierze na koniec trzydniowych uroczystości żałobnych odprawianych po śmierci wodza. Jak pokazują badania archeologiczne zmarłemu władcy towarzyszyło czasem nawet kilkadziesiąt osób złożonych w ofierze.
Missisipiańscy artyści i astronomowie
Missisipiańczycy byli także wspaniałymi artystami, pozostały po nich liczne zabytki, będące często prawdziwymi dziełami sztuki. Są to na przykład ozdoby robione z muszli, miedzi i kamienia, także malowane naczynia, wykonywane czasem w kształcie zwierząt i ludzi, kamienne i gliniane figurki o znaczeniu rytualnym. Ciekawym przykładem zabytków są antropo- i zoomorficzne gliniane i kamienne fajki. Missisipiańczycy uprawiali też sport (prawdopodobnie miało to także znaczenie rytualne) – świadczą o tym kamienne dyski, które składano czasem zmarłym do grobów, a które służyły do tzw. gry chunkey, rozpowszechnionej i w czasach historycznych wśród Indian z południowo-wschodniej części Ameryki Północnej.
W największych osadach-miastach Missisipiańczycy budowali swego rodzaju obserwatoria astronomiczne lub sanktuaria. Były to tzw. Woodhenges, czyli kręgi z pali drewnianych (nazwane tak od angielskiego Stonehenge), wykonane często ze świętego dla wielu Indian czerwonego cedru. Takie kręgi liczyły po kilkadziesiąt pali, wysokich na 3-4 m. Jeden z nich został zrekonstruowany przez archeologów w Cahokii i widać wyraźnie, że podczas wchodu słońca w czasie przesilenia letniego i zimowego oraz równonocy wiosennej i jesiennej słońce jakby wyłania się zza najwyższego kopca (Kopca Mnichów) i jego promienie tworzą linię prostą z jednym z boków kopca, na którym mieszkał wódz, jednym z pali na obwodzie kręgu oraz z palem ustawionym w środku kręgu. Zjawisko to prawdopodobnie miało jeszcze bardziej podkreślać związek władcy z bogiem słońcem i legitymizować jego władzę jako najwyższego wodza.
Prestiż, jakim cieszył się władca Wielkie Słońce i jego najbliższe otoczenie oraz cały zestaw stosunków i norm społecznych regulujących życie ludu Natchez przywodził na myśl Francuzom stosunki panujące w ówczesnym Wersalu. Nie kryli oni swego podziwu dla Wielkiego Słońca i jego rodziny, utrzymując z nimi początkowo pokojowe stosunki. Jednak pomimo tych zachwytów, francuscy kolonizatorzy nie zawahali się zniszczyć tego plemienia na początku lat 30. XVIII wieku, gdy w wyniku coraz większej presji białych Natchezowie wzniecili powstanie. Wówczas Francuzi sprzymierzeni z wrogimi Natchezom Indianami zniszczyli ich wioski, Wielkie Słońce i jego rodzina zostali sprzedani jako niewolnicy, a tylko niedobitki Natchezów znalazły schronienie u kilku zaprzyjaźnionych plemion. Wraz z upadkiem Natchezów skończyła się era intensywnej budowy kopców grobowych i świątynnych oraz rządów władców indiańskich nazywanych Wielkimi Słońcami.
Radosław Palonka