Kielar trafił do więzienia w Tarnowie (tuż przed transportem do Auschwitz) w maju 1940 roku. Aresztowano go w rodzinnym Jarosławiu. Pietrzykowski (używający pseudonimu "Teddy") został zatrzymany przez Niemców podczas próby przekraczania granicy węgiersko-jugosłowiańskiej. Gdyby mu się to udało, (tak myślało wielu Polaków) trafiłby do Francji, gdzie zasiliłby szeregi do tworzonej armii sprzymierzonych. Trafił jednak – przez więzienia gestapo w Muszynie i Nowym Sączu – do Tarnowa. A stamtąd – do Auschwitz.
"Anus mundi"
W przedmowie do pierwszego wydania obozowych "wspomnień oświęcimskich" Kielara, redaktor Mieczysław Kieta pisał o ich niezwykłej wartości.
"Ta książka – dowodził we wstępie do wydania Anus mundi z 1972 roku – nie jest powieścią, choć czyta się ją jak pasjonującą powieść. Jest dokumentem. Wszystkie występujące w niej postacie są autentyczne, podobnie jak autentyczne są przeżycia autora: sytuacje, w których się znajdował i wydarzenia, w których uczestniczył".
Dlaczego Kielar przeżył Auschwitz?
Zaważyła wola życia i dystans do powszedniejącej z dnia na dzień "atmosfery zabijania". Śmierć mogła spotkać więźnia Auschwitz każdego dnia. Często mógł to być przypadek. Donos współwięźnia. Kaprys kapo lub esesmana.
Bokser w Auschwitz
Obóz przeżywali zazwyczaj ci młodsi wiekiem, których nie powaliły choroby, głód, wyniszczająca praca i prymitywne warunki bytowe. Wśród ocalonych był także wybijający się jeszcze przed wojną bokser, który w obozie nadal pozostał sportowcem. Może się to wydać paradoksem ale Niemcy (uwielbiający współzawodnictwo i swoisty kult ciała) pozwolili polskiemu więźniowi na regularne walki w Auschwitz.
Co prawda, Pietrzykowski zaczynał od pracy fizycznej (jak wszyscy więźniowie pierwszego transportu), ale już od marca 1941 roku stał się obozowym bokserem. Pierwszą walkę o pół bochenka chleba i kostkę margaryny stoczył z przedwojennym zawodowym wicemistrzem Niemiec w wadze średniej - Walterem Dünningiem. Później stoczył blisko 60 walk. Po jednej z nich, latem 1942 roku (kiedy pokonał Niemca) z zemsty wstrzyknięto mu zarazki tyfusu. Dzięki pomocy kolegów z bloku szpitalnego oraz m.in. rotmistrza Witolda Pileckiego uratowano go przed selekcją i pewną śmiercią. Później działał w założonym przez rotmistrza tajnym Związku Organizacji Wojskowej.
Przetrwać i zapomnieć
Wiesław Kielar – zupełnie inaczej niż Pietrzykowski – nie wybijał się w hierarchii obozowej. Był więźniem przeciętnym, który ocalał dzięki – jak to wynika z całej jego opowieści spisanej po latach – unikaniu "stanowisk, które dawałyby mu władzę nad innymi lub od których zależny mógł być los drugich".
Dzięki takiej postawie przeszedł wszystkie kręgi obozowego piekła: od KL Auschwitz I, poprzez Harmęże i Monowitz-Buna aż po Birkenau, nie uczestnicząc nigdy w poniżaniu, biciu czy zabijaniu współwięźniów. Pracował jako pielęgniarz, tragarz trupów, pisarz, instalator i wreszcie blokowy - tym ostatnim stanowiskiem osiągnął najwyższy w obozowej hierarchii stopień.
Charakterystyczne dla jego postawy jest też i to, że przygotowywał ucieczkę z obozu razem z Edwardem Galińskim, ale w ostatniej chwili z niej zrezygnował. Swoje miejsce "odstąpił" Mali Zimetbaum, która uciekła razem z Galińskim pod koniec czerwca 1944 roku.
Pół roku później Kielar trafił z transportem w głąb Niemiec. Przeszedł kilka mniejszych obozów i tam doczekał wyzwolenia.
