- Osoby przyjmujące antybiotyki muszą się ściśle trzymać zaleceń, zaś lekarze powinni zlecać badania mikrobiologiczne, aby stosować te leki tylko w uzasadnionych przypadkach - mówi dr Jolanta Szych z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Korzystający z instrumentów współczesnej medycyny mieszkańcy krajów rozwiniętych stoją dziś przed poważnym problemem. - Chodzi o zjawisko lekooporności bakterii. W efekcie nadużywania antybiotyków szczepy bakteryjne wytwarzają na nie oporność - dodaje dr Szych.
Wiele wskazuje na to, że skala tego zjawiska jest ogromna. - W Polsce, wśród niektórych szczepów istnieją bakterie nie poddające się już działaniu żadnego znanego antybiotyku. Jeśli dochodzi do infekcji z ich udziałem, a sam organizm sobie nie poradzi - chory właściwie nie ma szans na przeżycie - tłumaczy ekspert.
Sytuację pogarsza fakt, że bakterie (nawet należące do różnych gatunków) mogą sobie lekooporność "przekazywać". Często dochodzi do tego w szpitalach, w których żyją liczne szczepy bakterii groźnych dla życia i jednocześnie niewrażliwych na większość antybiotyków. Takie drobnoustroje łatwo przenoszą się pomiędzy pacjentami, często za pośrednictwem pracowników szpitala. Zjawisko lekooporności utrwalają niesubordynowani pacjenci i niektórzy lekarze.
Antybiotyk, nawet dobrze dobrany - aby był skuteczny - musi być podany w odpowiedniej dawce przez określony czas - podkreśla dr Szych. - Tymczasem często chorzy, którym przepisano antybiotyki, nie trzymają się harmonogramu przyjmowania dawek, robiąc sobie na przykład dłuższe przerwy. Czasami pozostałą resztę tabletek zachowują i - kiedy uznają za stosowne - leczą tym siebie albo bliskich. To prosta droga do wytwarzania u bakterii lekooporności - alarmuje mikrobiolog.
Do lekoodporności przyczyniają się także ci lekarze, którzy bezzasadnie przepisują antybiotyki, np. na zakażenia wirusowe. - W Polsce większość zakażeń leczy się bez wykonania badania mikrobiologicznego. Tymczasem np. wykonanie posiewu i antybiogramu pozwala określić, z jakim szczepem drobnoustrojów mamy do czynienia u danego pacjenta, i czy w jego przypadku zasadne jest podanie antybiotyku, a jeśli tak - to jakiego - wyjaśnia dr Szych.
Badania mikrobiologiczne to jeden ze sposobów powstrzymywania niekorzystnego zjawiska lekooporności. Można je zrobić w laboratoriach, funkcjonujących w większości miast. Szeroką gamę takich testów wykonuje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - PZH. - Pozwalają one potwierdzić konieczność stosowania antybiotyków w zakażeniach bakteryjnych albo wykluczyć ten rodzaj terapii przy zakażeniach wirusowych - przekonuje mikrobiolog.
Badania te nie są tanie, dlatego lekarze często z nich rezygnują, zaś pacjenci nie spieszą się, by robić je prywatnie. - Bywa, że wykonuje się je dopiero wtedy, gdy u pacjenta nie nastąpiła poprawa po przyjęciu drugiego albo trzeciego z kolei antybiotyku, oczywiście przepisanych w ciemno - zauważa dr Szych. - Tymczasem niektóre testy można wykonać nawet w gabinecie lekarza, choćby takie, które pozwalają odróżnić ropną anginę paciorkowcową, wymagającą podania antybiotyku, od zakażeń wirusowych, przy których stosuje się inne środki - dodaje.
Czy powszechność lekooporności oznacza, że w przyszłości pozostaniemy bezbronni wobec zagrażających życiu bakterii? - Wciąż trwają badania nad nowymi rodzajami antybiotyków. Są to jednak prace bardzo kosztowne i czasochłonne. Nowe antybiotyki bywają wprowadzane do leczenia znacznie rzadziej niż wykrywa się nowe mechanizmy lekooporności bakterii - zaznacza specjalistka.
W czwartek w Unii Europejskiej obchodzony będzie Europejski Dzień Wiedzy o Antybiotykach, mający zwrócić uwagę pacjentów i lekarzy na problem niewłaściwego stosowania antybiotyków.
(ki)