EURO 2016

"Czarne konie" mistrzostw Europy. Od "duńskiego dynamitu" do "wejścia Smoków"

Ostatnia aktualizacja: 09.06.2024 10:46
Kibice futbolu kochają niespodzianki i starcia Dawida z Goliatem, w których zwycięża ten pierwszy. Takich historii nie zabrakło również podczas mistrzostw Europy. Oto reprezentacje, które odniosły sukces wbrew kalkulacjom bukmacherów i ocenom ekspertów.
Czarne konie mistrzostw Europy
"Czarne konie" mistrzostw EuropyFoto: PAP

Euro 1992 - eksplozja "duńskiego dynamitu"

W rozgrywanym w Szwecji turnieju wzięło udział zaledwie 8 drużyn, więc sama obecność w europejskiej elicie była powodem do dumy i sporej satysfakcji. Duńczycy na imprezę dostali się "tylnymi drzwiami". Ekipa trenera Seppa Piontka odpadła bowiem w kwalifikacjach do turnieju, zajmując w eliminacyjnej grupie drugie miejsce za Jugosławią. Na 11 dni przed rozpoczęciem Euro Organizacja Narodów Zjednoczonych wydała jednak Rezolucję nr 757, której jeden z punktów zabraniał reprezentacji Jugosławii udziału w zawodach rangi międzynarodowej z uwagi na wojnę na Bałkanach. Ich miejsce zajęli właśnie Duńczycy.

Misja "zebrania" przebywających na wakacjach piłkarzy i poprowadzenia "urlopowiczów" na turnieju została powierzona Richardowi Moellerowi Nielsenowi. Trzeba jednak przyznać, że duński szkoleniowiec miał do dyspozycji kilku wyśmienitych zawodników, z Brianem Laudrupem (Bayern Monachium) i Peterem Schmeichelem (Manchester United) na czele.

Pod względem personaliów Duńczycy nie mogli się jednak równać z Anglikami i Francuzami, którzy mierzyli się z nimi w grupie. Sensacyjnie do półfinałów awansowali Duńczycy oraz Szwedzi. Podopiecznym trenera Nielsena udało się pokonać 2:1 "Les Bleus" po golach Henrika Larsena i Larsa Elstrupa i bezbramkowo zremisować z Anglią, co wystarczyło do zajęcia 2. lokaty.

W półfinale na Duńczyków czekali naszpikowani gwiazdami obrońcy tytułu z 1988 roku - Holendrzy. Van Basten, Rijkard, Bergkamp i spółka musieli jednak uznać wyższość rywali - po remisie 2:2 zwycięzcę wyłonił konkurs "jedenastek". Pomyłka Van Bastena wystarczyła bezbłędnym Duńczykom, którzy zameldowali się w finale. Tam ograli Niemców 2:0. 

O tym, jak wielką sensacją był triumf Danii, najlepiej świadczą słowa napastnika triumfatorów Euro 1992 Kima Vilforta. - Nie mogliśmy nikogo zawieść, bo nikt na nas nie stawiał. Każdy inny wynik niż komplet porażek po 0:5 przed turniejem przyjęlibyśmy jako sukces - mówił po zakończeniu turnieju.

Euro 1996 - czeski "Kopciuszek" omal nie został królową balu

Gdy przed Euro 1996 eksperci przyglądali się tabeli grupy C, bez wahania typowali: w następnej rundzie zagrają Niemcy i Włosi, "z automatu" skreślając Czechów i Rosjan. Nasi południowi sąsiedzi rozpoczęli turniej zgodnie z ich przewidywaniami, przegrywając 0:2 z Niemcami. Później jednak przyszła sensacyjna wygrana z Włochami (2:1) i remis 3:3 z Rosją, który w 88. minucie gry uratował Vladimir Smicer. 4 punkty wystarczyły, by awansować do fazy pucharowej, bowiem Czesi mieli lepszy bilans bezpośredni z Włochami, którzy uzbierali tyle samo "oczek".

Szybko okazało się, że awans nie był przypadkiem. Nikomu nieznani wcześniej Czesi mieli w składzie dopiero rozpoczynających międzynarodowe kariery Pavla Nedveda (Sparta Praga), Karela Poborsky'ego (Slavia Praga), Patrika Bergera (Borussia Dortmund) i wspomnianego wcześniej Smicera (Slavia Praga), którzy szybko stali się gwiazdami europejskiego futbolu.

