O "czarnej śmierci" na ziemiach polskich rozmawiamy z doktorem Piotrem Guzowskim*, członkiem zespołu Centrum Badań Struktur Społecznych i Gospodarczych Przednowoczesnej Europy Środkowo-Wschodniej Uniwersytetu w Białymstoku.
Jesienią 1347 roku do genueńskiego portu w Messynie na Sycylii zawinął statek z chorymi na chorobę, która powodowała ropiejące rany i czarne wybroczyny. Wkrótce epidemia rozlała się po całej Europie,doprowadzając do największej epidemii w dziejach kontynentu.
Choroba, która wywołała pandemię "czarnej śmierci" najprawdopodobniej przybyła do Europy z terenów Kaukazu. Pasażerami statku, o którym pan wspomniał, byli uciekinierzy z Kaffy (dzisiejsza Teodozja) na Krymie. Miasto – faktoria handlowa Genueńczyków – było wówczas oblegane przez Tatarów, którzy przywlekli ze sobą chorobę.
Czym była ta choroba?
Do niedawna naukowcy nie byli pewni. Dopiero wyniki badań DNA uzyskanego ze szkieletów z masowych grobów w całej Europie, publikowane od 2010 roku potwierdziły, że chorobą, która wywołała epidemię "czarnej śmierci" była dżuma. Już wcześniej taką tezę stawiał m.in. norweski badacz Ole Benedictow, który porównał opisy objawów schorzenia do tych, które powstały w XIX wieku podczas ostatniej wielkiej epidemii dżumy.
Historia chorób zakaźnych. Najtragiczniejsza była dżuma, czyli "czarna śmierć"
Wspomniany Ole Benedictow twierdzi, że zginęło nawet 60 proc. mieszkańców Europy. Zespół, którego jest Pan członkiem, postanowił sprawdzić, czy zaraza siała spustoszenie także w Polsce. Na czym polegały te badania?
Nasz zespół, złożony z historyków z Centrum Badań Struktur Społecznych i Gospodarczych Przednowoczesnej Europy Środkowo-Wschodniej Uniwersytetu w Białymstoku, przyrodników z Uniwersytetu Adama Mickiewicza i doktora hab. Adama Izdebskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego, postawił sobie za cel integrację metod historycznych i przyrodniczych. Chodzi głównie o wykorzystanie badań przyrodniczych nad antropopresją, czyli wpływem działalności człowieka na środowisko przyrodnicze. Na podstawie pyłku zachowanego w torfowiskach i osadach jezior przyrodnicy są w stanie zrekonstruować zmiany środowiska i pewne tendencje związane z zagospodarowaniem okolicznych obszarów przez człowieka. Historycy mogą te dane zestawić ze źródłami pisanymi. Jednym z problemów, którymi się zajęliśmy była właśnie epidemia "czarnej śmierci".
Najpierw porównaliśmy ze sobą dane przyrodnicze i źródła pisane z późniejszych czasów (z których dysponowaliśmy obszerniejszymi materiałami). Okazało się, że dane przyrodnicze pokrywają się z tym, co znajdujemy w źródłach pisanych. Przyjęliśmy zatem, że dla czasów, dla których nie dysponujemy odpowiednią liczbą źródeł pisanych, możemy skorzystać ze źródeł przyrodniczych.
Zaraza Justyniana. Czy epidemia zniszczyła antyczną cywilizację?
O pyłkach już wiemy, a jakie były źródła historyczne, na których oparli Państwo swoje badania?
Oparliśmy się z jednej strony na przekazach historiograficznych, przede wszystkim na kronice Jana Długosza, i na materiałach o charakterze masowym. Mam tu na myśli rejestry świętopietrza. Ta danina, od czasów wczesnopiastowskich, płacona w Polsce Stolicy Apostolskiej była w XIV wieku liczona od "głowy". Na nasze szczęście zachowały się rejestry tych danin dla diecezji w poszczególnych latach, a dla diecezji krakowskiej dysponujemy nawet rejestrem z podziałem na parafie.
Dotychczas nie było konsensusu dotyczącego tego, czy Polska była zieloną wyspą na mapie europejskiej epidemii. Czy państwa badania rzuciły na tę kwestię nowe światło?
Pierwszym wnioskiem było to, że nasi rodzimi kronikarze, na czele z Długoszem, najczęściej korzystali ze źródeł zachodnioeuropejskich i często je kopiowali. Opisy pątników i masowych zgonów, które znajdujemy u Długosza są żywcem spisane z kronik lub podręczników medycyny np. z Awinionu. Nic dziwnego – te źródła powstawały około stu lat po epidemii, jednak to, że Długosz relacje z Zachodu przepisuje i umiejscawia w Polsce, mocno podważa ich wiarygodność.
A co z rejestrami świętopietrza?
