Wszystko zaczęło się od tego, że od pochodzącej sprzed 3 tysięcy lat maski odpadła broda. Nie jest jasne, w jaki sposób do tego doszło. Pracownicy muzeum w Kairze nabrali wody w usta, ale sprawą zajęli się śledczy. Według cytowanej przez media osoby pracującej w muzeum, maska miała wysunąć się z rąk jednego z pracowników. Udało mu się ją złapać, ale w tym momencie odczepiła się od niej broda.
Ozdoba twarzy została przyklejona do maski za pomocą... szybkoschnącego kleju. Nie wiadomo, dlaczego eksponat nie trafił do specjalistycznej naprawy.
Na tym sprawa zapewne by się zakończyła, gdyby nie fakt, że na masce zostały charakterystyczne ślady kleju.
Przeciwko takiemu sposobowi obchodzenia się z eksponatem zaprotestowali egipscy konserwatorzy zabytków, którzy zapowiedzieli złożenie pozwu przeciwko ministrowi starożytności. Egiptolog Monica Hanna, która dokładnie obejrzała maskę po naprawie przyznała, że jest zszokowana tym, co zobaczyła. Dodała, że sprawa w najbliższym czasie trafi do prokuratora.
Tymczasem kairskie muzeum broni się i idzie w zaparte. Jego dyrektor ocenił, że naprawa maski została wykonana prawidłowo, a jego pracownicy "to nie stolarze". Podobnego zdania jest minister starożytności Mahmud Al-Dalmaty.
Maska pogrzebowa Tutanchamona została odkryta w 1922 roku w niemal nienaruszonym grobowcu faraona.
(IAR)