W drodze do finału Czesi "odprawili" Portugalię z Luisem Figo i Rui Costą w składzie, a także Francuzów, którzy mogli liczyć m.in. na Zinedine'a Zidane'a, Laurenta Blanca czy Bixente Lizarazu. 

W finale podopieczni Dusana Uhrina ponownie trafili na Niemców. W 59. minucie gry sensacyjnie objęli prowadzenie po golu Bergera z rzutu karnego. Później jednak sprawy w swoje ręce wziął Olivier Bierhoff, który najpierw wyrównał stan rywalizacji, a w dogrywce zdobył "złotego gola", automatycznie kończącego rywalizację.

Mimo porażki w finale piłkarska Europa zachwyciła się czeskimi graczami. Tuż po turnieju Nedved trafił do Lazio, Berger do Liverpoolu, a Poborsky do Manchesteru United. Przez kolejną dekadę Czesi byli już traktowani nie jako futbolowy "Kopciuszek", ale groźna ekipa, mogąca sprawić problemy każdemu.

Euro 2004 - grecki pragmatyzm i łzy Cristiano Ronaldo

Już w pierwszym spotkaniu rozgrywanego w Portugalii Euro 2004 Grecy zaprezentowali się kibicom z możliwie najlepszej strony, sensacyjnie pokonując gospodarzy 2:1. Wówczas wydawało się, że to jedynie jednorazowy "wystrzał" ekipy z Peloponezu, która prezentowała dość siermiężny i do bólu pragmatyczny futbol, połączony z rażącą nieskutecznością Portugalczyków. Okazało się jednak inaczej.

"Hellada" w grupie zremisowała z Hiszpanią (1:1) i przegrała z Rosją (1:2), co wystarczyło do awansu z 2. miejsca (za Portugalią). Niespodzianka przerodziła się w sensację, gdy podopieczni trenera Otto Rehhagela pokonali obrońców tytułu - Francję (1:0). To właśnie niemieckiego szkoleniowca, który wcześniej trenował m.in. Bayern Monachium i doprowadził do sensacyjnego mistrzostwa Niemiec Kaiserslautern, należy wskazać jako ojca sukcesu Greków.

Ultradefensywna taktyka, oparta na niskiej linii obrony, a w ataku na stałych fragmentach gry, była idealnie skrojona pod zawodników, których miał do dyspozycji. Defensywą "Hellady" dyrygowali doświadczony bramkarz Angelos Nikopolidis oraz stoper Traianos Dellas, w pomocy podania rozdzielał Jorjos Karagounis, natomiast w ataku na wysokie piłki czekali Angelos Charisteas i Zisis Vryzas. 

W półfinale Grecy po dogrywce pokonali Czechów (1:0), a w finale ponownie ograli Portugalczyków (1:0), oddając tylko jeden celny strzał na bramkę rywali. W całym turnieju w 6 meczach strzelili zaledwie 7 goli, a mimo to zdołali sięgnąć po puchar, doprowadzając do płaczu młodziutkiego Cristiano Ronaldo.

W przeciwieństwie do wspomnianych powyżej Czechów, greccy zawodnicy nie zawojowali najmocniejszych lig Europy. Ich triumf do dziś pozostaje chyba najlepszym potwierdzeniem tezy, że futbol to najbardziej nieprzewidywalny sport zespołowy.

Euro 2008 - "niezniszczalni" Turcy...

Turniej w Austrii i Szwajcarii przyniósł aż dwóch niespodziewanych półfinalistów: Turcję i Rosję. Niestety podobnej sztuki nie dokonała reprezentacja Polski, która po raz pierwszy w historii zagrała na Euro, ale pożegnała się z imprezą już po trzech spotkaniach.

Turcy trafili do grupy z Czechami, Portugalią i Szwajcarią. Pierwszy mecz nie zapowiadał, że podopieczni Fatiha Terima będą rewelacją turnieju - gracze znad Bosforu gładko przegrali 0:2 z Portugalczykami. Ich dalszy udział w turnieju zawisł na włosku, gdy w kolejnym meczu przegrywali ze Szwajcarią po golu naturalizowanego rodaka Hakana Yakına. Końcówka należała jednak do nich - Semih Şentürk wyrównał, a Arda Turan w doliczonym czasie gry dał im zwycięstwo.

