Stanisław Bontemps w chwili wybuchu powstania miał 19 lat. Do struktur Armii Krajowej trafił z harcerstwa. - Przedwojenny zastępowy przyszedł, porozmawiał z nami i tak się zaczęło. Potem złożenie przyrzeczenia, właściwie to już przysięgi. W moim przypadku to trwało do przejścia Związku Walki Zbrojnej w Armię Krajową. Nasza jednostka została oddelegowana do Rejonu II, to znaczy Żoliborza, Bielan jako cały, zorganizowany pluton (...). Właściwie tak to się zaczęło, że ze służby harcerskiej przeszliśmy do obwodów żoliborskich pułkownika "Sadownika", który potem w czasie Powstania był "Żywicielem" i stąd prawie całe żoliborskie zgrupowania nazywały się od imienia "Żywiciela", pułkownika Niedzielskiego – opowiadał Stanisław Bontemps, pseudonim "Boruta", w rozmowie z pracownikami Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.
Dzięki wolontariatowi w tej placówce miałam okazję towarzyszyć 89-letniemu dziś kombatantowi podczas uroczystej premiery filmu "Powstanie Warszawskie" w stołecznym Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Była to też okazja, żeby zobaczyć, jak obecnie wyglądają i czym żyją ludzie, przedstawieni w tym wyjątkowym, bo zmontowanym tylko z oryginalnych, powstańczych kronik filmie. A żyją m.in. misją przypominania o odwadze i dramacie swoich kolegów – żołnierzy, ale i cywilnych mieszkańców Warszawy.
Powstanie Warszawskie - serwis specjalny Polskiego Radia>>>
Stanisław Bontemps trafił do plutonu 225, który m.in. w 1943 roku, w czasie powstania w getcie warszawskim, brał udział w akcji zbrojnej pod gettem. Powstanie Warszawskie dla niego zaczęło się wcześniej, niż dla większości żołnierzy. - Już 29 czy 30 lipca byliśmy rozlokowani. U nas, na Żoliborzu, to się wszystko zaczęło nie o godzinie siedemnastej, tylko o drugiej po południu. W większej części na Żoliborzu, żeśmy opanowali wyznaczone punkty. Potem był wymarsz z Warszawy - wspominał.
W trakcie powstania pan Stanisław był ranny. Stało się to w połowie sierpnia po tym, jak jego oddział przerzucony został do Kampinosu. - Zobaczyłem tamtego Niemca o tak, jak tego pana widzę – opowiadał, wskazując na mężczyznę 4-5 kroków od nas. - No i dostałem w głowę, bliznę mam do dziś widoczną. Ale miałem dużo szczęścia, bo wyniósł mnie mój przyjaciel Paweł. A teraz mi go przywieźli...
Kompan pana Stanisława po wojnie wyjechał do Wenezueli, ale do Warszawy wracał regularnie, na każdą, sierpniową rocznicę. Filmu nie zdążył zobaczyć, zmarł niedługo przed jego premierą. Dlatego kilka dni po pamiętnym wieczorze w Teatrze Wielkim, Stanisław Bontemps znowu wepnie w klapę marynarki żołnierskie odznaczenia i pójdzie na pogrzeb. - Ładne miejsce mamy dla Pawła - wzdycha tylko zapowiadając uroczystość na wojskowych Powązkach.
Sam pan Stanisław po wojnie wrócił do Warszawy i poszedł na studia. - Przyjechał po mnie brat i powiedział, że teraz to trzeba się uczyć. Rozumieliśmy, że kiedyś ta walka się skończy i musimy zacząć inne życie. Z mojego środowiska większość pokończyła wyższe uczelnie. Ja i brat także - opowiada absolwent Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, emerytowany już profesor Instytutu Rybactwa Śródlądowego.
Film "Powstanie Warszawskie". Tam śmierć jest śmiercią
Mimo słusznego wieku i - jak mogłoby się wydawać - obfitości czasu wolnego na emeryturze, z panem Stanisławem wcale nie jest najłatwiej się umówić. Jest obecnie prezesem Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej "Żywiciel", a jego pieczołowicie prowadzony kalendarz pełen jest podoklejanych karteczek z datami i nazwiskami, które nie pomieściły się na stronach.
Bo dla pana Stanisław, jak i wielu jego kolegów, oczywistym jest, że o dramacie powstania trzeba powtarzać, jak długo się da. To co, że prawie każdy pyta o to samo, a czasami trzeba rozmawiać z ludźmi, którzy bardzo wyraźnie manifestują inne poglądy. To co, że niektórzy nie odróżniają powstania w getcie od Powstania Warszawskiego. To co, że pretekstem do spotkania starej gwardii coraz częściej bywa pożegnanie... - Najważniejsze, że młodszym też chce się słuchać i opowiadać innym. Rozmawiajmy dalej, nie jestem zmęczony - dodał, podając mi ramię w szarmanckim geście, jak z przedwojennej pocztówki.
Film "Powstanie Warszawskie" trwa 85 minut. W piątek trafia do kin w całym kraju. Jest określany jako "pierwszy na świecie dramat wojenny non-fiction, zmontowany w całości z materiałów dokumentalnych". Emilia Iwanicka