Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Lata 80. XX wieku okiem etnografa

Ostatnia aktualizacja: 22.01.2020 17:29
Jako kronikarz prowincji próbuję opowiedzieć o relacji wieś-miasto przy pomocy moich przygód z muzyczną wsią. Ale przypomnę o moich kontaktach z miastowymi, którzy działali na styku miasto-wieś...
Portret muzykanta na Cepeliadzie w Warszawie, lata 1980.
Portret muzykanta na Cepeliadzie w Warszawie, lata 1980.Foto: Andrzej Bieńkowski/MUZYKA ODNALEZIONA

Stan wojenny w latach 1980. zatruł nasze dusze, zdeprawował nasze relacje, nawet kiedy nam się wydawało, że jesteśmy na to odporni. Dwie sceny z Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym.

Epizod pierwszy, 1985 rok. Filmuję kapelę na rynku. Przerywa filmowanie patrol Milicji Obywatelskiej w towarzystwie działacza kultury z Radomia - opiekuna kapel. "Obywatelu, mamy doniesienie, że bezprawnie filmujecie, żeby przekazać filmy do wrogich ośrodków w celu szkalowania Polski" (sic!). To obywatelskie doniesienie owego działacza. Pozdrawiam, do dziś (2020 rok) jest ważnym rozgrywającym w kulturze w Radomiu.

Epizod drugi. Na festiwalu w Kazimierzu w konkursie nie wolno było występować mniejszościom narodowym: Ukraińcom, Bojkom, Łemkom. Szanowne jury złożone z koryfeuszy nauki polskiej ani się nie zająknęło w tej sprawie. To wtedy przyjechały śpiewaczki znad Bugu. To były polskie Białorusinki. Pozwolono im wystąpić pod warunkiem, że nie będą śpiewać w ich miejscowym języku chachłackim. Szybko nawiązałem z nimi kontakt, prosiłem, żeby zaśpiewały mi w swoim języku. Panie wzdrygały się, że im nie wolno, że pani dyrektor będzie się gniewać. W końcu zgodziły się, ale pod warunkiem, że pójdziemy w odludne miejsce. Pamiętam, że poszliśmy w krzaki nad Wisłą. Po raz pierwszy usłyszałem ten język i piękne wielogłosowe pieśni. A tu wychodzi pani z jury, reprezentująca najważniejszą instytucje naukową kraju. "A kto wam pozwolił śpiewać te pieśni? Tu jest Polska! Tu się śpiewa po polsku! Za czyje pieniądze tu przyjechałyście?" – wykrzykuje. Panie zamilkły przerażone. Do dziś to wspomnienie jest dla mnie wielką traumą. Tak mnie zatkało, że nie wiedziałem jak się zachować, bo zrobienie awantury odbiłoby się fatalnie na zespole, w myśl zasady ja wyjadę, panie zostają z tym pasztetem.

Te czasy odczułem też, gdy fotografowałem wsie czy miasteczka. Bezustannie byłem nagabywany i legitymowany na okoliczność szpiegowskich fotografii, które robiłem. Kiedy jechałem fotografować na wesele (nie miałem wtedy kamery wideo), patrzyłem na nieliczne samochody stojące przed domem weselnym. To był ważny trop - pokazywał, ile jest gości z miasta. To się okazywało później w rozmowie, kłótni, interwencji, ilu wśród nich pracuje w MSW. Dla chłopskich synów to była okazja do zamieszkania w mieście, mieszkania i kariery itp. Poczuwali się też do obrony czci Rzeczpospolitej. Czepiali się mnie, w pijanym widzie legitymując i bełkocząc, że pewnie wysyłam nagrania do Wolnej Europy, żeby szkalować Polskę. Ta atmosfera udzielała się też na wsi. Kiedy dokumentowałem wieś Ostałówek, towarzyszyły mi groźby: "Te, a masz zezwolenie na zdejmowanie? Bo jak ci przypierdolę w tą łysą pałę...". No i najgroźniejsza sytuacja na weselu koło Opoczna: kiedy fotografowałem (zresztą za zgodą organizatorów), zaatakowano mnie od tyłu i pijany tłum ruszył mnie zlinczować…

W 1995 roku jechałem do Płocka na uroczystość wręczenia nagrody im. Oskara Kolberga. Towarzystwo z całej Polski zebrało się na ulicy w Warszawie. Stąd miał nas zabrać autobus. Na chodniku stała spora grupa ludzi i uderzyło jedno: po lewej stronie spora grupa w strojach ludowych to nagrodzeni artyści wiejscy, a po prawej panowie i panie ubrani z miejska. To nagrodzeni działacze i etnografowie. Między grupami żadnego kontaktu, rozmowy, ciekawości. Byłem jedynym mieszczuchem, który stanął ze wsią, żeby pogadać. Przez całą drogę i uroczystość nagrodzeni działacze i etnografowie udawali, że nie ma tych, z których talentów żyją.

To jest druga strona badań etnograficznych. Jak naprawdę chcesz poznać wieś, to musisz umieć się znaleźć w niespodziewanych, nie zawsze miłych sytuacjach.

Andrzej Bieńkowski

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.


Zobacz więcej na temat: MUZYKA
Czytaj także

Stradiwariusy

Ostatnia aktualizacja: 20.11.2019 16:00
No tak, poprzedniego wieczoru nadużyłem. Tym straszniejszy był telefon gdzieś o siódmej rano. Mogłem nie odebrać, ale wiedziałem, że o takiej porze mogą dzwonić tylko muzykanci...
rozwiń zwiń
Czytaj także

Orkiestra symfoniczna ze wsi Sokolniki Mokre

Ostatnia aktualizacja: 18.12.2019 17:00
To naprawdę chciałbym zobaczyć. Jest 1965 rok, tradycyjne wiejskie podwórko udekorowane dla wesela...
rozwiń zwiń