Widziałem Romperayo w holenderskim klubie EKKO w Utrechcie w ramach festiwalu Le Guess Who? w 2022 roku. W tej przyciasnej przestrzeni energia zespołu wypełniała każdy centymetr. Pedro Ojeda przy perkusji dwoił się i troi, uderzając w bębny w nieustannym rytmie, który hipnotyzował i porywał. Na pierwszym planie był akordeonista Ivan Medellín, podkręcający atmosferę swoimi dźwiękami, wspierany przez pulsujące, moogowe pasaże Juan Manuel Toro i basowe zagrywki Nicolasa Eckardta, którzy tworzyli idealne tło do tej wybuchowej mieszanki.
Pomysł na ten zespół wykiełkował w głowie Ojedy – perkusisty, kompozytora i muzycznego archeologa zarazem, który od lat buduje swoje miejsce na scenie alternatywnej, reinterpretując kolumbijskie brzmienia – ponad 10 lat temu. Grający wcześniej m.in. w Frente Cumbiero i Los Pirañas, Ojeda doskonale zna muzykę swego kraju – cumbię, porro, vallenato. W Romperayo nie chodzi jednak wyłącznie o hołdowanie tradycji, lecz o jej radykalne, nowatorskie przekształcanie. W rękach Ojedy rytmy przeobrażają się, nabierają cech muzyki elektronicznej i psychodelicznej, stając się głosem współczesnego pokolenia Kolumbijczyków, którzy zarówno szanują swoje korzenie, jak i szukają muzycznych połączeń z resztą świata.
Styl Romperayo to szalona mieszanka wpływów – przefiltrowane przez współczesność rytmy cumbii, w których słychać echa plemiennych bębnów, karaibskich zawijasów i melodii z wybrzeży Kolumbii. Wszystko to Ojeda doprawia dużą ilością syntezatorów, niekiedy dodając nietypowe efekty. Choć główna linia melodii często przypomina dawne kolumbijskie tańce, to jednak sposób, w jaki zespół przetwarza te brzmienia, jest zupełnie nowy. Każdy ich występ to swoisty rytuał, gdzie dźwięki rezonują z energią współczesnego miasta i natury zarazem – jakby na jednej scenie spotykały się szamańskie obrzędy z klubową euforią.
Ta muzyka, pełna kontrastów, doskonale wpisuje się w tzw. nurt nueva cumbia, w którym artyści z całego regionu reinterpretują klasyczne formy latynoamerykańskiej muzyki. Jednak Romperayo jest czymś więcej niż tylko adaptacją tego stylu – to śmiała eksploracja granic, jakie cumbia może osiągnąć w XXI wieku. Ojeda z zespołem zdaje się mówić, że nie trzeba być Kolumbijczykiem, by czuć tę muzykę – trzeba tylko dać się jej ponieść. Romperayo pokazują, że cumbia jest wciąż żywa i podatna na transformacje. To muzyka, która nigdy się nie zestarzeje, bo każda generacja może odnaleźć w niej coś swojego.
Romperayo stał się ambasadorem współczesnej Kolumbii, przyciągając na koncerty nie tylko miłośników egzotycznych rytmów, lecz także słuchaczy poszukujących czegoś głębszego i bardziej uniwersalnego. Dziś muzyka zespołu rozbrzmiewa na festiwalach w Europie i Ameryce, będąc świadectwem na to, że cumbia – niezależnie od upływu czasu – nadal potrafi elektryzować, rezonować i przenosić słuchaczy w zupełnie inny wymiar.
„Insurgentes Carismáticos”, ich najnowszy album to gęsta i transowa płyta. Ma swego rodzaju klubowe brzmienie, nierzadko bliżej jej do współczesnych klubowych parkietów a niekoniecznie tradycyjnych zespołów z Kolumbii. Chociaż kto w zasadzie jest w stanie za tym nadążyć, kiedy po takim „Y por que yo?” z kwaśnymi, elektronicznymi syntezatorami i posuwistym rytmem brzmi na wskroś współcześnie, następuje „El Gallo Impavido” i przypomina orkiestralne big bandy i lokalne folkowe zespoły?
„Insurgentes Carismáticos” to oczywiście rytm, który wyłania się dzięki głębokiej eksploracji samplerów, syntezatorów, perkusji, gitar elektrycznych, akordeonów i pejzaży dźwiękowych – wszystko pod głębokim wpływem dźwięków latynoamerykańskich i afrykańskich winyli z lat 60. i 70. Elementy te łączą się ze sobą, tworząc tradycyjną, popularną i tropikalną muzykę kolumbijską. Zespół wychodzi od prostych pomysłów, które rozwija, drążąc rytm, grając świetnie bigbandowo i zespołowo, a jednocześnie obficie pokrapiając wszystko elektronicznymi elementami. Czy to sample i wycinki z archiwaliów, czy kwaśne syntezatory, powstaje barwny, rytmiczny konglomerat dźwięków.
Ducha tej muzyki świetnie oddaje okładka: dziwaczna kreskówkowa postać, surrealistycznie przypominająca bohaterów z obrazów Salvadora Dali czy kolaży dadaistów. Z „Insurgentes Carismáticos” jest podobnie, ale efekt nie jest w żadnym wypadku chaotyczny, wprost przeciwnie – to barwna, żywa, fantastyczna podroż przez przeszłość i współczesność Kolumbii, która ani chwilę nie nuży.
Jakub Knera
Romperayo
Insurgentes Carismáticos
Discos elgozo / Girando Records
Ocena: 4/5
***
Więcej recenzji - w naszym dziale Słuchamy.