Jesse Owens przyszedł na świat 12 września 1913 roku w Oakville w stanie Alabama jako James Cleveland Owens.
Na początku jego edukacji przedstawił się nauczycielowi jako "JC", co ten odczytał jako "Jesse" - nazywano go tak już do końca życia. I właśnie tym imieniem zapisał się w historii w sposób wyjątkowy.
Igrzyska propagandy
Amerykanin jest uznawany za jednego z największych atletów w historii, jednak jego legenda narodziła się w okolicznościach, które były dalekie od atmosfery sportowego święta.
Igrzyska w Berlinie w 1936 roku można pod wieloma względami uznać za przełomowe. Po raz pierwszy zmagania sportowców można było śledzić na żywo w telewizji, a Leni Riefenstahl nakręciła film dokumentalny, który stanowi skarb światowej kinematografii.
To w Berlinie zapoczątkowano tradycję zapalania znicza olimpijskiego od ognia przyniesionego z Grecji.
Źródło: YouTube/British Pathe
Sześciodniowa impreza to jednak przede wszystkim jedno z najbardziej kontrowersyjnych sportowych wydarzeń w całej historii. Jej najważniejszy element został przesłoniony przez jej propagandowy charakter. Igrzyska w Berlinie miały odbyć się już w 1916 roku, jednak ich rozegranie uniemożliwiła I Wojna Światowa.
Dwadzieścia lat później sytuacja polityczna na świecie także była napięta, ale wielu wydawało się, że uda się uniknąć militarnego konfliktu, zwłaszcza wobec tak niedługiego czasu, który upłynął od śmierci milionów ludzi w wyniszczającej wojnie.
Decyzja o przyznaniu Niemcom organizacji igrzysk zapadła 26 kwietnia 1931 roku, jeszcze przed dojściem do władzy Adolfa Hitlera. Został on kanclerzem Rzeszy dwa lata później, i choć początkowo traktował to wydarzenie z rezerwą, został szybko przekonany co do tego, że tak wielkie wydarzenie można wykorzystać do pokazania światu swojej potęgi. Igrzyska, niestety nie pierwszy raz w historii, zostały zawłaszczone do celów politycznych.
Skandali nie brakowało już we wcześniejszych latach - MKOl groził nawet odebraniem praw organizacji imprezy po tym, jak Hitler zdegradował dwóch niemieckich członków organizacji - dowiedział się o żydowskim pochodzeniu doktora Theodora Lewalda. Prezes komitetu organizacyjnego igrzysk został usunięty ze stanowiska.
Protesty MKOl okazały się bezskuteczne, a Lewald pełnił już tylko funkcję doradczą, jednocześnie cały czas pośrednicząc w rozmowach z MKOl, a także zapewniając, że niemieccy Żydzi nie będą wykluczeni z rywalizacji. Kilku z nich co prawda znalazło się w reprezentacji, ale było to tylko na pokaz - większość jednak została z nich wyrzucona znacznie wcześniej.
Pokaz siły
Berlin gorączkowo przygotowywał się do imprezy, zamierzał zrobić na przyjezdnych ogromne wrażenie. Oczywiście mieli oni zobaczyć tylko to, co chciano im pokazać - przed igrzyskami aresztowano ponad 4 tysiące ludzi, przede wszystkim bezdomnych, a także Romów i prostytutki, wszędzie rozwieszano flagi i plakaty z Hitlerem. Zdejmowano tabliczki, które zabraniały Żydom wstępu do wielu lokali. Na ulicach były tysiące umundurowanych żołnierzy.
Wiele z tych elementów i podobnych mechanizmów świat miał oglądać na igrzyskach w 1980 roku, które były organizowane w Moskwie. Wtedy jednak wiele krajów zdecydowało się na bojkot tego wydarzenia i nie pojechało za Żelazną Kurtynę. Przed Berlinem kilka krajów rozważało taką ewentualność.