Jeszcze bardziej dramatyczna była sytuacja Turków w meczu "o wszystko" z Czechami, w którym na 15 minut przed końcem przegrywali 0:2. Ostatni kwadrans przyniósł jednak dwa gole Nihata i trafienie Ardy Turana, które dały awans Turkom. - Nie miało znaczenia, czy przegramy 0:2, czy 0:4, więc musieliśmy atakować - skwitował po meczu w swoim stylu trener Terim.

Ćwierćfinał z Chorwacją to kolejny materiał na hollywoodzki film - minutę przed końcem dogrywki Ivan Klasnic wyprowadził rywali na prowadzenie, ale strzałem wprost w okienko Turków w grze utrzymał Şentürk. Chorwaci już się nie pozbierali i przegrali w karnych.

Piękna historia podopiecznych Fatiha Terima zakończyła się dopiero w półfinale, ale i tam nie zabrakło emocji. Mimo plagi kontuzji i kilku wykluczeń za kartki (brakowało m.in. Ardy Turana i Nihata), Turcy postawili Niemcom trudne warunki. Decydujący gol na 3:2 padł dopiero w 90. minucie i to w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach - Philipp Lahm skierował piłkę do siatki, gdy na murawie kontuzjowany leżał jeden z rywali.

...i nieobliczalni Rosjanie

Również kibice "Sbornej" na długo zapamiętają Euro 2008. Podobnie jak w przypadku Turków, pierwszy mecz nie ułożył się po myśli Rosjan - gładkie 1:4 z Hiszpanią nie wróżyło najlepiej na dalszą część turnieju. Podopieczni Guusa Hiddinka powetowali sobie jednak klęskę zwycięstwami z Grecją (1:0) i Szwecją (2:0), w barwach której grały takie tuzy jak Zlatan Ibrahimović, Fredrik Ljungberg czy Henrik Larsson.

Prawdziwym pokazem siły i prawdopodobnie najlepszym występem "Sbornej" w ostatnich latach było starcie z Holandią w 1/4 finału. Naszpikowana gwiazdami ekipa "Oranje" przeszła przez fazę grupową jak burza, rozbijając Francję (4:1) i Włochy (3:0). Prezentujący na Euro 2008 dynamiczny i odważny futbol Rosjanie szybko objęli prowadzenie z faworyzowanymi rywalami, dzięki trafieniu Romana Pawluczenki. W końcówce wyrównał Van Nistelrooy, ale dogrywka należała do świetnie przygotowanych fizycznie Rosjan. Po golach Dmitrija Torbinskiego i Andrija Arszawina to podopieczni trenera Hiddinka cieszyli się z awansu do półfinału.

Tam jednak ponownie trafili na Hiszpanów, na których nikt wówczas nie potrafił znaleźć recepty. Mimo gładkiej porażki 0:3 zawodnicy "Sbornej" wracali do kraju jako bohaterowie,

Warto zwrócić uwagę na fakt, że tylko jeden zawodnik z ówczesnej reprezentacji Rosji grał poza krajem (konkretnie Ivan Saleko z Nurnbergu). Po Euro ta sytuacja się zmieniła - brylujący w ekipie "Sbornej" Arszawin trafił do Arsenalu Londyn, Jurij Żirkow do Chelsea, a Roman Pawluczenko do Tottenhamu Hotspur. Doświadczenie z Premier League nie przyniosło jednak zbyt wielu korzyści dla drużyny, która w kolejnych latach nie osiągnęła podobnego sukcesu jak na Euro 2008.

Euro 2016 - "wejście Smoków"

Reprezentacja Walii, która na Euro 2016 przyjechała po 58 latach absencji na dużych międzynarodowych turniejach, kojarzy się z niezbyt wyrafinowanym stylem gry opartym na twardej walce, kontratakach i stałych fragmentach gry. Podczas Euro 2016 ekipa "Smoków" udowodniła jednak, że również w taki sposób można nie tylko osiągnąć sukces, ale również zdobyć serca kibiców.

