Historia

Zapomniany krzyk

Ostatnia aktualizacja: 07.10.2009 10:49
Nie ma ceny, której nie warto by zapłacić, aby taki ustrój jak komunizm nie zapanował nad światem, mówił Ryszard Siwiec. Sam zapłacił najwyższą cenę.

8 września 1968 roku, w obecności 100 tysięcy ludzi dokonał samospalenia. W ten sposób zaprotestował przeciwko agresji na Czechosłowację.

Ryszard Siwiec urodził się 7 marca 1909 roku w Dębicy. Po śmierci ojca rodzina przeniosła się do Lwowa. Tam Siwiec ukończył gimnazjum, a następnie filozofię na Wydziale Humanistycznym lwowskiego uniwersytetu. W 1936 roku przeniósł się do Przemyśla, gdzie pracował w urzędzie skarbowym. Tam poznał swoją przyszłą żonę.

Cichy i małomówny

„To był rok 1937 … - wspomina Maria Siwiec – Potem kilka razy ukłonił mi się na ulicy i wreszcie kiedyś podszedł do mnie” Już po ślubie, Maria Siwiec usłyszała, że  jak tylko ją zobaczył to pomyślał, że taką chciałby mieć żonę. Przez całe życie pozostał człowiekiem małomównym  i skrytym. Syn Adam wspomina ojca jako bardzo surowego, a jednocześnie odpowiedzialnego za rodzinę. W czasie okupacji Siwiec należał do Armii Krajowej, ale niewiele wiadomo o tym czym, się zajmował. „On często siedział, milczał i słuchał. Nie chciał i chyba nie umiał być wylewny. Był to człowiek niezmiernie czuły i wrażliwy – mówi kuzyn Tadeusz Kamiński -  ale miał jakieś wewnętrzne hamulce, które nie pozwalały mu okazywać serdeczności w stosunku do otoczenia.

Z ostatniego listu do żony: Wybacz nie można było inaczej. Po to, żeby nie zginęła prawda, człowieczeństwo, wolność – ginę, a to mniejsze zło niż śmierć milionów.

Zaprzepaścili Polskę

Po II wojnie światowej nie pogodził się z sowiecką okupacją i komunistyczną rzeczywistością. „Zaprzepaścili Polskę” – wielokrotnie powtarzał swojej żonie. Wychowany na wartościach katolickich i patriotycznych, z trudem znosił peerelowską rzeczywistość Odrzucił propozycje pracy w szkole, bo nie chciał być narzędziem w rękach czerwonej propagandy. Pracował jako księgowy, a ponieważ był ojcem pięciorga dzieci musiał dorabiać. Hodował kury i uprawiał kwiaty. Wielką pasją Siwca, obok hokeja, była historia Polski. W domu posiadał sporą bibliotekę. Po jego śmierci rodzina, ze względu na trudną sytuację musiała wyprzedać księgozbiór.

Jan Polak

Mocno przeżył wydarzenia z Marca 1968 roku i pałowanie studentów. Pod pseudonimem „Jan Polak” zaczął kolportować pisane przez siebie ulotki. „Jechałam na sesję, w marcu 1968  tato mnie odprowadzał i dał parę listów. Powiedział, że to jest nasza tajemnica, więc o nic nie pytałam […] Prosił żebym na dworcu we Wrocławiu to wrzuciła – wspomina Elzbieta Siwiec – Szabaga.  Jak wynika ze wspomnień córki chciał też nawiązać kontakt z przywódcami strajkujących studentów.


Ostatnia Wielkanoc

Kolejnym ciosem dla Siwca była sierpniowa agresja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. To zapewne przyspieszyło jego desperacki czyn, bo decyzję o samospaleniu podjął już w kwietniu.

Maria Siwiec: „Pamiętam 1968 rok – Wielkanoc. Widziałam jak siedział i tylko patrzył na dzieci. Był poważny, jakiś inny. I dopiero sobie skojarzyłam, dlaczego się tak zachowywał, jak przeczytałam datę testamentu. Napisał go właśnie w kwietniu. Myślał pewnie o tym, że to jego ostatnia Wielkanoc”.

Znak śmierci

Na miejsce swojego protestu wybrał Stadion Dziesięciolecia. Tam 8 września 1968 roku, przy udziale najwyższych władz partyjno - państwowych miały się odbyć centralne dożynki. Władysław Mazur rozmawiał z nim 6 września. Siwiec mówił, że ma załatwioną przepustkę na stadion i musi pojechać żeby zaprotestować przeciwko bezprawiu. Choć Mazur sądził, że chodziło  o rozdanie ulotek, to jak wspominał: […] patrząc  na jego twarz doznałem wrażenia, jakbym zobaczył na nim znak śmierci […] Jakoś podświadomie przeczuwałem, że widzę go po raz ostatni”.

Usłyszcie mój krzyk!

Przed wyjazdem do Warszawy nagrał na magnetofon swoje przemyślenia, mówił tam między innymi: „Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno.”

