Poezja Zbigniewa Herberta jest programowo publiczna. Herbert prowadzi dyskurs nie tyle w dziedzinie sztuki i estetyki (choć także w nich), ile dyskurs z rzeczywistością.
„LIRYKOŻERCY. Herbert” to projekt zainaugurowany 18.02.2008 roku w Teatrze Narodowym w Warszawie w ramach Roku Zbigniewa Herberta. Pionierski charakter przedsięwzięcia, którego celem jest, jak zapewniają organizatorzy, „zaangażowanie odbiorców poprzez zabranie ich w interaktywną i wielopoziomową podróż po świecie życia i poezji jednego z najważniejszych polskich poetów ubiegłego stulecia”, zaciekawia szczególnie pomysłową formą. Uczestnicy eksperymentu mogą pobrać wiersze Herberta w formacie mp3 na komórkę, obejrzeć przygotowane z udziałem warszawiaków miejskie instalacje wideo, wziąć udział w sesji malarsko-czytelniczej („malowania słowem” przez Jakuba Rebelkę z opisów płócien napisanych przez Zbigniewa Herberta), układać własne wiersze z fragmentów oryginalnej poezji, obejrzeć nieznane szerszej publiczności rysunki poety, dowiedzieć się więcej o nim samym i o jego twórczości od ekspertów uczestniczących w anty-panelu, obejrzeć przygotowane za pomocą dźwięku, obrazu i wizualizacji instalacje opowiadające o jego życiu. Nowoczesne środki przekazu mają za zadanie pomóc odbiorcy wejść w świat poety, ale także – mam wrażenie – uatrakcyjnić go. To jednak smutna sugestia: świat Herberta jest nudny i niedostępny.
Inicjatywa „LIRYKOŻERCY. Herbert”, pomimo oczywistego błędu takiego założenia, odkrywa istotny punkt poezji Zbigniewa Herberta. Programowo bowiem jest to liryka niejako publiczna. Herbert prowadzi dyskurs nie tyle w dziedzinie sztuki i estetyki (choć także w nich), ile dyskurs z rzeczywistością: „Sferą działalności poety (…) jest rzeczywistość, uparty dialog człowieka z otaczającą go rzeczywistością konkretną, z tym stołkiem, z tym bliźnim, z tą porą dnia, kultywowanie zanikającej umiejętności kontemplacji” (Z. Herbert, Poeta wobec współczesności). Odkrywa jej porządek, rewiduje stan, sugeruje zmiany – dotyka tego, co realne, i próbuje się z tym zmierzyć. Dialog ze światem prowadzony przez poetę może być zatem podtrzymywany po jego śmierci właśnie poprzez różnorodne przedsięwzięcia w rodzaju „LIRYKOŻERCÓW”. W sposób bezpośredni pokazują one wartość i ważność twórczości Zbigniewa Herberta również dla współczesności.
Hermes, pies i gwiazda
Projekt „LIRYKOŻERCY. Herbert” skłonił mnie do bardziej osobistej i uważniejszej niż dotychczas lektury poezji autora Struny światła. Wydaje się, że publiczny wymiar twórczości Herberta krystalizuje się najpełniej w ramach prywatnej lektury. Poeta podstawą zawsze czyni odniesienie do rzeczywistości, jednak idealnym odbiorcą jest jednostka, na której postawę do tej rzeczywistości próbuje się wpłynąć. Herbert nie przemawia do tłumów, partnerem w dyskusji poetyckiej czyni indywiduum.
Dość obszerny, opublikowany w 1957 roku, drugi z kolei tomik Hermes, pies i gwiazda zawiera, według badaczy, wszelkie tropy charakterystyczne dla poety. Herbert od początku był pisarzem dojrzałym. Pozorne różnice, a nawet całkowita sprzeczność niektórych poglądów przekazywanych w pierwszych tomikach względem tych z pisanych pod koniec życia stanowią stały element osobowości twórczej poety. Świadoma asystemowość była wyróżnikiem światopoglądu Herberta: „Idzie mi o przeciwstawienie się tyranii podziałów dychotomicznych, tnących skomplikowaną ludzką rzeczywistość, a także o wyznaczenie granic poezji – tak jak je pojmuję – bez uzurpacji, ale także bez kompleksu niższości” (Poeta wobec współczesności). Dlatego przecież jest przez niektórych uważany za największego ironistę XX stulecia: „(…) ironia nie jest cynizmem, ale wstydliwością uczuć. To, co z pozoru wydaje się pesymistyczne, jest stłumionym wołaniem o dobro, o pomnożenie dobra, o otwarcie sumień” (Z. Herbert, Opisać rzeczywistość).
