Pawilon Polonia, projekt „Hotel Polonia” na 11. Międzynarodową Wystawę Architektury w Wenecji, fot. dzięki uprzejmości Zachęty Narodowej Galerii Sztuki
Z Jarosławem Trybusiem i Grzegorzem Piątkiem rozmawiała Magdalena Zaliwska.
Wiem, że już w momencie kiedy powstawał Polski pawilon i umieszczona w nim praca „Budynków życie po życiu” zbierali panowie pochwały od krytyków, architektów, dziennikarzy. Panowie wykazywali trochę mniej entuzjazmu. Z czego wynikała mała wiara w powodzenie projektu?
Jarosław Trybuś: Myślę, że to nie było kwestią małej wiary, tylko tego, że pracując bardzo długo nad projektem straciliśmy dystans do niego i bardzo trudno było go nam ocenić w kontekście innych pawilonów. Poza tym, gdy realizuje się taki projekt, nie myśli się o nagrodzie. Ważne jest to, by zrobić dobrą wystawę. Stąd to wielkie zaskoczenie, jakie wzbudziła w nas nagroda.
Grzegorz Piątek: Jest też tak, że gdy pracuje się nad czymś przez kilka miesięcy, to na dzień przed otwarciem ekspozycji, samemu widzi się najlepiej wszystko to, czego się nie zrobiło. Trudniej jest zauważyć, czy wszystko działa jako całość. Przed samym otwarciem towarzyszyła nam niesamowita trema. Kamień spadł nam z serca jednak już trzy dni przed przyznaniem nagrody, gdy wystawę odwiedzali krytycy, dziennikarze, którzy wykazywali duże zainteresowanie naszą propozycją. Złoty Lew był jednak dużym zaskoczeniem. Na miejscu byliśmy tak zajęci swoim pawilonem, że absolutnie nie wiedzieliśmy, co dzieje się w pozostałych. Nie mieliśmy porównania . Wiedzieliśmy tylko, co my zrobiliśmy.
Jury komplementowało panów pracę głównie za prostotę i klarowność wyrazu. Czy uważają panowie podobnie, że są to największe atuty waszego projektu?
G. P.: Od początku chodziło nam o to, by projekt był zrozumiały na kilku poziomach. Jeśli ktoś będzie chciał poważniej zagłębić się w projekt będzie miał ku temu także okazję poprzez katalog, w którym są akademickie teksty i bardzo dużo informacji oraz dodatkowych ilustracji. By projekt był widoczny nad samym polskim pawilonem w Wenecji powiesiliśmy czerwony napis HOTEL, po to by Hotel Polonia był łatwo rozpoznawalny. Myślę, że przyciągaliśmy uwagę na kilka sposobów, bo mieliśmy świadomość tego, że ten kto wejdzie do naszego pawilonu powinien się nim od razu zainteresować. Tak jest np. z dziennikarzami, którzy przez jeden dzień musieli obejrzeć kilkanaście wystaw. Na oglądanie każdej z nich nie mieli dużo czasu, dlatego wiedzieliśmy, że powinni zainteresować się naszym projektem po kilkunastu sekundach – inaczej nie zainteresują się wcale.
J.T.: Tego typu imprezy jak Biennale mają coś z supermarketu. Albo produkt jest dobrze opakowany i wtedy po niego chwycimy i zajrzymy, co jest w środku, docenimy jego wartość, albo nie. Dlatego trzeba działać bardzo szybko. Jeżeli reakcja odbiorcy nie jest szybka, to projekt jest przegrany. My staraliśmy się zastosować pewne chwyty, po to by widz dłużej pobył w pawilonie. Myślę, że to się udało, dlatego jesteśmy zadowoleni z czytelności przekazu, o której wielu odbiorców nam mówi.
Opowiedzmy teraz więcej o samej pracy. Czy zgodzą się panowie ze stwierdzeniem, że Polski pawilon, to trochę taka futurystyczna wizja tego, co może stać się z obiektem architektonicznym, gdy poddany zostanie próbie czasu i działalności człowieka?
J.T.: Projekt narodził się z obserwacji i niezgody na architektoniczną rzeczywistość, z którą mamy do czynienia we współczesności. Otóż obserwujemy przyspieszający bieg wydarzeń wokół nas i na tym tle widzimy architekturę, która zdaje się nie nadążać za tymi szybkimi zmianami. Architekturę, która opiera się na założeniach wypracowanych przed setkami czy nawet tysiącami lat, w których mowa jest o trwałości. I o tym jest nasz projekt. Przez tę wystawę chcemy postawić znak zapytania przy słowie "trwałość" w kontekście architektury. A więc sam pomysł narodził się z naszych przemyśleń i tego, co odczuwamy.
