Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Śpiewy z Czarnobyla

Ostatnia aktualizacja: 23.10.2019 14:55
Za sprawą serialu telewizyjnego odżyły upiory czarnobylskiej katastrofy. Przeżyłem ją w mojej wsi, wożąc dzieci do płynu lugola. Chcę zabrać w tej dyskusji głos, bo w latach 2003–2018 jeździliśmy z Małgośką co rok i nagrywaliśmy śpiewy z rejonu samego Czarnobyla, jak i z sąsiednich stref zagrożenia, gdzie mieszkańcy dostają specjalną czarnobylską rentę.
Czarnobyl, Ukraina -  Święto Rusałek.
Czarnobyl, Ukraina - Święto Rusałek.Foto: Andrzej Bieńkowski/MUZYKA ODNALEZIONA

Robiliśmy setki wywiadów w tych wsiach. Nie pytaliśmy o atom, tylko o kulturę, tradycję i o to, jak im się żyje. Mimowolnie wypływały opowieści o katastrofie i jej skutkach. Filmowaliśmy. Nasze badania dotyczą nie tylko Ukrainy, ale i Białorusi, gdzie strefa wysiedleń była bodaj większa niż na Ukrainie. Wydaliśmy dwie płyty, gdzie są śpiewy czarnobylców (tak ich miejscowi nazywają) - "Śpiewy Polesia. Ukraina" i "Białoruś. Śpiewy obrzędowe. Śpiewy z kołchozów". Tyle autoreklamy.

Jak czytelnikom przybliżyć problem wobec zalewu sensacji i bredni? Może tak: wiedzieliśmy od ukraińskich przyjaciół, że rejon Czarnobyla był, o paradoksie, jednym z najbardziej tradycyjnych na Ukrainie. Przetrwały tu tradycyjne drewniane wsie i obrzędy o pogańskim jeszcze rodowodzie. Po katastrofie przesiedlono mieszkańców tych gdzieś pod Kijów. Ale dokąd? Po długich poszukiwaniach odnaleźliśmy przesiedleńców ze wsi Riczyca niedaleko centrum katastrofy. Pojechaliśmy tam w święto rusałek, które jako bodaj ostatnia wieś obchodzili.

Ale uderzające było co innego. Czarnobylców dokooptowano do miejscowej wsi. I tak, ich domy to skromne, ale solidne murowane domy wybudowane przez państwo (z zagraniczną pomocą), bez płotów, ale za to tonące w kwiatach. Wieś miejscowa wygląda jak obóz warowny. Wysokie na dwa, trzy metry metalowe płoty. Nic nie zobaczysz i o nic nie zapytasz. Z daleka czujesz wrogość, zagrożenie i strach. W tym tkwi tajemnica ofiar katastrofy w Czarnobylu - nie w napromieniowaniu, tylko w ostracyzmie społecznym. Zapracowaliśmy na tę promieniotwórczą histerię.

Zaczęło się od tego, że odmawiano im pochówku na miejscowym cmentarzu. Odmówiono wspólnych występów na przeglądach folklorystycznych. Chłopakom czarnobylskim miejscowi nawet nie podawali ręki. Dziewcząt nikt nie zaprosił do tańca, nie mówiąc już o ożenku. Wyjeżdżały, zmieniały nazwiska, zacierały ślady pochodzenia, żeby ułożyć sobie życie. Chłopaki piły, miejscowe dziewczyny też ich nie chciały. Zapijali się i odbierali sobie życie. To są długofalowe ofiary katastrofy w Czarnobylu, a raczej naszej histerii. Bo w tych wsiach nie znam przypadku śmierci popromiennej.

Wspaniałe śpiewy czarnobylców są ukoronowaniem obydwu płyt. Tym bardziej są niezwykłe, że były zakazane za ZSRR. Mimo to przetrwały. Tak jak przetrwała i bujnie się rozwija przyroda w Czarnobylskiej strefie wysiedleń.

Andrzej Bieńkowski

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Losy basów

Ostatnia aktualizacja: 28.02.2019 09:00
We wsi Brogowa w 1932 roku zmarł muzykant Tworek. Zostawił po sobie wdowę, mnóstwo dzieci i statki, czyli skrzypce, basy i bębenek.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Awantury o marszówki

Ostatnia aktualizacja: 28.03.2019 08:20
To musiał być spektakularny widok: za stodołą dwóch facetów trzyma trzeciego do góry nogami i wytrząsa z niego moniaki. A stało się to w 1960 roku w Klwowie. 
rozwiń zwiń
Czytaj także

Badania terenowe

Ostatnia aktualizacja: 25.04.2019 09:00
Miałem ambitny, choć ryzykowny pomysł. Postanowiłem nagrać każdego we wsi, kto tylko potrafi wydobyć ze skrzypiec dźwięk.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Pierwszy harmonista

Ostatnia aktualizacja: 24.07.2019 13:50
Kiedy wiosną 1930 roku 14-letni chłopiec z Klwowa, Jan Michalski, pojechał do pracy jako pomocnik murarza, nie przypuszczał nawet, że to zmieni jego życie. Ba, zmieni muzykę weselną w Radomskiem.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Ukryte znaczenia kołysanek

Ostatnia aktualizacja: 21.08.2019 15:00
Pamiętam moje zdumienie, kiedy w latach 60. wędrowałem po wsiach Polski Centralnej i gospodyni przed porannym wyjściem w pole dawała swojemu małemu dziecku nasączony czymś gałganek do ssania.
rozwiń zwiń