W krainie zdystansowanego i zawsze krytycznego do niej twórcy wybrałam trzy wiersze z tomiku Hermes, pies i gwiazda , których lekturą zdecydowałam się podzielić.
Głos
Oddaję go Herbertowi: „gdzie jest ten głos/ powinien odezwać się/ gdy na chwilę zamilknie/ niezmordowany monolog ziemi”. Temat wyznacza zatem poszukiwanie głosu, sensownego dźwięku. Poeta opisuje sytuację, w której cała przyroda (morze, las, pole) nie tyle milczy, ile prowadzi zażarty, niekończący się monolog. Jest pełna monotonnego, niezrozumiałego ciągu dźwięków, zamkniętych na jakąkolwiek odpowiedź. Herbert napisze jeszcze wiersz o podobnym wydźwięku, Kamyk (Studium przedmiotu, 1961), podobny, także liryk, popełni wkrótce Wisława Szymborska Rozmowa z kamieniem (Sól, 1962). W tych dwóch wierszach naświetlony został jednak nieco inny aspekt: doskonałość przyrody, jej zamkniętość i absolutność. W Głosie najistotniejsze będzie wyłączenie człowieka z monologu natury, jego potrzeba dialogu, odpowiedzi. Zadomowiony w języku, będącym dla niego najdoskonalszym, najbardziej własnym środkiem bycia (już nie tylko wyrazu!), człowiek musi czuć się obcy w krajobrazie ciszy (u Herberta jest to względna cisza; z „szmerów/ klaskania wybuchów” nic się nie da zrozumieć). Próbuje uporządkować rzeczywistość, mówiąc do niej, słuchając jej, ale jego działanie skazane jest na porażkę. Jakby nie dało się połączyć dwóch sfer.
Zbigniew Herbert w swoim stylu odwraca jednak tę pozornie jasną sytuację liryczną (porządek natury-kultury, nigdy ze sobą niezgodne), osadzając jednocześnie utwór w konkretnej sytuacji polityczno-społecznej: „ale być może/ obaj jesteśmy/ napiętnowani kalectwem”. Wejście Herberta w życie literackie miało bezpośredni związek z tzw. „odwilżą” w 1956 roku. Krajobraz po śmierci Stalina jest krajobrazem budzącego się z „niezrozumiałego bulgotania” głosu, sensownego przekazu. Ażeby jednak umożliwić mowę i rozmowę, „głuchy” poeta musi pójść wespół z „niemym światem”. Musi na nowo podjąć próbę słów, próbę głosu.
Nigdy o tobie
W tomiku Hermes, pies i gwiazda poeta wielokrotnie taką próbę głosu podejmuje. Zainteresowany różnorodnymi obiektami, stara się do nich zbliżyć; czyni to w wierszach Martwa natura, Wieża, Przedmioty, Pieśń o bębnie, Moje miasto. Przedstawia kilkakrotnie sytuację liryczną, w której podmiot ponownie zwraca swoją uwagę ku jakiemuś przedmiotowi i próbuje go na nowo określić. W wierszu Nigdy o tobie przedmiotem opisu staje się klamka furtki domu. Niepozorny, drobny przedmiot jako jedyny nie tyle zasługuje, co może być wyrażony przez poetę. Oczywiście, w samym liryku nie znajdziemy precyzyjniejszych określeń niż „o jej szorstkim uścisku i przyjaznym skrzypieniu”. Podmiot skupia się raczej na niemożliwości wyrażenia innych obiektów: nieba, dachów, kominów, okien, domu samego, portiery, schodów, liści nad bramą. A jednak odbiorca uzyskuje pewien obraz, a raczej pewne wrażenie tych przedmiotów, ich konstelacji. Poeta pokornie odbiera sobie prawo opowiadania o większych całościach niż klamka, wyrażając się mimo tego o niej najdoskonalej. Dla Herberta takim najpełniejszym opisem jest uczucie. Oddanie wrażenia, jakie pozostawiają pewne przedmioty w ludziach. Kończy swój wiersz: „Nie dziwcie się że nie umiemy opisywać świata/ tylko mówimy do rzeczy czule po imieniu”. Przedstawienie całej rzeczywistości jest dlatego niemożliwe, bo pozostawia nieskończenie wielką ilość wrażeń. Człowiek podołać może tylko części z nich, a i tak wyzwala to w nim obawę, że coś utracił. Do cudownego, potężnego świata należy podchodzić pokornie i spokojnie. Poeta rozpoczyna swoje dzieło opisywania rzeczywistości od najdrobniejszych detali, nic nie może utracić.
