- Robiąc filmy, staram się być wierny życiu, ale też własnemu spojrzeniu na ludzki los. Wydaje mi się, że człowiek zawsze dokładniej pamięta najdramatyczniejsze chwile swojego życia. Mogę sobie pozwolić na takie kino przede wszystkim dlatego, że doświadczenia, o których opowiadam, są mi zupełnie obce. Nigdy nie byłem świadkiem morderstwa, gwałtu czy nawet wypadku samochodowego – mam do takich doświadczeń dużo dystansu – mówił reżyser Gaspar Noé, który przyznał, że nie bez wpływu na tematykę jego filmów ma też twórczość takich reżyserów jak Fassbinder czy Pasolini.
- Widz, który ogląda moje filmy, ma świadomość, że przedstawione wydarzenia są fikcją. Sposób, w jaki dane zdarzenie uda mi się zobrazować, pokazuje jednak, że mogę doprowadzić odbiorcę do bardzo intensywnych przeżyć. Uważam, że kino, które o takich przeżyciach opowiada, powinno mieć charakter dokumentu, być bliskie rzeczywistości – mówił reżyser "Sam przeciw wszystkim". Z estetyką dokumentu kino Noégo łączą długie szerokie ujęcia i niemal niewidoczny montaż. Reżyser przeświadczony, że forma i temat muszę iść ze sobą w parze, stara się poświęcać im tyle samo uwagi.
Francuski reżyser znany jest ze swych intensywnych poszukiwań języka. - Niestety większość filmów powstaje w ten sam sposób: cechują je podobne ujęcia czy sposób prowadzenia kamery. Filmy hollywoodzkie charakteryzuje właśnie taka banalność ujęć: gdy bohaterowie rozmawiają, pojawia się zbliżenie, gdy nie rozmawiają, pokazywane są nam ujęcia otoczenia czy też innych postaci, najwięcej jednak jest trzysekundowych klatek – ubolewa Noé . Jego zdaniem taki sposób filmowania doprowadza do absurdu – Te obrazy są dalekie od rzeczywistości, mimo że mają ten właściwy świat odzwierciedlać. – Ja wzoruję się na kinie z lat 50. i 60., w którym kamera obejmowała wówczas więcej zdarzeń i postaci. Teraz ten obraz jest wynaturzony lub spłaszczany, może więc język dzisiejszego kina powinien się zmienić? – zastanawia się Noé.
Swój ostatni film – "Wkraczając w pustkę" postanowił nakręcić w Tokyo, nie tylko dlatego, że sam jest wielbicielem japońskiego kina i zależało mu na pracy z miejscową ekipą, ale też, jak przyznał, Tokyo jest dużo ciekawszym miastem niż Paryż czy Nowy Jork. Jednak miejsce akcji związane jest też z kreacją postaci – są oni nieszczęśliwi i opuszczeni, znajdują się w obcym dla siebie miejscu, w którym nie potrafią się zadomowić. Wydają się śmiesznie mali w porównaniu do przestrzeni miasta – jego mieszkańców, ruchu i gwaru ulicznego.
"Wkraczając w pustkę" to historia przebywającego w Tokyo dilera - Oscara, który zostaje złapany i postrzelony przez policję. Kiedy umiera, jego duch pozostając wierny obietnicy złożonej siostrze, że nigdy jej nie zostawi, odmawia rezygnacji ze świata żywych. Wędruje przez miasto, jego wizje stają się coraz bardziej zniekształcone i koszmarne. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość scalone w halucynacyjnym wirze.
Ramy filmu, zbudowane wokół "Tybetańskiej Księgi Umarłych", przedstawiają historię tego, co dzieje się z naszą duszą bezpośrednio po śmierci, tuż przed jej przejściem do krainy umarłych. – Perspektywa widzenia świata oczami ducha wydała mi się szczególnie atrakcyjna. Gdy ogląda się ten film uważnie, można zauważyć, że perspektywa ducha miesza się z marzeniami sennymi, okazuje się, że nie chodzi o nasze spojrzenie na życie po śmierci, ale o nasze doczesne lęki i utrapienia. Kiedy śpimy, nasze sny wyrażają za nas nasze pragnienia, ale też nasze lęki. W wypadku tego bohatera jest to sen o przezwyciężeniu śmierci – konstatuje reżyser.
W "Europejskim Magazynie Kulturalnym" z francuskim reżyserem rozmawiała Monika Pilch.
(Wszystkie zdjęcia pochodzą z filmu "Wkraczając w pustkę" 2009)
Aby wysłuchać całej rozmowy, kliknij ikonę dźwięku "Gaspar Noe o swojej twórczości" w boksie Posłuchaj po prawej stronie.