Gdyby w połowie XIV wieku doszło do epidemii na masową skalę, rejestry świętopietrza by to uwzględniły (bo zmniejszyłaby się liczba "głów", od których płacono daninę). Tymczasem żadnego załamania w sumach płaconych Stolicy Apostolskiej nie ma. Takie załamanie jest widoczne np. w szwedzkim świętopietrzu. Tam epidemia spowodowała widoczne załamanie w kwotach płaconych papiestwu.
Co na to dane przyrodnicze?
Dane pozyskane ze stanowisk w Wielkopolsce i na Pomorzu pokazują wzrostową tendencję znaczenia pyłków zbóż. To oznacza, że było coraz więcej ziemi uprawnej. Gdyby w Polsce zapanowała epidemia i ludzie umierali masowo, zauważylibyśmy załamanie tej tendencji – produkcja zboża załamałaby się. Nie zauważyliśmy też większego udziału pyłków brzozy, która w naszej szerokości geograficznej zajmuje nieużytki rolne. Np. we wspomnianej już Szwecji doszło do załamania produkcji zbożowej i wtórnego zalesienia kraju.
Możemy z pewną dozą dobrej woli powiedzieć, że Polska była zieloną wyspą na mapie epidemii "czarnej śmierci"?
Skala strat w Polsce, jeżeli jakieś były, była w czasie pierwszej fali epidemii znacznie niższa niż w innych krajach Europy. Na Wikipedii znajduje się mapa, którą chętnie pokazuję studentom, a którą ostatnio dużo ludzi udostępnia w social mediach. Ta mapa jest reprintem z niemieckiego podręcznika do historii z lat 80. Na tej mapce Polska, Czechy, okolice Mediolanu, Pireneje i fragmenty Niderlandów są zaznaczone na zielono, jako te regiony, których nie objęła "czarna śmierć". Ta mapka jest już nieaktualna. Wiemy już, że całe Niderlandy zostały objęte epidemią. Okolice Mediolanu też ucierpiały, ale poziom umieralności był niższy niż gdzie indziej. Podobnie było w Czechach. Podobnie może być w przypadku Polski, tzn. nie twierdzimy, że nie było epidemii, ale że jej skala była prawdopodobnie niższa niż w innych miejscach Europy.
Wikimedia Commons/CC-3.0/Roger Zenner/Jaybear
Dlaczego tak się stało?
Wiemy, że Polska utrzymywała kontakty ze Stolicą Apostolską w Awinionie, że funkcjonował handel solą. Ale Polska znajdowała się wówczas na peryferiach życia gospodarczego i politycznego ówczesnej Europy. Natężenie kontaktów handlowych i dyplomatycznych było mniejsze niż na Zachodzie, a co za tym idzie, były znacznie mniejsze szanse przyniesienia zarazy do Polski. Społeczeństwo było mniej mobilne niż w innych krajach europejskich, więc poziom kontaktów wewnętrznych, w granicach państwa, był niższy. Czasami w historii Polski zdarzało się, że dostawaliśmy "premię za zacofanie". Można też powiedzieć, że zastosowaliśmy zasadę #zostańwdomu na wiele wieków zanim to było modne.
"Od powietrza, głodu, ognia i wojny..." - epidemie w Polsce na przestrzeni wieków
A skoro już przy #zostańwdomu jesteśmy, to w jaki sposób radzono sobie z epidemią w średniowieczu?
Ludzie tamtych czasów nie do końca rozumieli mechanizmy rozprzestrzeniania się epidemii. Stąd wiele nieracjonalnych działań, kierowania się uprzedzeniami, zwłaszcza wobec Żydów. Ale były też działania oparte na obserwacji działania zarazy. Mamy na to wiele dowodów w źródłach pisanych z okresu późnego średniowiecza i – dla ziem polskich – z czasów wczesnej nowożytności. Były to głównie działania miejskie, rzadziej o charakterze państwowym. Główną zasada była izolacja. W niej dostrzegano najskuteczniejszą metodę zahamowania rozprzestrzeniania się epidemii. W Polsce następowało np. przeorganizowanie życia społeczno-gospodarczego.
Jasne było, że gdy do miasta zbliżała się epidemia, to elita to miasto opuszczała i przenosiła się do swoich posiadłości na wsi, gdzie była względnie odizolowana od świata. Dobrze zorganizowane miasta powoływały na czas epidemii tzw. burmistrzów powietrznych/morowych (od morowego powietrza, czyli zarazy) – specjalnych urzędników, którzy mieli zarządzać miastem w czasie epidemii: usuwaniem ciał, organizacją pochówków, pilnowaniem porządku i izolowaniem przybyszów. Bo izolacja i dystans to stary, skuteczny sposób, dlatego warto go stosować również w obliczu współczesnej epidemii.
Rozmawiał Bartłomiej Makowski
*Dr Piotr Guzowski – historyk, wykładowca Uniwersytetu w Białymstoku, członek zespołu Centrum Badań Struktur Społecznych i Gospodarczych Przednowoczesnej Europy Środkowo-Wschodniej, interesuje się historia gospodarczą, demografią historyczną i historią środowiskową od X do XIX wieku.