Zacznijmy od matematyki: sześć dni festiwalu, w tym cztery pierwsze – od 21 do 24 października – to koncerty. Razem było ich pięć, z czego trzy propozycje to obiecujące premiery, powstałe specjalnie na zamówienie MWMP: koncert Marcina Maseckiego i Wacława Zimpla, Bastardy oraz Joanny Halszki Sokołowskiej i Tomasza Pokrzywińskiego.
"Było skromniej" (ze względu na problemy ze zdobyciem finansowania od resortu kultury), "ale na pewno nie gorzej". Kameralniej (bo raczej lokalnie, stołecznie), ale nadal odkrywczo i obiecująco.
Powielające zeszłoroczną formułę czterech dni koncertowych minione właśnie wydarzenie to także wielki powrót gości pierwszej odsłony MWMP.
Marcin Masecki i Wacław Zimpel w koncercie "Z katalogu ptaków".
"Skromniej" nie znaczy "gorzej"
Oto kilka refleksji na temat muzycznej strony trzeciego festiwalu Muzyka Wiary Muzyka Pokoju. Jak określił ją sam Miron Zajfert, dyrektor artystyczny festiwalu, w tym roku "było skromniej" (ze względu na problemu ze zdobyciem finansowania od resortu kultury), "ale na pewno nie gorzej". Kameralniej (bo raczej lokalnie, stołecznie), ale nadal odkrywczo i obiecująco.
To między innymi zasługa atmosfery, bo rzeczywiście festiwal ten daje poczucie wyjątkowości, celebracji, kontaktu z sacrum, choćby poprzez przestrzenie, które chcą gościć artystów (kościół Ewangelicko-Reformowany, bazylika katedralna św. Floriana na warszawskiej Pradze).
Ptaki, psalmy, chasydzkie modlitwy, 4000 lat
W tym roku repertuar MWMP zasadzał się na premierowych wykonaniach, okolonych klamrą z tego, co znane i lubiane. A przynajmniej kojarzone.
Festiwal w ascetycznym wnętrzu kościoła Ewangelicko-Reformowanego, oświetlonym tylko niebieskim światłem, rozpoczął występ Royal String Quartet. Uznani i nagradzani Royalsi postawili na repertuar sprawdzony m.in. w trakcie obchodów ich działalności 20-lecia w roku 2018: Memento i Kwartet smyczkowy nr 3 Jamesa MacMillana, Miserere Gregorio Allegriego, Fratres Arvo Pärta, miniatura Pawła Szymańskiego z cyklu poświęconego pamięci Jerzego Stajudy czy 3 Kwartet smyczkowy Henryka Mikołaja Góreckiego. To była podróż po dawnych duchowych tradycjach i muzyce współczesnej, biegnąca od monumentalnego i w pewnym sensie świętego Miserere, wykradzionego z Kaplicy Sykstyńskiej przez młodego Mozarta po intymne wizje Pärta czy Szymańskiego. Powroty, zapętlenia, pozaczasowy melanż po prostu pięknych, nastrojowych melodii.
Jerzy Rogiewicz gra "Kolędy".
Dla mnie to rodzaj gry z pamięcią, bo wielu z nas ma doświadczenie zapominania tekstów kolęd, pamiętania tylko jednej zwrotki czy wręcz frazy. Jerzy Rogiewicz
Royal String Quartet to klamra otwierająca. Zamykającą natomiast był występ warszawskiego perkusisty i kompozytora Jerzego Rogiewicza – dokładnie 24 października. Data tłumaczy tu pewien falstart repertuarowy, bo muzyk w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Władysława Szpilmana zaprezentował kolędy, tylko swobodnie przetłumaczone na język perkusji.