Zamach na komendanta i znajomość z ojcem Kolbe
Zupełnie inaczej potoczyły się obozowe losy boksera Pietrzykowskiego, który zorganizował (jeszcze w 1941 roku) zamach na komendanta obozu Rudolfa Hoessa, uwielbiającego konne przejażdżki na klaczy o imieniu Fulvia. Pietrzykowski (z innym więźniem) podłożyli pod siodło między derkę a skórę konia guzik. Kiedy Hoess dosiadł ulubionej klaczy, ta stanęła dęba, popędziła szybko do przodu i wreszcie zrzuciła go ze swego grzbietu. W wyniku tego upadku Hoess "tylko" złamał nogę.
Także w Auschwitz Pietrzykowski poznał franciszkanina ojca Maksymiliana Kolbe. Rozmawiał z nim. Widział też późniejszego świętego podczas apelu, podczas którego Kolbe w zamian za ocalenie Franciszka Gajowniczka, wystąpił z szeregu ofiarując swoje życie za współwięźnia i poszedł na śmierć do bloku 11.
W marcu 1943 roku Pietrzykowski trafił do KL Neuengamme w Niemczech. Tam stoczył 20 walk. Dwa lata później przeniesiono go do KL Bergen-Belsen gdzie 15 kwietnia 1945 roku odzyskał wolność. Wkrótce wstąpił do słynnej 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka.
Do Polski wrócił w 1947 roku.
Dwa różne losy
Wiesław Kielar po zakończeniu wojny trafił do łódzkiej Filmówki na wydział operatorski. Studiów nie ukończył, ale pracował później przy kilku filmach fabularnych jako operator kamery. Do swoich obozowych wspomnień wrócił dopiero dwadzieścia lat po wojnie.
Pietrzykowski zeznawał m.in. na procesie Rudolfa Hoessa przed Najwyższym Trybunałem Narodowym. Próbował też (bezskutecznie) bronić rotmistrza Pileckiego. Jeszcze w trakcie trwającego przed warszawskim sądem procesu "grupy Witolda" zwrócił się do ówczesnego premiera PRL Józefa Cyrankiewicza o wstawiennictwo przed sądem w obronie niesłusznie oskarżanego rotmistrza. Szef rządu odmówił. Zarazem przywłaszczył sobie zasługi Pileckiego, tworząc legendę "Cyrankiewicza – bojownika oświęcimskiego", którą latami rozdmuchiwała komunistyczna propaganda.
Tadeusz Pietrzykowski – ze względu na nieprzejednaną postawę- nie zrobił kariery w PRL. Osiedlił się w Bielsku-Białej. Pracował jako trener i nauczyciel wychowania fizycznego. Zmarł w zapomnieniu 17 kwietnia 1991 roku.
Wiesław Kielar, po wydaniu "Anus mundi" stał się z dnia na dzień człowiekiem sławnym, choć sława ta – co wyznawał w jednym z telewizyjnych wywiadów – nie była tym, co pchnęło go do pisania wspomnień. Jego książka w krótkim okresie czasu została przetłumaczona na wiele języków obcych a sam autor odbył triumfalną podróż po Polsce. Podczas spotkań autorskich odpowiadał na wiele pytań dotyczących Pierwszego Transportu i życia w obozie. Często pytano go też o tajemniczy łaciński tytuł wspomnień.
Anus mundi – to słowa, które wypowiedział jeden z lekarzy SS – Hauptsturmführer Heinz Thilo – 5 września 1942 roku po dniu "ciężkiej pracy" podczas selekcji w Birkenau na terenie obozu kobiecego. Anus mundi oznacza ni mniej ni więcej jak: "odbytnicę świata".
Po latach świetnie zinterpretował te słowa wielki polski psychiatra Antoni Kępiński. Według niego "odbytnica świata" - to z jednej strony wyraz grozy i obrzydzenia człowieka patrzącego na to co działo się każdego dnia w Auschwitz-Birkenau. Z drugiej – zauważał Kępiński – "istnienie obozu uzasadniało konieczność oczyszczenia świata".
Z ludzi, którzy byli zbędni, niepotrzebni, inni.
Piotr Litka, Zdzisław Lorek
Załadunek
Podczas pisania tekstu korzystaliśmy z książek: Anus mundi. Wspomnienia oświęcimskie Wiesława Kielara, Kraków 1972, Rytm życia Antoniego Kępińskiego, Kraków 1972, Bokser z Auschwitz. Losy Tadeusza Pietrzykowskiego Marty Bogackiej, Warszawa 2012 oraz materiałów z Archiwum IPN.