Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Dźwięki odnajdywane, wyławiane

Ostatnia aktualizacja: 26.02.2020 15:47
W dalekim planie, poza zainteresowaniem większości współczesnych mediów dzieje się wiele pięknych muzycznych zdarzeń. Na przykład tych, których autorem jest Maciej Rychły.
Maciej i Mateusz Rychły w klubie Dragon w Poznaniu, w trakcie koncertu dla Hospicjum Palium, luty 2020 roku.
Maciej i Mateusz Rychły w klubie Dragon w Poznaniu, w trakcie koncertu dla Hospicjum Palium, luty 2020 roku.Foto: Marianna Łakomy

Wciąż jeszcze wydaje się niektórym, że ilość szumu, który ktoś potrafi zrobić wokół swojej działalności jest synonimem wartości jego dokonań. Że marketing jest ważniejszy niż artystyczny przekaz. Że tak zwany głos statystycznego obywatela, zwielokrotniony przez rzekome (bądź prawdziwe) badania opinii publicznej mają moc decydowania o rzeczywistym znaczeniu twórczych osiągnięć. Stąd promowanie, na przykład w telewizji, takich a nie innych „gwiazd estrady”.


Wojciech Ossowski RCKL_280.jpg
Wojciech Ossowski: Ludzie byli głodni folku

Jakże daleko zabrnęły współczesne społeczeństwa w postępie technologicznym, w umiejętności algorytmowania, przewidywania co dla kogo będzie dobre – i umiejętnego sprzedawania ersatzu. I jak daleko im zazwyczaj do odrobiny głębszej refleksji, niebędącej jedynie odbiciem jałowych tez przygotowanych przez działy promocji. Wiem, że to refleksje oczywiste, być może banalne. Obserwacja naszej krajowej muzycznej codzienności upewnia jednak wciąż w przekonaniu, że nie są to rozważania oderwane od rzeczywistości.

O tym wszystkim myślałem podczas niedawnego koncertu Macieja i Mateusza Rychłych w poznańskim klubie Dragon. Maciej – nie boję się tak twierdzić – legenda polskiej muzyki, znalazł w ostatnich latach wiernego partnera w swoim synu. Wraz ze wspaniałą Elisabeth Seitz grającą na psałterium (znaną m.in. z L’Arpeggiaty), wybrali się przed paroma laty w podróż szlakiem nut zapisanych na obrazach ważnych twórców malarstwa europejskiego w projekcie „Uwolnione dźwięki”. Teraz przedstawiają niemniej intrygujące nowe przedsięwzięcie „Muzyka świętych jezior”. To program, który zainspirowały m.in. zabytki archeologiczne, a wśród nich prawdziwie fascynujące gotyckie kafle z bogatej kolekcji Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie, wyłowione (dosłownie lub metaforycznie) z okolicznych jezior. W sensie muzycznym pojawiają się tu motywy tradycyjne z Kaszub, Łużyc, Kujaw, Pałuk, Mazowsza.

Nie czas tu i miejsce, by przypominać twórczą ścieżkę Macieja Rychłego, jego fundamentalne – także w kontekście polskiej sceny folkowej – dokonania z Kwartetem Jorgi, którego płyty i koncerty fundowały nasze wyobrażenie o tym, czym może być muzyka folkowa. A nawet coś więcej niż folk. Pamiętam, że przed laty Wojciech Ossowski stosował (a chyba nawet wymyślił) w kontekście dokonań Kwartetu Jorgi pojęcie „pasterski jazz”. Było ono tyle zabawne, co prawdziwe. Głębokie zasłuchanie w dźwięki tradycji, ale też natury, traktowanie koncertu jako pretekstu do podróży nie tylko muzycznej, ale też intelektualnej i zgoła duchowej, wszystko to wzbogacone o niepospolitą erudycję i wykonawcze kompetencje sprawiało, że mieliśmy do czynienia improwizowaną i w pełni autorską wizją.

Przede wszystkim Maciej Rychły ze kontaktu z muzyczną tradycją (także wręcz z muzyczną archeologią, działami kultury materialnej i niematerialnej) wynosił zawsze wnioski oryginalne i niesztampowe. Nie interesowało go odtwarzanie zastanych form, a tworzenie nowych, własnych. I to, jak sądzę, nie było wyrazem zarozumiałości, ale właśnie pokory. Bo z tej przyczyny, że artysta jest zachwycony czymś, dotknięty do głębi, wynika w tym przypadku konieczność znalezienia w sobie ekwiwalentu, właściwej nuty.