Walijczycy trafili do grupy z Anglią, Słowacją i Rosją. Zespół "Smoków" do awansu poprowadził najdroższy wówczas piłkarz świata Gareth Bale, który strzelił po bramce w każdym ze spotkań. Ostatecznie Walia awansowała do fazy pucharowej z pierwszego miejsca dzięki wygranym ze Słowacją (2:1) i Rosją (3:0). 

W 1/8 finału Walijczykom sprzyjało szczęście, gdyż trafili na innego outsidera, mianowicie Irlandię Północną. Fortuna uśmiechnęła się do nich również przy samobójczym trafieniu Garetha McAuley'a, które rozstrzygnęło losy spotkania. 

Ćwierćfinał był już wyzwaniem innego kalibru - tam bowiem na Walijczyków czekali Belgowie, typowani jako jedni z głównych faworytów do mistrzostwa Europy. Edena Hazarda, Kevina De Bruyne i Romelu Lukaku zatrzymali jednak wyspiarscy "rzemieślnicy". Dla "Smoków" trafiali Ashley Williams (Swansea City), Sam Vokes (Bournemouth) i Hal Robson-Kanu (Reading), który w tym meczu zdobył "bramkę życia". Piękną przygodę Walijczyków zakończyła porażka 0:2 z późniejszym triumfatorem imprezy, Portugalią.


Polacy rozpoczną udział w Euro 2024 od starcia z Holandią (16 czerwca, Hamburg) >>> CZYTAJ WIĘCEJ

Potem zmierzą się z Austrią (21 czerwca, Berlin)>>> CZYTAJ WIĘCEJ

Mecz z Francją (25 czerwca, Dortmund) >>> CZYTAJ WIĘCEJ

Awans do 1/8 finału wywalczą po dwa zespoły z każdej grupy i cztery reprezentacje z trzecich miejsc.

Grupy Euro 2024  

/red


Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak

Czytaj także

Grupa A - Włochy, Turcja, Walia, Szwajcaria - selekcjonerzy

01.06.2021 07:00
W grupie A tegorocznych mistrzostw Europy znalazły się Włochy, Turcja, Walia i Szwajcaria. Co powinniśmy wiedzieć o selekcjonerach tych reprezentacji? 
Selekcjonerzy: Roberto Mancini (z lewej u góry), Senol Gunes (z prawej u góry), Rob Page (z lewej u dołu) i Vladimir Petković (z prawej u dołu)
Selekcjonerzy: Roberto Mancini (z lewej u góry), Senol Gunes (z prawej u góry), Rob Page (z lewej u dołu) i Vladimir Petković (z prawej u dołu)Foto: PAP/EPA/VASSIL DONEV/DPA/Federico Gambarini/EPA/PETER POWELL/GIAN EHRENZELLER

Roberto Mancini (Włochy) - 56 lat 

Wybitny zawodnik, znakomity szkoleniowiec. Jedna z największych gwiazd trenerskich całego turnieju. Jako piłkarz przez 15 lat grał w Sampdorii Genua. Był też zawodnikiem Lazio Rzym.

W 1991 i 2000 roku sięgał po mistrzostwo Włoch. Do tego zdobył sześć krajowych pucharów i dwa superpuchary. W dorobku ma też dwa Puchary Zdobywców Pucharów i jeden Superpuchar Europy. 

Świetny napastnik zagrał 36 razy w barwach reprezentacji Włoch, choć akurat w "Squadra Azzurra" nie grzeszył skutecznością. Zdobył tylko cztery gole w drużynie narodowej. W 1988 roku był w kadrze na mistrzostwa Europy, a dwa lata później zdobył brązowy medal na mundialu, który zresztą rozegrano na włoskich boiskach. 

Karierę kończył na wypożyczeniu w Leicester City, po czym błyskawicznie zaczął pracę jako trener. Jego pierwsza samodzielna praca - w Fiorentinie - przyniosła "Violi" Puchar Włoch w 2001 roku, ostatnie do tej pory trofeum klubu z Florencji. Kiedy rok później opuszczał bankrutującą Fiorentinę, by wrócić do Lazio, florenccy kibice ostro protestowali, a Mancini musiał wynająć ochronę. 