Nie ma ceny, której nie warto by zapłacić, aby taki ustrój nie zapanował nad światem - mówił o komunizmie Ryszard Siwiec.

W tym dramatycznym apelu wołał o ratunek dla ojczyzny i najwyższych wartości.

 


Po to, żeby nie zginęła prawda…

Rankiem 8 września pojechał do Warszawy. „Ojciec wyjeżdżał i czego z reguły nigdy nie robił, przeżegnał każdego z nas znakiem krzyża” – wspominał Adam Siwiec. W ostatnim liście do żony pisał między innymi: „Wybacz nie można było inaczej. Po to, żeby nie zginęła prawda, człowieczeństwo, wolność – ginę, a to mniejsze zło niż śmierć milionów. […] Kochane dzieci nie dokuczajcie mamie, uczcie się, bo to wasze najważniejsze zadanie na teraz Niech was Bóg ma w swojej opiece.” List miała przekazać Maria Tchórzewska mieszkanka Przemyśla, która tym samym pociągiem jechała do Warszawy. List został przejęty przez SB i do Marii Siwiec trafił po 20 latach.

Niech żyje wolna Polska!

Uroczystości dożynkowe zgromadziły 100 tysięcy ludzi. W pewnym momencie Ryszard Siwiec oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił. W notatce służbowej oficera SB czytamy: „Pełniąc służbę na stadionie Dziesięciolecia […] zauważyłem, o godz. 12.15 na trzeciej ławce od dołu sektora 13, jak mężczyźnie paliło się ubranie. Wraz z pracownikiem Biura „B” podeszliśmy bliżej wymienionego sektora, ja dokonałem kilku zdjęć fotograficznych, zaś pracownik Biura „B” filmował. Po ugaszeniu płonącego ubrania mężczyzna ten głośno mówił, „że jest to wyraz protestu przeciwko łamaniu praworządności i wolności” Faktycznie po podpaleniu Ryszard Siwiec krzyczał między innymi „Niech żyje wolna Polska” i „Nie ratujcie mnie, zobaczcie, co mam w teczce”. W teczce esbecy znaleźli biało czerwony sztandar oraz 29 ulotek wyrażających protest przeciwko agresji na Czechosłowację.

Dramatyczny protest Siwca został utrwalony na esbeckim filmie i w kilkusekundowej sekwencji przez Polską Kronikę Filmową. Dwie postronne osoby wykonały zdjęcia, jednak zostały one skonfiskowane i prześwietlone. Niewiele pozostało materiałów z tych dramatycznych chwil. „Dziwnym trafem” fotografom przebywającym na stadionie kończyły się klisze w aparatach, a operatorom filmowym taśmy. Historyk Antoni Dudek podkreśla, że świadkowie samospalenia uwierzyli w plotkę rozpuszczaną przez esbeków, że spalił się "jakiś chory psychicznie". Historyk przypomina o ówczesnej apatii społecznej, która powodowała, że agresja na Czechosłowacjię nie wywołała wśród Polaków większego poruszenia.

Niebo dalej było niebieskie

Fotograf Leszek Łożyński zauważa, że kiedy wyprowadzano popalonego Siwca, obok stali fotoreporterzy, ale żaden nie robił zdjęć. „Oni nie po to przyszli na stadion – wspomina. Na nim również jak mówi nie zrobiło to żadnego wrażenia. Parę dni wcześniej wrócił z Czechosłowacji gdzie fotografował polskich żołnierzy. „A jak tu zobaczyłem palącego się człowieka – dodaje - nie przyszło mi w ogóle na myśl, że można te dwa fakty skojarzyć”. Operator filmowy Zbigniew Skoczek o tym, że to jest protest dowiedział się po wielu latach. Komentator radiowy Zbigniew Wojciechowski, który prowadził bezpośrednią transmisję z dożynek widział samospalenie. Dziwił się, że Siwiec podpalił się podczas tańców, a nie w trakcie przemówienia Gomułki, bo wówczas szum jaki się wytworzył byłby słyszalny w eterze. Sprawa miałaby znacznie szerszy zasięg – dodaje. A tak przyjechała karetka, zabrała człowieka, a ludzie wrócili na miejsca. Zespołu ludowe nadal mogły śpiewać i tańczyć. Grażyna Niezgoda wspomina, że to był przepiękny dzień, grała muzyka, a młodzież tańczyła, kiedy w sąsiednim sektorze wybuchł ogień. Ludzie zaczęli uciekać i krzyczeć, że jakiś człowiek zapalił się od wódki. Widziała, że on coś krzyczał, ale grała muzyka i nie było nic słychać. Kiedy karetka odjechała – wspomina – […] z tunelu wypuszczono nową młodzież, która w jakimś radosnym tańcu, nie pamiętam może to był mazur zaczęła tańczyć. Niebo dalej było niebieskie, dalej grała muzyka. Pamiętam gołębie. Wszystko wróciło do normy”.