G. P.: Do projektu wybraliśmy 6 budynków, ponieważ uważamy, że architektura prestiżowa, która najbardziej przyzwyczajona jest do trwałości i monumentalności będzie paradoksalnie najgorzej znosić próbę czasu, dlatego, że jest najmniej odporna na zmiany, najbardziej uparta. Dlatego też pomysł na zaproszenie tych artystów. Nicolas Grospierre fotografuje budynki, do pewnego stopnia tak, jak chcieliby je widzieć architekci. One są bardzo pomnikowe, statyczne, monumentalne. A z drugiej strony Kobas Laksa, który w swoim wcześniejszym projekcie z krajobrazu miejskiego zrobił cyberpunkowy śmietnik.
Dlaczego wybrali panowie właśnie te 6 obiektów?
G.P.: Chodziło o pokazanie jak największej różnorodności stylistycznej. Po drugie o budynki prestiżowe. Chodziło o budynki projektowane przez polskich jak i zagranicznych architektów, by pokazać, że czegoś takiego jak architektura narodowa właściwie już nie ma. Pawilon narodowy tradycyjnie służy do tego, by pokazać to, co kraj ma najlepszego czy najbardziej charakterystycznego.
I tak, dla przykładu, budynek Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego zamieniliście na centrum handlowe, ekskluzywne osiedle Marina Mokotów na wysypisko śmieci, Sanktuarium Matki Bożej w Licheniu na aquapark. Dlaczego takie dziwne przeobrażenia?
J.T.: Te przeobrażenia tylko z pozoru mogą wydawać się dziwne. W rzeczywistości są one uzasadnione czy to w przewidywaniach ekonomicznych, czy to związanych z kryzysem energetycznym czy różnymi zjawiskami społecznymi, które jak się wydaje mogą nastąpić. Nie chodzi o to, że wierzymy, że te konkretne sytuacje mogą się wydarzyć. Chodzi o to, że dotąd podobne zjawiska miały miejsce. Podobne przekształcenia, podobne zmiany funkcji i dlatego prowokacyjnie wybraliśmy te, a nie inne budynki.
G. P.: Zmiana funkcji budynku, nie jest niczym nowym, tylko rzadko w taki sposób myślimy o współczesnych budynkach. My po prostu wybraliśmy takie budynki, które mogłyby się wpisać w jakiś logiczny ciąg zdarzeń w przyszłości, czy jakąś tradycję przekształcania budynków. Tu dla przykładu podam Bibliotekę Uniwersytecką w Warszawie, której przestrzeń jest oparta na schemacie bazyliki. Bazylika pierwotnie była budynkiem handlowym z funkcjami administracyjnymi. Następnie ten schemat przeniknął do budownictwa sakralnego, a stamtąd do świeckiej architektury publicznej. My wracamy do tego pierwotnego schematu.
Czy uważają panowie, ze każdy budynek może zmienić swoje przeznaczenie?
J. T.: Każdy budynek wcześniej czy później będzie musiał zmienić swoje przeznaczenie, albo stanie się ruiną. Tego uczy nas historia, a nie zawsze chcą wiedzieć o tym architekci. Stąd też to wołanie, które jest w naszej pracy- wołanie o przyznanie się do tego, że czas zrobi swoje. Wołanie o to, by architekci brali to pod uwagę projektując budynki, żeby one były łatwiejsze do przyjmowania nowych funkcji, żeby były mniej “twarde”, mniej trwałe.
W Wenecji zrobili też panowie nie małe zamieszanie. Pawilon Polski zamieniony został na Hotel Polonia. Dostawione zostały łóżka. Czy ktoś zatrzymał się w hotelu?
Tak, byli chętni, chociaż warunki były spartańskie. To, że zaproponowaliśmy w pawilonie polskim miejsce do spania też nie jest przypadkowe. Myśmy podpatrzyli pewna potrzebę. Cała Wenecja zamieniona jest na hotele lub apartamenty, a miejsc noclegowych wciąż brakuje. Dlatego zaproponowaliśmy w Pawilonie hotel i dlatego cieszył się powodzeniem.
Kurator wystawy głównej Biennale Aaron Betsky twierdzi, że „Architektura to nie budynki. To sposób w jaki myślimy, wyobrażamy sobie i kształtujemy środowisko tworzone przez człowieka. Pomaga zrozumieć gdzie i kim jesteśmy. Czym dla panów jest architektura?
J.T.: Architektura jest tą sztuką, poza którą nie możemy wyjść. Tą sztuką, której nie możemy nie widzieć. Jest wszędzie. Otacza nas od urodzenia do śmierci. Jest najpowszechniejszą ze sztuk, dlatego domaga się najrzetelniejszej uwagi i analizy.
G.P.: Jest też najważniejszą ze sztuk, dlatego, że jest najlepszym odbiciem możliwości, a z drugiej strony aspiracji swoich czasów. Jest bezlitosnym świadectwem dla każdego miejsca, epoki i każdej społeczności.
Przeczytaj również: Przestrzeń wzywa architektów.