W piątek wieczorem nieznani sprawcy obrzucili romskie osiedle w Krośnicy w Małopolsce koktajlami Mołotowa. Nikomu nic się nie stało.
- Huk, jaki wywołała butelka, która rozbiła się na dachu, był przerażający - mówi Władysław Ciureia, sołtys romskiego osiedla. To na jego dach spadł koktajl. - Dobrze, że jeszcze nie spaliśmy i szybko dogasiliśmy ogień. Gdyby ten atak był w nocy, to pewnie naszego domu już by nie było - dodaje sołtys w rozmowie z "Gazetą Krakowską".
"Dzięki Bogu nie spłonął żaden dom"
"Gazeta Krakowska" podała, że rasistowskim incydentem zajęła się już policja. Roman Wolski, rzecznik nowotarskiej policji, nie chce na razie określać charakteru sprawców.
- Trudno stwierdzić, czy to był atak wandali czy też czyn rasistowski. Badamy sprawę - mówi policjant w wypowiedzi dla "Gazety Krakowskiej".
Okazuje się, że piątkowy atak to nie pierwszy podobny incydent. Zdaniem mieszkańców problem może rozwiązać tylko monitoring, który nagra akcję napastników, gdy ponownie zaatakują ich domy. - Dzięki Bogu, że nie spłonął żaden dom - mówią Romowie z Krośnicy.
Kto atakował koktajlami Mołotowa?
Romowie nie wiedzą, kto może stać za rasistowskim "nalotem". Są jednak przekonani, że za atakami na ich wioskę nie stoją sąsiedzi z Krośnicy.
- To fajni ludzie. Potrafimy się z nimi dogadać - powtarzają mieszkańcy osiedla, a ich zdanie potwierdza Wiesław Kwiek, sołtys góralskiej części Krośnicy. - U nas nigdy nie było z Cyganami wojny - mówi góral.
"Gazeta Krakowska"/mr