"Kilka lat temu podsłuchałem moją siostrzenicę, wybijającą na perkusji jakiś rytm, który od razu wydał mi się znajomy. Zapytałem, co gra, na co odpowiedziała – a był środek lata – Pójdźmy wszyscy do stajenki. Zafascynowało mnie to, a potem postanowiłem rozwinąć ten pomysł", mówił artysta w odpowiedzi na pytanie o genezę tego projektu. "Dla mnie to rodzaj gry z pamięcią, bo wielu z nas ma doświadczenie zapominania tekstów kolęd, pamiętania tylko jednej zwrotki czy wręcz frazy. A są przecież specyficznym tekstem kultury, wspólnym dla bardzo wielu słuchaczy, jedynym, który powszechnie jeszcze jakoś śpiewamy".
Śpiewanie kolęd w aranżacji Jerzego Rogiewicza może być wyzwaniem, trudne jest nawet ich rozpoznanie. Bo w labiryncie wystukiwanych rytmów i pojedynczych dźwięków uzyskanych dzięki dzwonkom i autoharfie słuchacz ma do czynienia z konfrontacją – nie tylko ze swobodną, bardzo odbiegającą od pierwowzoru zabawą autora na temat, ale też z własną świadomością: bo kiedy mimo wysiłków motywu z Cichej nocy czy Przybieżeli do Betlejem nie umiesz się dopatrzyć i zrezygnowany dochodzisz do wniosku, że to może być w sumie wszystko, wtedy Rogiewicz podaje kilka dźwięków albo wybija rytm na którymś z bębnów - i w końcu słyszysz. Anioł, Gloria, tytułowe dla koncertu 4000 lat – w którymś momencie stają się jasne i kończą tę nieoczywistą i odkrywczą zabawę. Może dwumiesięczne wyprzedzenie – niedopuszczalne z punktu widzenia liturgii – tutaj jest przedwczesnym prezentem gwiazdkowym, bo dodaje chęci do faktycznego przygotowania się – w końcu, choćby raz – do muzycznych obchodów Świąt Bożego Narodzenia (czyt. śpiewania kolęd). PS. Koncert będzie do odsłuchania w retransmisji na antenie Programu II Polskiego Radia. Kiedy? To łatwe do przewidzenia.
Za głosem natury
Ta premiera to wyjątkowo cenny, bo pierwszy przykład duetowej współpracy obu bardzo zasłużonych już improwizatorów. Bardzo liczę na to, że nie ostatni. Aleksandra Tykarska
Inspirację dużo nowszą mieli do dyspozycji artyści otwierający koncerty wtorkowe: pianista Marcin Masecki i klarnecista Wacław Zimpel (zarówno dla nich, jak i dla występującej po nich Bastardy był to powrót na scenę festiwalu Muzyka Wiary Muzyka Pokoju po dwóch latach).
Punktem wyjściowym dla tego duetu był cykl Katalog ptaków Oliviera Messiaena, a dokładniej takie barwne osobniki, jak: wieszczek, wilga, modrak, białorzytka rdzawa, puszczyk, białorzytka żałobna, kulik wielki. I tak zapalonych ornitologów, jak i wymagających melomanów musiał ten występ zachwycić, ze względu na czytelną, piękną wizję opartą na improwizacji, na niezwykłe porozumienie i wzajemne wsłuchanie się muzyków, na różnorodność barw i struktur. U Wacława Zimpla przejawiło się to w naturalnym drewnianym zabarwieniu instrumentu (a może on przybrać naprawdę wiele różnych wcieleń) i wykorzystaniem tradycyjnego laotańskiego kaenu, u Marcina Maseckiego – delikatnością pasaży i prowadzeniem tego pomysłu, u obu zaś – dopełnianiem się w każdym momencie. Ta premiera to wyjątkowo cenny, bo pierwszy duetowy przykład współpracy obu bardzo zasłużonych już improwizatorów. Bardzo liczę na to, że nie ostatni.