Maria Siwiec: Nikt się ze mną nie stykał. Wszyscy znajomi się ode mnie odsunęli. Mnie się w głowie nie mieściło, że ludzie mogą się dać aż tak opanować.


Wariat i psychopata

Siwiec został przewieziony do Szpitala Praskiego w Warszawie. Z rozmowy z nim wynikało, że było to samospalenie i protest przeciwko agresji na Czechosłowację – wspominał doktor Hubert Uszyński – mimo to rozległy się głosy, że to „wariat’ i „psychopata”. Pielęgniarka Halina Łagowska: „Nie chciał mówić o tym, co zrobił, martwił się jedynie o swoją rodzinę, o dzieci, że przez jego samospalenie będą cierpiały”. Siwiec był cały czas przytomny. Esbecy przy pomocy ukrytego mikrofonu zdołali nagrać jego wypowiedź. Oto jej fragment: „Ginę po to, żeby zwyciężyła prawda, żeby zwyciężyło człowieczeństwo i żeby zwyciężyła miłość. Ginę po to, żeby zginęło kłamstwo, zginęła nienawiść i zginął terror. Nie odczuwam żadnego bólu i nie odczuwałem żadnego bólu przez cały czas. Bolą mnie tylko dwie ręce, lewa od składania fałszywych przysiąg, a prawa od ściskania ręki tych, którym złożyło się fałszywą przysięgę.”

Ryszard Siwiec zmarł po czterech dniach - 12 września 1968 roku. Jego stan od początku był beznadziejny, poparzenia sięgały 80 procent ciała.


Skazany na niepamięć

 

Komunistyczne służby od początku zadbały, aby protest Siwca wyciszyć. Ludziom, którzy obserwowali protest wmawiano, że był to wypadek, a przyczyną samozapłonu miał być alkohol pity przez poszkodowanego. W rodzinnym Przemyślu rozsiewano plotki o rzekomej chorobie psychicznej Siwca. Historyk Łukasz kamiński przypomina, że nawet wśród komunistycznych władz prawdę o samospaleniu starano się ukryć.

„Nikt się ze mną nie stykał. Wszyscy znajomi się ode mnie odsunęli. Mnie się w głowie nie mieściło – wspominała Maria Siwiec – że ludzie mogą się dać aż tak opanować”. Dopiero wiosną 1969 roku informację o samospaleniu Siwca podało Radio Wolna Europa. O dramatycznym proteście księgowego z Przemyśla, Polacy dowiedzieli się w 1991 roku, kiedy Maciej Drygas nakręcił film dokumentalny „Usłyszcie mój krzyk”, a potem nagrał reportaż radiowy. Wielu świadków samospalenia, od reżysera dowiadywało się o tym co naprawdę się wydarzyło.

Bohater trzech narodów

W 2001 roku władze Czech odznaczyły pośmiertnie Ryszarda Siwca najwyższym czeskim odznaczeniem – orderem Tomasza Masaryka. W 2006 roku Order Białego Podwójnego Krzyża przyznały Siwcowi władze Słowacji. W 2003 roku Aleksander Kwaśniewski odznaczył pośmiertnie Ryszarda Siwca Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, ale rodzina odmówiła przyjęcia odznaczenia. W uzasadnieniu Maria Siwiec napisała między innymi:[…] przypuszczamy, że gest przyznania tego odznaczenia przez rządzącą ekipę, potrzebny był raczej do podreperowania prestiżu kompletnie skompromitowanego rządu. Mamy nadzieję, że będziemy mogli odebrać odznaczenie z godniejszych rąk”. W 2009 roku jedna z ulic w Pradze została nazwana imieniem Ryszarda Siwca.  Z inicjatywy między innymi Macieja Drygasa powstała społeczna inicjatywa nadania powstającemu Stadionowi Narodowemu imienia Ryszarda Siwca.

opracował p.d

Tekst w oparciu o materiał zamieszczony w „Karcie” nr 44.

Zdjęcia z Archiwum Osrodka Karta - zobacz więcej na


www.fotohistoria.pl
W Karcie 44 oprócz wspomnień o Ryszardzie Siwcu, między innymi fotografie V Dywizji Syberyjskiej, które wykonał Jarosław Okulicz - Kozaryn. Wspomnienia Stanisława Bohdanowicza z Syberii, autor w 1918 roku wstąpil jako ochotnik do formującego się wojska polskiego. Listy żołnierzy niemieckich z frontu wschodniego przechwycone przez specjalną komurkę Oddziału III KG. AK.

Czytaj także

56 lat temu wojska Układu Warszawskiego wkroczyły do Czechosłowacji

Ostatnia aktualizacja: 20.08.2024 05:40
W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 roku rozpoczęła się operacja "Dunaj" - interwencja państw Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Brutalnie przerwano próby reform społecznych ówczesnego komunistycznego kierownictwa Czechosłowacji, określane przez światowe media jako Praska Wiosna.
rozwiń zwiń