>>>Wojna, bojkot, a teraz koronawirus? Klątwa może znów dopaść igrzyska? "To zdarza się co 40 lat"
1 sierpnia 1936 roku igrzyska otwierał Adolf Hitler, a sportowcy z 49 krajów patrzyli na triumfalny przejazd na stadion wodza III Rzeszy, którego witało sto tysięcy ludzi. Oczywiście okrzykiem i gestem, które zapisały się w historii haniebny sposób. Już na stadionie reprezentanci niektórych krajów, między innymi Francuzi i Grecy, pozdrawiali Hitlera nazistowskim gestem przy aplauzie trybun. Inni, jak Brytyjczycy i Amerykanie, nie chcieli tego uczynić.
W imieniu sportowców przemawiał niemiecki sztangista Rudolf Ismayr, który jednak przysięgał nie na flagę olimpijską - podczas ślubowania podniósł w górę nazistowski sztandar.
Oczywiście propaganda III Rzeszy nie byłaby kompletna bez tego, co na tego typu imprezie było najważniejsze - sportowych wyników. Głoszący wyższość aryjskiej rasy naziści chcieli potwierdzenia swoich teorii na arenach zmagań. Nie tylko zwycięstwa, ale prawdziwej dominacji.
I choć Niemcy zwyciężyli w klasyfikacji medalowej, inni sportowcy nie zamierzali klękać przed gospodarzami i pozwalać im na zgarnianie wszystkich trofeów. Z ich grona najmocniej w świadomości kibiców zapisał się właśnie Jesse Owens.
Rekordzista
Jego wielka kariera rozpoczęła się jeszcze przed igrzyskami - w 1935 roku w ciągu 45 minut ustanowił aż trzy rekordy świata. 8,13 metra, które uzyskał w skoku w dal, pozostało niepobite przez kolejnych 25 lat. Trzeba przy tym podkreślić, że była to jego jedyna próba tego dnia. Oprócz tego przebiegł 100 jardów w 9,4 sekundy, a na dystansie 220 jardów przez płotki jako pierwszy w historii zmieścił się w granicy 23 sekund.
Miał wtedy zaledwie 22 lata, ale czas, kiedy rzucił na kolana cały świat sportu, miał nadejść właśnie w Berlinie.
Bieg na 100 metrów był konkurencją, od której rozpoczęły się zmagania na igrzyskach. Owens przebiegł ten dystans w 10,2 sekundy, ustanawiając rekord świata i rekord olimpijski.
W kolejnych dniach sięgał po złoto w biegu na 200 metrów (rekord świata - 20,7 s), sztafecie 4 x 100 metrów (także z nowym rekordem świata) oraz w skoku w dal (8,06 cm).
Od berlińskich igrzysk minęło już ponad 80 lat, ale jego wynik z finału konkursu skoku w dal wciąż dawałby przepustkę do udziału w najlepiej opłacanych mityngach lekkoatletycznych.
Owens został najlepszym sportowcem igrzysk, zbierał także owacje publiczności, można jednak domyślić się, że dla organizatorów był on prawdziwym przekleństwem. Swoją cegiełkę do sukcesów Owensa dołożył także Niemiec - a konkretnie Adi Dassler, bo właśnie w wyprodukowanych przez jego firmę butach amerykański fenomen zdobywał kolejne tytuły.
Rozsierdził Hitlera? Jak powstał mit
Olimpijska legenda głosi, że swoimi wynikami w Berlinie oraz tym, że pokonał bezproblemowo wszystkich przedstawicieli białej rasy, rozsierdził Hitlera na tyle, że ten uciekał z trybun, aby nie gratulować Amerykaninowi. Nie jest to jednak prawda.
Przez kilka pierwszych dni Hitler faktycznie zapraszał do swojej loży wybranych mistrzów olimpijskich, ale opuścił stadion podczas konkursu w skoku wzwyż, kiedy bliski zwycięstwa był inny czarnoskóry Amerykanin, Cornelius Johnson.
Zostało to uznane przez MKOl za naruszenie zasad rywalizacji i zdenerwowało przedstawicieli organizacji. Kanclerzowi zabroniono kontynuowania tej praktyki, a kancelaria Rzeszy wydała oświadczenie, według którego od tego momentu Hitler miał spotykać się tylko ze sportowcami niemieckimi.