Magiczna moc trójki
"Gramy po trzy utwory, razem dziewięć; jest nas trzech i to będzie nasza trzecia płyta", mówił ze sceny Studia Koncertowego Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego Paweł Szamburski, klarnecista Bastardy, która w ramach festiwalu Muzyka Wiary Muzyka Pokoju – trzeciego, przypominam – zaprezentowała projekt Nigunim, a tym samym repertuar swojej najbliższej płyty. Kolejny element tej symbolicznej układanki to fakt, że Szamburski mówił to we wtorek, 22 października, równo dwa lata po debiutanckim koncercie tria, też w ramach MWMP.
Gramy po trzy utwory, razem dziewięć; jest nas trzech i to będzie nasza trzecia płyta. Paweł Szamburski
To także trzecie (sic!) sięgnięcie do tradycyjnych chasydzkich pieśni bez słów, nigunów, które w ostatnim czasie wybrzmiały na tej estradzie w wykonaniu grup Vocal Varshe na festiwalu Nowa Tradycja 2018 i Trimagine (znów ta trójka!) w 2019 roku. Muszę przyznać, że obie wcześniejsze płyty tria klarnecistów Pawła Szamburskiego i Michała Górczyńskiego oraz wiolonczelisty Tomasza Pokrzywińskiego od momentu zawiązania się składu podsycają apetyt na więcej. Tutaj, jak w niewielu innych miejscach i propozycjach, ścierają się sacrum i profanum, nierozłączne są świętość, powaga i jednocześnie śmiech i absurd, a muzycznie – melodyjność klarnetu i wiolonczeli z chropowatym, głębokim, uziemiającym i paraliżującym wręcz brzmieniem klarnetu kontrabasowego Michała Górczyńskiego. To odwołanie do najgorszego – śmierci, ale i jej oswojenie żartem, przypominające taki nasz współczesny i swojski danse macabre.
Bastarda w studiu im. W. Lutosławskiego.
Ale tym razem, zamiast do repertuaru renesansowego, Trio Bastarda sięgnęło do tego, co łączyło dwóch jej członków, Szamburskiego i Górczyńskiego, od 15 lat – muzyki żydowskiej. Ich głównym źródłem inspiracji stała się muzyka chasydzka tworzona od połowy XIX wieku przez członków rodziny Taub, znanych jako dynastia Modrzyc, przywódców gmin żydowskich pod Dęblinem, ale i świetnych kompozytorów, którzy w swoich zapisach oddali charakter tej wyjątkowej tradycji śpiewaczej oraz filozofię chasydzką: przejście między religijną ekstazą i głębokim nieszczęściem. Zespół przyszykował także niespodziankę: poszerzenie składu o śpiewaków amatorskiego Chóru Grochów, którzy wzięli udział w finiszu koncertu.
Być może niedługo dostaniemy kompakty z zapisem tego koncertu live, być może będziemy musieli poczekać na efekty dodatkowych sesji. Ale czekać na pewno warto.
Na koniec kilka słów o jeszcze jednym intrygującym połączeniu: Tehillim / Psalmy, projekcie Joanny Halszki Sokołowskiej i Tomasza Pokrzywińskiego, renesansowej powagi współczesnej improwizacyjnej szczerości. Artyści powiązali Melodie na psałterz polski Mikołaja Gomółki, teksty hebrajskie z Księgi psalmów i twórczość gigantów polskiej poezji, pochodzących z dwóch różnych światów: Kochanowskiego i Miłosza. Przy kilku pięknych i znanych interpretacjach Melodii to wykonanie naprawdę zwraca uwagę na treść i na osobisty, indywidualny charakter psalmów jako formy modlitwy. Tehillim Pokrzywińskiego i Sokołowskiej tym bardziej pokazują swoją leczniczą moc, wybrzmiewając nie tylko dla chorych, potrzebujących pocieszenia, chrześcijan czy żydów, ale dla wszystkich wrażliwych.
3. Festiwal Muzyka Wiary Muzyka Pokoju, 21-26 października 2019, Warszawa
Aleksandra Tykarska
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.