W Rzymie potwierdził klasę i miano jednego z najbardziej utalentowanych trenerów. W 2004 roku wywalczył Puchar Włoch, jednak rzymianie mieli spore problemy finansowe i Mancini zdecydował się zmienić otoczenie. 

Kolejne cztery lata spędził w Interze Mediolan, z którym trzykrotnie zostawał mistrzem Włoch, dwa razy wygrywał puchar i dwa razy superpuchar kraju.

Zabrakło jednak sukcesu w Lidze Mistrzów i ówczesny prezydent Massimo Moratti zdecydował się zatrudnić Jose Mourinho, który wygrał LM w 2010 roku. 

Mancini nie wypadł z obiegu. W latach 2009-2013 prowadził wschodzącą potęgę - Manchester City. Puchar Anglii w 2011 roku i upragnione mistrzostwo rok później zdobyte w dramatycznych okolicznościach to najważniejsze trofea klubu, który za pieniądze katarskich szejków chciał szybko doszlusować do europejskiej czołówki. Sukcesu w Lidze Mistrzów znowu jednak zabrakło.

Krótka praca w Galatasaray zaowocowała Pucharem Turcji. W 2014 roku Mancini wrócił do Interu, jednak nie był to już ten sam klub, co kilka lat wcześniej. Trofeów zabrakło i szkoleniowiec opuścił "nerazzurich" po dwóch sezonach, na rok przed końcem kontraktu. 

Potem Mancini pracował jeszcze w Zenicie Sankt Petersburg, by w maju 2018 roku objąć reprezentację Włoch, która znajdowała się w jednym z największych kryzysów w swojej historii. "Azzurri" nie pojechali w końcu na rosyjski mundial po przegranych barażach z Włochami.

mancini 1200 f.jpg
Euro 2020: Mancini przedłużył kontrakt z kadrą Włoch. "Projekt, którego finalizacja wymaga czasu"

Nowy selekcjoner szybko poukładał drużynę. Italia bez problemu awansowała na mistrzostwa Europy. Pod wodzą Manciniego Włosi przegrali dotąd tylko dwa mecze. W czerwcu 2018 roku ulegli w meczu towarzyskim Francji (1:3), a we wrześniu tego samego roku przegrali z Portugalią (0:1) w Lidze Narodów. 

Pracę Manciniego docenili przełożeni. Umowę z selekcjonerem przedłużono do 2026 roku. 

Od ponad dwóch lat "Azzurri" nie doznali porażki i są jednymi z kandydatów do medali mistrzostw Europy. Turniej rozpoczną u siebie. 11 czerwca Włosi zmierzą się z Turcją w meczu otwarcia. Spotkanie odbędzie się na Stadionie Olimpijskim w Rzymie. 

Senol Gunes (Turcja) - 68 lat 

Gunes to prawdziwa legenda tureckiego futbolu. Jako piłkarz przez piętnaście lat strzegł bramki Trabzonsporu. 31 razy zagrał w reprezentacji Turcji, choć występował w czasach, gdy drużynie znad Bosforu daleko było do europejskiej czołówki.

Choć Senol Gunes jako zawodnik sześć razy zostawał mistrzem kraju, legendarny status w swojej ojczyźnie zapewnił sobie jako trener. W latach 90. prowadził krajowe kluby, m.in. Trabzonspor. Nie udało mu się jednak sięgnąć po tytuł. Mimo to, w 2000 roku został mianowany selekcjonerem drużyny narodowej. 

Dwa lata później na boiskach Korei Południowej i Japonii stał się ojcem największego sukcesu w historii tureckiej piłki nożnej. Jego podopieczni na mundialu dali się pokonać tylko mistrzowskiej Brazylii. Turcy sięgnęli po brązowe medale, wygrywając mecz o trzecie miejsce z Koreańczykami (3:2).

Rok później Gunes doprowadził drużynę do trzeciego miejsca w Pucharze Konfederacji, jednak brak awansu na mistrzostwa Europy w 2004 roku skutkował odejściem niedawnego bohatera narodowego. 

W kolejnych latach Senol Gunes prowadził różne kluby, m.in. ukochany Trabzonspor. Kibicom przypomniał o sobie w 2016 roku, kiedy po raz pierwszy w karierze został mistrzem Turcji jako szkoleniowiec. Prowadził wówczas Besiktas, a sukces powtórzył rok później. 