Owens dementował, by doznał afrontu ze strony wodza III Rzeszy, który miał mu nawet zasalutować. Niektórzy dziennikarze twierdzili też, że uścisnął jego dłoń. Nie dowiemy się, jak było dokładnie.
Można domyślać się, że bardziej niż zwycięstwa Amerykanina lożę honorową na stadionie w Berlinie zdenerwowało zachowanie Luza Longa, który zajął drugie miejsce w konkursie skoku w dal. Niemiec pogratulował Owensowi. Jeszcze przed finałem rywalizacji Long miał doradzać Owensowi, kiedy ten znalazł się w kryzysie.
- Był moim największym rywalem, ale to właśnie on pomógł mi zmienić mój sposób rozbiegu w kwalifikacjach i w efekcie pomógł mi wygrać - wspominał później.
Ostatni list
Pochodzący z biednej Alabamy czarnoskóry Owens, którego dziadek był niewolnikiem, a on sam musiał zmagać się z rasizmem we własnym kraju i pracować od dziecka, by pomóc w utrzymaniu rodziny. Prowadzący praktykę prawniczą Long, niebieskooki blondyn, mógł być z powodzeniem stawiany za wzór dla aryjskiej rasy.
Trudno sobie to wyobrazić, ale w Berlinie obaj panowie nie tylko rywalizowali, ale zdołali nawiązać relację. Po igrzyskach prowadzili korespondencję, a Amerykanin otwarcie mówił o przyjaźni, która ich łączyła.
Źródło: YouTube/805Bruin
"Nie boję się o siebie, ale boję się o kobietę, która została w domu i mojego syna Karla, który nigdy naprawdę nie poznał swojego ojca. Moje serce mówi mi, że to ostatni list, który napiszę. Jeśli tak będzie, to chciałbym Cię o coś poprosić. O coś, co jest dla mnie bardzo ważne.
Kiedy ta wojna się skończy, znajdź mojego syna i opowiedz mu, jak było wtedy, kiedy nie rozłączyła nas wojna. O tym, jak na tym świecie mogą układać się rzeczy między ludźmi. To, że się spotkaliśmy, nie stało się przez przypadek." - napisał Luz Long w liście, który dotarł do Owensa rok później. Long, który walczył we Włoszech, już wtedy nie żył. Zmarł w 1943 roku w szpitalu polowym w miejscu, o którym pisał, że jest w nim tylko "suchy piach i mokra krew".
Owens spełnił ostatnią wolę swojego przyjaciela. Po tym, jak wojna się skończyła, odnalazł Karla i opowiedział mu o ojcu. Później został świadkiem na jego ślubie.
Segregacja
Choć dla Amerykanów może być to niewygodne, ale Jesse Owens wielokrotnie mówił o tym, że o kolorze jego skóry częściej przypominano mu w ojczyźnie. Mimo tego, że do USA powinien wracać w chwale, kraj wciąż borykał się z segregacją rasową i Owens także miał to odczuć.
Mówił, że nie znieważył go Hitler, ale zrobił to prezydent Stanów Zjednoczonych, Franklin Delano Roosevelt, który nie wysłał mu nawet telegramu z gratulacjami.
Nigdy nie został zaproszony do Białego Domu, tak jak kazała tradycja, a na wystawnym przyjęciu dla olimpijczyków, które odbywało się w hotelu Waldorf Astoria w Nowym Jorku, atleta musiał skorzystać z windy towarowej, która była przeznaczona dla czarnoskórych.
- Wróciłem do kraju, ale nie mogłem jeździć z przodu autobusu. Musiałem iść do tyłu. Nie mogłem mieszkać tam, gdzie chciałem - mówił.
W miarę upływu lat sytuacja stopniowo się poprawiała, jednak, co z pewnością jest paradoksem, bycie czarnym było dla niego trudniejsze w ojczyźnie niż podczas krótkiego pobytu w Berlinie, gdzie reprezentacja USA mogła chociażby mieszkać i jadać razem w wiosce olimpijskiej, bez segregacji.
