Urodził się w małej wiosce górzystej Kabylii, krainy położonej w Algierii nad Morzem Śródziemnym. Kabylowie – jeden z berberyjskich narodów – znani są ze swojej kultury pracy, upraw oliwek oraz sadów i winnic, a także zamiłowania do rzemiosł. Matoub jako mały chłopak zrobił sobie gitarę z puszki po oleju samochodowym i już wtedy, kiedy uczył się grać, wymyślał swoje własne piosenki, bo był także poetą.
Był bezkompromisowym piewcą kultury i języka berberyjskiego, zwolennikiem demokracji, praw człowieka, wolności słowa, laickiego, federalnego państwa, przeciwnikiem arabizacji i islamizacji.
Jego biografia to biografia buntownika z wielu powodów. Po pierwsze taki bagaż niosła ze sobą tradycja Kabylów, opierających się w ciągu swej historii wielu najazdom. Ostatecznie ulegli w VIII wieku Arabom, ale do dziś zachowują swoją niezależność kulturową, odrębność i krnąbrność. W XIX wieku ten region był ostatnią twierdzą oporu przeciwko kolonizacji francuskiej, która w efekcie przyniosła ambiwalentne skutki, wśród pozytywów trzeba wymienić ukształtowanie się w wyniku kontaktów z kulturą francuską elity kabylskiej. Po drugie życie Matouba, urodzonego w 1956 roku, przypadło na czas postkolonialnej emancypacji tożsamościowej, czasu politycznych i społecznych zawieruch, które wyniosły Matouba na piedestał bohatera, ale niestety za cenę ofiary z życia.
Kiedy po 1968 roku rząd nowej Algierii w ramach polityki arabizacji wyrugował z edukacji języki berberyjskie oraz francuski, Matoub po raz pierwszy porzucił szkołę, a w 1975 ostatecznie porzucił edukację w Agierii i wyjechał pracować do Francji. Powrócił pięć lat później, by wziąć udział w Berberyjskiej Wiośnie, którą można porównać z polskim ruchem Solidarności, a która choć została brutalnie stłumiona to stała się początkiem dziesięcioletniego mrocznego okresu chaosu i zamieszek, przy czym dążenia narodowo-wyzwoleńcze Berberów zyskały sobie podwójnego wroga – państwo, dążące siłą, nie przebierając specjalnie w środkach, do zachowania jedności oraz radykalne ugrupowania islamistyczne. To wtedy Matoub stał się „bardem rewolucji”, na którego koncerty ściągały tysiące Berberów.
Był bezkompromisowym piewcą kultury i języka berberyjskiego, zwolennikiem demokracji, praw człowieka, wolności słowa, laickiego, federalnego państwa, przeciwnikiem arabizacji i islamizacji. Otwierał listę wrogów państwa i religii. Miał zakaz wstępu do radia i telewizji. W 1988 został pięciokrotnie postrzelony, w wyniku czego spędził dwa lata w szpitalach, przeszedł 17 operacji i nigdy nie wrócił do pełnej sprawności. Chodził o lasce. Nie zatrzymało to jego popularności ani nie zniweczyło legendy i autorytetu. Wprost przeciwnie. Jako że nagrał do tego czasu kilkanaście płyt/kaset (a w sumie, włącznie z pośmiertnymi – 36 albumów), jego muzyka i przesłanie rozchodziło się na skalę masową.
Tłumaczył dość hermetyczną i surową muzykę tradycyjną Berberów na języki świata. Do ludowej muzyki wprowadza nowe instrumenty, czy stosunkowo nowe, miejskie tradycje.
Kiedy wrócił do większej aktywności, w 1994 roku porwali go islamiści. Uszedł z życiem. Ale w 1998 kiedy jego samochód dostał się w zasadzkę i został ostrzelany – Matoub zginął. Do dziś nie jest jasne, kto stał za zamachem. Morderstwo miało miejsce na kilka dni przed przyjęciem przez rząd nowego prawa, czyniącego arabski jedynym językiem urzędowym kraju.
Miesiąc przed śmiercią Matoub nagrał "List otwarty do...", album, w którym śpiewa o tych, którzy "zaszczepili okropny grymas religii i panarabizmu na twarzy Algierii”. Zabójstwo wywołało falę zamieszek, w pogrzebie brały udział tysiące ludzi, pochowano go w rodzinnej wsi, koło jego domu, między drzewem figowym a wiśniowym.
Pamiętam jego śmierć, bo odbiła się echem międzynarodowym, a miałem przegraną jedną z jego płyt „Tirgin” („Żar”), którą lubiłem. Było to jednak 21 lat temu, czas zrobił swoje i być może nie napisałbym tego tekstu gdyby nie to, że któregoś lipcowego dnia poszedłem na kebaba, najbardziej przyzwoitego w mojej okolicy. Czekając, usłyszałem znajome dźwięki i charakterystyczny głos. Tak, to leci płyta „Tirgin”, a bar prowadzą Berberowie. Tak, legenda Lounèsa Matouba żyje. Sytuacja Kabylów przez ten czas się nie zmieniła, wielu z nich mieszka na emigracji (na przykład Isabelle Adjani, Zinédine Zidane). Niektórzy dotarli także do Polski.
Czy Lounès Matoub był artystą tradycyjnym? Oczywiście tak, grał świetnie na mandoli. Ale jednocześnie nim nie był jako pionier nowej muzyki berberyjskiej, którym został okrzyknięty po wydaniu niezwykłej pierwszej płyty ("Ayizem"), gdzie pierwszoplanową rolę pełnią perkusja i klawisze. Nasuwa się tu analogia np. z psychodelicznym rockiem anatolijskim, tyle że mamy rok 1978 i etetykę raczej nowofalową niż rockową.
Nie chciałbym, żeby jego obraz był czarno-biały, pokazujący go wyłącznie jako „barda sprawy kabylskiej/berberyjskiej”, bo był poetą, artystą świadomym, o szerokich horyzontach, erudytą, muzykiem z backgroundem intelektualnym, zdążył napisać i wydać autobiografię. Nieobce mu były refleksje, osobiste, egzystencjalne, filozoficzne, kwestie miłości, wygnania, pamięci, losu. Jego twórczość lokuje kulturę kabylską na wysokim poziomie, w obszarze ponadlokalnym, należącym po prostu do kręgu śródziemnomorskiego.
Tłumaczył dość hermetyczną i surową muzykę tradycyjną Berberów na języki świata, wprowadzał nowe instrumenty, czy stosunkowo nowe tradycje jak orkiestracje w stylu Andalucian Chaabi (skrzypce, banjo, mandola, qanun, perkusjonalia, ney, a czasami nawet pianino), czyli muzyki ludowej miast, skandalizującej w tekstach, granej w haszyszowych kafejkach od lat 30.
Przesłanie zamknięte kluczem następującego zdania: „Ale pokój odrodzi się pewnego dnia / A moje pieśni wśród was będą znów świętować” jest uniwersalne i może być aktualne również w Polsce drogi czytelniku, żerco kebabów i potencjalny słuchaczu Matouba. Wspomnij go więc czasem i posłuchaj. Miałby dziś 63 lata.
Lounès Matoub
[AZWAW 1978]
Ocena: 4/5
[Triomphe Musique 1982 ]
Ocena: 3,5/5
[Blue Silver Distribution 1987]
Ocena: 4/5
Remek Mazur-Hanaj
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.