W każdym ze wspomnianych przedsięwzięć pulsuje na swój sposób ów fenomen pasterskiego jazzu –autorskiej twórczości, czasami improwizacji, głęboko przemyślanej własnej wypowiedzi wokół zastanych konwencji. Tomasz Janas

Może i dlatego jego kolejne dokonania nie we wszystkich aspektach i zdaniem nie wszystkich słuchaczy dają się przyporządkować do folkowego porządku (bo nie przynależą do schematów), choć jest w nich przecież ten sam twórczy paradygmat. A były to przecież rzeczy niebanalne i na najwyższym poziomie, nie tylko w sensie czysto muzycznym, ale i jako przekaz dziedzictwa kultury – czasami jakby glossa do dawnej twórczości, zazwyczaj po prostu własna wypowiedź. Taka, w której istotne jest nie budzenie wirtualnych ekscytacji, a rzeczywisty przepływ emocji, naturalny komunikat między artystą a słuchaczem.

Tak było nie tylko w Kwartecie Jorgi, ale i podczas wieloletniej pracy w Gardzienicach, spektakli i rejestrowanych nagrań z Orkiestrą Antyczną, obfitującej w niezwykle inspirujące dokonania współpracy z Teatrem Pieśń Kozła i w wielu innych jeszcze także teatralnych przestrzeniach. Jako niespokojny duch (a zarazem scenarzysta i narrator) Rychły wywarł wielki wpływ na trzy świetne dokumentalne filmy w reżyserii Magdaleny Szyszki, zajmujące się śledzeniem źródeł muzyki Chopina (źródeł – skrótowo rzecz ujmując – tradycyjnych, ludowych). Sam artysta trafił też ostatnio do filmu fabularnego, występując w jednym z najpopularniejszych na świecie seriali –„Wikingów”, dla którego skomponował też dwa utwory. Zjawiskiem były wspomniane „Uwolnione dźwięki”, który to materiał artyści wykonali również przed paroma miesiącami w National Gallery w Londynie. 

Nie, nie tworzę tu katalogu dokonań tego świetnego twórcy, wyliczam jedynie z pamięci jego zapamiętane przeze mnie niektóre aktywności, o których ani szeroka publiczność ani – powiedzmy – węższa publiczność często nie ma pojęcia. Istotne jest chyba to, że w każdym ze wspomnianych przedsięwzięć pulsuje na swój sposób ów fenomen pasterskiego jazzu –autorskiej twórczości, czasami improwizacji, głęboko przemyślanej własnej wypowiedzi wokół zastanych konwencji. Taki wymiar ma też ów najnowszy projekt. Maciej i Mateusz Rychli (bo syn jest tu naprawdę godnym partnerem) potwierdzają w nim, że prawdziwa wartość artystycznego wysiłku i twórczej kreacji nie jest w żaden sposób zależna od tego, jak duży zdobędzie rozgłos, jak tłumną publiczność zgromadzi, z jak wielkim zainteresowaniem mediów się spotka. Choć, skądinąd, jest po wielekroć bardziej godna zainteresowania mediów niż to, co w nich obecnie dominuje.

Tomasz Janas

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.


Czytaj także

Żegnaj, mięso!

Ostatnia aktualizacja: 05.02.2020 14:00
Ludzie, bawcie się! Trwa przecież karnawał! Przed nami jeszcze prawie trzy tygodnie karnawałowego szaleństwa. Na ilu zabawach karnawałowych już Państwo byli? Jakie kostiumy przygotowali Państwo w tym roku?
rozwiń zwiń
Czytaj także

Siemieniec

Ostatnia aktualizacja: 14.02.2020 08:00
To prawdopodobnie najbardziej tajemniczy polski taniec ludowy, nieznany poza swoim macierzystym regionem, zanikły w pierwotnym kontekście przed połową XX wieku, nie tańczony przez żadne zespoły poza jednym - Zespołem Pieśni i Tańca "Dobroń" z Dobronia k/Pabianic, a także w ramach rekonstrukcji animowanych przez sieradzką etnografkę Małgorzatę Dziurowicz-Kaszubę. W ciągu ostatnich 15 lat wszedł znów do obiegu, tym razem  ponadlokalnego, rozpowszechniony na potańcówkach organizowanych przez domy tańca.  
rozwiń zwiń
Czytaj także

Tadeusz Lipiec

Ostatnia aktualizacja: 19.02.2020 08:58
Stałem przed kościołem, bo nie dostałem się do środka. Wiał silny lodowaty wiatr, jego podmuchy wyrywały ludziom wiązanki kwiatów z rąk. Ale dobrze słyszałem kazanie księdza. I to była nowość, mówił o Tadeuszu Lipcu jako o wybitnym muzykancie.
rozwiń zwiń