Śmierć dopadła asa lotnictwa dzień po 26. urodzinach. Wracając z kolejnej misji, podczas robienia tradycyjnej beczki przed lądowaniem, František zahaczył skrajem skrzydła o drzewo. Maszyna rozbiła się o płytę lotniska, wyrzucając pilota na pobliski żywopłot.
Przyczyną wypadku był błąd pilota. Z czego wynikał? Istnieje kilka hipotez: zmęczenie, chęć zaimponowania ukochanej, która miała mieszkać niedaleko lotniska, wreszcie – załamanie psychiczne. Jedno jest pewne – w wypadku zginęła jedna z najbarwniejszych postaci okresu bitwy o Anglię.
Jestem Polakiem
Urodził się w 1914 roku na Morawach. Miał zostać ślusarzem, tak jak jego ojciec. Jednak od najmłodszych lat fascynowały go samoloty. W 1934 roku jako ochotnik zgłosił się do wojskowej szkoły lotniczej w Prostějovie. Po dwuletnim szkoleniu trafił do 2. Pułku Lotnictwa im. Eduarda Beneša stacjonującego w Ołomuńcu. Początkowo wykonywał loty dwupłatowymi samolotami rozpoznawczymi.
W czerwcu 1938 roku dostał przydział do 40. Eskadry Lotnictwa Myśliwskiego na lotnisku w Pradze. W marcu 1939 roku, po wkroczeniu do Pragi Werhmachtu, František zdecydował się na wyjazd do Polski. Został instruktorem w Eskadrze Szkolnej Obserwatorów w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie. Tu zastał go wybuch II wojny światowej. Wykonywał m.in. loty rozpoznawcze w okolicy Łucka. W dniach 19-20 września zaatakował z wielką odwagą ręcznymi granatami niemieckie pozycje pod Lwowem. Jego przestarzały samolot nie miał innej broni.
Polscy żołnierze na frontach II wojny światowej - zobacz serwis historyczny
Pod koniec września ewakuował się do Rumunii, potem do Francji, gdzie brał udział w walkach powietrznych. Miał tam dokonać nawet 10. zestrzeleń, jednak osiągnięcie to nie znajduje potwierdzenia w źródłach francuskich.
Latem 1940 roku František dotarł do Anglii, do formowanego w Northolt polskiego 303 Dywizjonu Myśliwskiego im. Tadeusza Kościuszki. Podawał się za Polaka i odmawiał wstąpienia do czechosłowackiego dywizjonu Royal Air Force. Nie wyrzekł się swojej narodowości, ale był przywiązany do kolegów, u boku których walczył od 1939 roku. Był jednym z dwóch czechosłowackich pilotów, którzy w polskich mundurach wzięli udział w bitwie o Anglię – drugim był Słowak, Jozef Kaňa.
Kontrowersyjny bohater
Polscy piloci w bitwie o Anglię, dwudziestoparoletni, ale już zaprawieni w bojach, stosujący agresywną taktykę, postrzegani byli jako nazbyt awanturniczy. Nawet na tym tle František wyróżniał się brawurą.
"Opracował dla siebie swoją własną, oryginalną taktykę walki. Po udziale w pierwszym ataku na Niemców, wykonywanym przez cały dywizjon, wykorzystywał następujące po nim zamieszanie, odłączał się od zespołu i leciał nad Dover. Tam czekał cierpliwie na powrót nieprzyjacielskich samolotów" - pisał w swoich wspomnieniach Jan Zumbach.
Metoda była zabójczo skuteczna, Czech polował na maszyny niezdolne do długotrwałych uników (z powodu braku paliwa) i wystrzelane z amunicji. Problem polegał na tym, że udając się na samotne łowy, František ignorował rozkazy dowódcy, osłabiał własną formację jeszcze w czasie ataku, czym narażał życie kolegów.
Niesubordynacja Františka była nie lada problemem dla dowództwa. Z jednej strony Czech był niereformowalny, z drugiej – w czasie bitwy o Anglię liczyła się każda para skrzydeł, a osiągnięcia pilota były niekwestionowanie wybitne. Problem rozwiązał Witold Urbanowicz, nadając Františkowi status gościa dywizjonu.
Nie wytrzymał presji?
"Była to jego mania, jego cichy szał, niezwyciężona choroba, nieodparta pasja. W grę wchodziła nie tylko ambicja pokonania jak największej liczby wrogów; tkwiło to głębiej, w samej strukturze duchowej Frantiszka. Kompan dobry przy kieliszku, kolega uczynny w każdej okazji, kochanek dla dziewczyn czuły i szczodry — w powietrzu musiał wyżywać się sam, sam jeden. Tam nie uznawał towarzystwa, nie znosił skrępowania, zrywał więzy. Był u góry, jak bywają wielkie orły: samotny, drapieżny i zazdrosny o przestrzeń. Nie chciał dzielić z nikim powietrza ani zwycięstw" próbował wytłumaczyć niesubordynację Czecha Arkady Fiedler, autor słynnego "Dywizjonu 303".
Kontrowersje wzbudza też historia o tym, jak pilot zestrzelił poddający się niemiecki bombowiec podczas lądowania. Wedle jednej z wersji historii, pilot Luftwaffe blefował i w ostatnim momencie chciał poderwać maszynę, wedle innej – Czech miał dopaść bombowiec, gdy ten faktycznie zamierzał się poddać, a ponadto, wylądował obok wraku i przeszukał trupy Niemców w poszukiwaniu trofeów, co było sprzeczne z niepisanym kodeksem honorowym pilotów.
Spod romantycznego opisu Fiedlera wyziera obraz człowieka niezrównoważonego. Ten wątek przewija się wśród wspomnień pilotów. Czech miał w pewnym momencie nie wytrzymać presji, panicznie reagować na sygnały o bombardowaniach, jako pierwszy rzucać się do schronu bombowego. Czy jego kondycja doprowadziła do feralnego wypadku 8 października 1940 roku? Odpowiedzi na to pytanie pilot zabrał do grobu.
bm