W szafie
Krótka proza poetycka podważa moje dotychczasowe rozważania. Nieustanna rewizja podjętych przez Herberta wniosków wymaga od odbiorcy podwojonej uwagi, zwiększonej czujności. Zbigniew Herbert zachowuje się tak, jakby nie dowierzał własnym sądom, jakby musiał je sprawdzić z różnych punktów widzenia. To sprawia, że jego poezja jest wielka. Nie pisze on o swoich ustaleniach, poddaje nam do rozważenia różne możliwości. Rzecz jasna, nie prowadzi to u niego do relatywizmu. Nie twierdzi on bynajmniej, że każdy sąd jest równoważny i równie uprawiony. Powiedział bowiem kiedyś jasno, że celem poezji jest „budowanie wartości, budowanie tablic wartości, ustalanie ich hierarchii, to znaczy świadomy, moralny ich wybór z wszystkimi życiowymi i artystycznymi konsekwencjami, jakie z tym są związane” (Poeta wobec współczesności). Jest on jednak daleki od zautomatyzowanego umoralniania. Herbert wymaga uważnego i myślącego czytelnika, pragnie raczej partnera do dyskusji, niż tłumu wiernie wysłuchującego mędrca.
W szafie zatem kryje się nieprawdopodobieństwo. Borges opowiedział kiedyś słynną chińską baśń, o tym jak pewnego razu filozofowi Czuang-tsy przyśniło się, „że jest motylem, a kiedy się zbudził, nie wiedział, czy jest człowiekiem, któremu się śniło, że jest motylem, czy też motylem, któremu śni się teraz, że jest człowiekiem” (J. L. Borges, Metafora). Sen o śnie powoduje zatracanie się rzeczywistości. Doświadczenie upłynnienia granicy między jawą a snem powoduje rozdźwięk. Skoro ta rzeczywistość jest wyśniona, skoro ta rzeczywistość – jak powiada Herbert – „jest falsyfikatem”, co ma robić poeta? Poeta właśnie odkrywa to oszustwo, odkrywa, że miasto jest szafą, chmury są nogawkami spodni, katedra – „smukłą butelką zwietrzałych perfum”, a przelatująca kometa – molem. Poeta ponownie przygląda się rzeczywistości, jej poszczególnym obiektom i określa je od nowa. „W szafie” istnieje prawdopodobnie ściślejszy kontekst interpretacyjny: może nim być rzeczywistość przekłamania - PRL. Nie trzeba się jednak przy takim znaczeniu upierać. Herbert przemawia przecież uniwersalnie.
Dochodzenie do głosu
Najlepszym podsumowanie rozważań nad poezją Herberta zdaje się uwaga jego najwierniejszego czytelnika i ucznia, Seamusa Heaneya, w The Government of the Tongue: „czytanie tych wierszy jest doświadczeniem dobroczynnym: rozszerzają one bowiem ogromnie zasięg twierdzenie Thomasa Hardy’ego, ‘że najlepszą drogą do Dobra jest dokładne i pełne spojrzenie na to, co najgorsze’”.
Moralna odpowiedzialność poety za słowo wiąże się z jego wysoką pozycją w społeczeństwie. To dzięki niemu skomplikowana rzeczywistość może zostać odkryta i zrozumiana. W próbie słów poety dochodzi do głosu świat.
Joanna Kulas
Zbigniew Herbert, Hermes, pies i gwiazda, Czytelnik, Warszawa 1957.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Imiona Herberta (o Strunie światła Zbigniewa Herberta)
Labirynt nad morzem