W lutym 2019 roku ogłoszono, że doświadczony szkoleniowiec ponownie będzie selekcjonerem tureckiej reprezentacji. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Turcy bez problemu awansowali na mistrzostwa Europy, w eliminacjach pokonując m.in. mistrzów świata Francuzów (2:0).

Piłkarze znad Bosforu świetnie rozpoczęli też eliminacje przyszłorocznych mistrzostw świata, pokonując Holandię 4:2. Jak widać, Turcy mogą być groźni nawet dla najsilniejszych drużyn. Włosi powinni mieć to na uwadze przed meczem otwarcia mistrzostw...

Rob Page (Walia) - 46 lat 

41-krotny reprezentant Walii  jest w tym gronie trenerskim kopciuszkiem. Były obrońca m.in. Sheffield United jest zresztą jedynie tymczasowym szkoleniowcem półfinalistów Euro 2016. 

Page poprowadzi Walijczyków ze względu na problemy z prawem aktualnego selekcjonera Ryana Giggsa. Słynny skrzydłowy Manchesteru United jako pierwszy trener wywalczył awans na turniej, ale nie będzie mu dane poprowadzić drużyny. 

Czytaj także: 

W kwietniu walijska federacja ogłosiła taką decyzję ze względu na zarzuty kryminalne, jakie ciążą nad Giggsem. Były znakomity piłkarz został bowiem oskarżony m.in. o przemoc domową i napaść. 

Jego miejsce zajmie więc Rob Page, który wcześniej prowadził walijską młodzieżówkę. Całkiem niespodziewanie, początkujący szkoleniowiec stanie więc przed szansą wypromowania swojego warsztatu trenerskiego podczas najważniejszej imprezy piłkarskiej Starego Kontynentu.

Ryan Giggs 1200 F.jpg
Legenda Manchesteru United stanęła przed sądem. Giggs nie przyznaje się do winy

Vladimir Petković (Szwajcaria) - 57 lat 

Selekcjonera Szwajcarów śmiało można nazwać obywatelem świata. Vladimir Petković posiada trzy obywatelstwa: bośniackie, chorwackie i szwajcarskie. Karierę piłkarską zaczynał w FK Sarajewo, z którym w 1987 roku zdobył mistrzostwo Jugosławii. Przez chwilę grał też w słoweńskim NK Koper, a gdy na Bałkanach wybuchłą wojna wyemigrował do Szwajcarii.

W tym kraju zaangażował się też w działalność charytatywną. Przez pięć lat pracował jako wolontariusz Caritasu. 

Petković nie był wybitnym piłkarzem, ale szybko rozpoczął pracę trenerską. Początkowo był grającym szkoleniowcem Belinzony i Malkagnorae Agno. uznanie na szwajcarskim rynku zdobył jako trener Young Boys Berno, z którym dwukrotnie zostawał wicemistrzem kraju. 

Przełomową pracą Vladimira Petkovicia było podpisanie kontraktu z Lazio Rzym w 2012 roku. Bardzo dobrze poradził sobie w słynnym włoskim klubie, sięgając po Puchar Włoch w 2013 roku. Pół roku po tym sukcesie ogłosił, że zostanie selekcjonerem reprezentacji Szwajcarii

Swoją funkcję objął po mistrzostwach świata w 2014 roku, kiedy zastąpił Ottmara Hitzfelda. Pod wodzą Petkovicia umocnił się status szwajcarskiej kadry jako solidnego europejskiego zespołu zdolnego do dobrej gry na dużych turniejach. 

Zarówno na Euro 2016, jak i mundialu dwa lata później "Helweci" wychodzili z grupy, ale odpadali w 1/8 finału. Na mistrzostwach Europy przed pięcioma laty z turnieju wyrzucili ich zresztą biało-czerwoni, zwyciężając w pamiętnej serii rzutów karnych. Na rosyjskich mistrzostwach świata drzwi do ćwierćfinału zamknęli natomiast Szwedzi. 

Jak będzie tym razem? Atutem Szwajcarów jest stabilny skład, zgrana drużyna i doświadczony selekcjoner, który niedawno przedłużył kontrakt do końca 2022 roku.

Czy bariera 1/8 finału zostanie wreszcie przełamana?