"Medali nie da się zjeść"
Kariera Owensa zakończyła się, kiedy miał on zaledwie 27 lat. Nie można uznać, że poprowadził ją dobrze. Po Berlinie chciał zarabiać większe pieniądze na bieganiu, ale poskutkowało to tym, że stracił status amatora. Wcześniej próbował rozkręcić kilka interesów, ale zakończyło się to fiaskiem, a sportowiec stracił na tym pokaźne sumy.
Chwytał się wielu sposobów na to, by utrzymać rodzinę, między innymi ścigał się z... końmi, co budziło ogromne kontrowersje. Właściwie przyjmował wyzwanie od każdego, kto był w stanie godziwie zapłacić.
- Ludzie mówią, że to uwłaczające dla mistrza olimpijskiego, ale co mam zrobić? Mam cztery złote medale, ale nie da się ich zjeść - powiedział w jednym z wywiadów.
Podczas tournee po USA zarabiał pieniądze i musiał odpierać ataki krytyków. Jego materialna sytuacja poprawiła się dopiero w latach pięćdziesiątych, kiedy został członkiem Komisji Lekkiej Atletyki w Illinois, zyskał też tytuł Ambasadora Sportu, który nadał mu prezydent Dwight Eisenhower. Był świetnym mówcą, potrafił porywać tłumy i często propagował aktywność fizyczną, nie odwracał się też od polityki. Wówczas, w czasie, w którym dopiero zaczynano odkrywać potężną moc PR-u, nie mógł w pełni wykorzystać swojego potencjału.
Jesse Owens zmarł 31 marca 1980 roku w wieku 67 lat, przyczyną był rak płuc, w walce z którym były mistrz, jako wieloletni nałogowy palacz, stał na straconej pozycji.
"Prawdopodobnie żaden atleta lepiej nie reprezentował ludzkiej walki z tyranią, biedą i rasistowskimi uprzedzeniami" - tak napisał o nim Jimmy Carter.
Nie był jedynym
W 1990 roku Owens został odznaczony Medalem Kongresu. Jest postacią, która wielu ludziom przychodzi na myśl jako pierwsza, kiedy mowa o igrzyskach z 1936 roku. Na pewno nie jest jednak jedyną, która podczas jednej z najbardziej kontrowersyjnych imprez w historii zdołała osiągnąć coś wyjątkowego.
Owens nie był także jedynym Afroamerykaninem, który sięgał po medalu. W biegu na 100 metrów o 0,1 sekundy później na metę wpadł Ralph Metcalfe.
W biegu na 200 metrów było podobnie, ale srebro przypadło w udziale Mackowi Robinsonowi. Afroamerykanie pokazali się pod względem sportowym ze świetnej strony. Tyle tylko, że jakiekolwiek byłoby rozstrzygnięcie ich walki, niewiele by to zmieniło. Porażki utwierdziłyby w słuszności lekceważenie ich i podstawowych praw, których im odmawiano. Zwycięstwa komentowano jako nadnaturalną przewagę. Stereotypy były tak mocno zakorzenione, że nie sposób było je wykorzenić.
Na tych igrzyskach propagandy sportowcy nie mogli zmienić świata i przyszłości, która nieubłaganie nadchodziła. Udało się tylko nielicznym.
- Nikt na mnie nie stawiał, nikt na mnie nie liczył i medalowe miejsce dla mnie było jakąś utopią - tak o swoim starcie na olimpiadzie w Berlinie, gdzie zdobyła brąz w rzucie oszczepem, mówiła Polka Maria Kwaśniewska. Wręcz legendarna stała się odpowiedź, której udzieliła samemu Hitlerowi, który pogratulował "małej Polce". "Wcale nie czuję się mniejsza od pana" - odparła Kwaśniewska. To, jaką rolę odegrało podczas wojny pamiątkowe zdjęcie z tego momentu, to materiał na osobną historię.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl