Andrzej Bobkowski: pisarz, współpracownik paryskiej "Kultury", pasjonat modelarstwa. Urodził się 27 października 1913 roku, w wieku 26 lat wyjechał z Polski do Francji. W 1948 roku opuścił Europę i osiedlił się w Gwatemali, gdzie 26 czerwca 1961 roku zmarł.
Do historii polskiej literatury przeszedł dzięki "Szkicom piórkiem", dziennikowi pisanemu od maja 1940 do sierpnia 1944 roku. Ale popularność Andrzeja Bobkowskiego wykracza poza krąg amatorów diarystyki. W swojej najsłynniejszej książce zostawił bowiem świadectwo wyjątkowej podróży rowerem, która i inspiruje do dziś kolejnych śmiałków, i jest warta przeżycia choćby pośrednio.
20:35 Dwojka Portrety 25.10.2013.mp3 Rozmowa z Joanną Podolska, autorką książki "Potłuczona mozaika. Andrzeja Bobkowskiego myśli o epoce" (PR)
Zaprawa przed podróżą
Jazdą na rowerze pasjonował się już od najmłodszych lat, a na miejsca zamieszkania patrzył pod kątem ich rowerowych predyspozycji ("Taksuję miasta według tego, czy bardzo mnie w nich wytrzęsło na rowerze", pisał do Jarosława Iwaszkiewicza). Po Paryżu przemieszczał się przede wszystkim właśnie na ukochanym jednośladzie. Był przez chwilę nawet mechanikiem rowerowym.
W czerwcu 1940 roku, na wieść o zbliżających się do stolicy Francji Niemcach, musiał opuścić swoją ukochaną żonę Basię i poddać się nakazowi ewakuacji. Wraz z współtowarzyszami z fabryki broni, w której pracował, pojechał samochodem na południe. Gdzieś przed Bourges postanowił uciec od chaosu transportowego i przesiadł się na znaleziony przypadkowo rower. Tak, wraz z kompanami, dotarł aż do oddalonego kilkaset kilometrów Carcassone.
"Dwugarbne wielbłądy"
Po koniec sierpnia 1940 roku, już po klęsce Francuzów i utworzeniu rządu Vichy, Andrzej Bobkowski podjął decyzję o powrocie do Paryża, do Basi. W podróż nie wyruszał jednak sam – jego towarzyszem był Tadzio, młody warszawski szofer (z którym stanowili parę niczym Don Kichot i Sancho Pansa). Wybrali oczywiście jedyny pewny, a przy tym ulubiony środek transportu: rower.
Na kupione już nieco wcześniej nowe pojazdy (Andrzej: szosówka za 715 franków; Tadzio: półwyścigówka za 630) spakowali m.in. gumowe płaszcze, koc, zapasy żywności, komplet menażek, lekki namiot. Rowery, jak pisał Bobkowski, zaczęły przypominać "dwugarbne wielbłądy", były bardzo ciężkie. Zabrali również mapę – wydaną z okazji wyścigu Tour de France w 1936 roku.
Wyruszyli 6 września. Przed nimi, jak szacowali, było około 1600 km. Po pierwszych kilometrach zaczęli się martwić, czy zarówno oni sami, jak i ich rowery wytrzymają tak ambitny plan podroży ("wytoczyliśmy się jak dwa ciężkie czołgi"). Jednak obawy okazały się przedwczesne. Już pierwszego dnia przebyli 90 km.
***
ALFABET BOBKOWSKIEGO - ZOBACZ SERWIS SPECJALNY POLSKIEGO RADIA
***
Riwiera, Alpy, Paryż
Andrzej i Tadzio nie wyjechali z Carcassone na północ, ku Paryżowi, ale skierowali się najpierw na wschód, gdyż chcieli dotrzeć do francuskiego wybrzeża. Przez Montpellier, Marsylię (bardzo nierowerowa: straszny bruk i tłumy ludzi), zmagając się z porywistym mistralem, dojechali po kilku dniach do Bandol. W tym nadmorskim miasteczku Andrzej odwiedził miejsce związane z jego ulubioną Katherine Mansfield. Potem kolejne miasta Riwiery, wreszcie Cannes i Nicea. Tu wynajęli za niewiarygodnie niską cenę pokój w hotelu przy promenadzie (najczęściej sypiali w namiocie). Z Nicei wpadli też na chwilę do Monte Carlo, bo musieli spróbować, zwłaszcza Tadzio, jak smakuje hazard w najsłynniejszych kasynach Europy.
Z Nicei skierowali się na północ, ku Alpom, ale nie kupili mapy górskiej, bo nie chcieli wiedzieć o liczbie czekających ich wzniesień. A tych było sporo. Rowery nie miały przerzutek, więc bez długich i mozolnych podjeść nie mogło się obejść. Czasami, jak notował Bobkowski, było tak stromo, że musieli mocno zapierać się nogami, aby utrzymać jednoślady. Nagrodą po zdobyciu kolejnych wzniesień była jednak szaleńcza – do 60 km na godzinę – jazda w dół.
Mimo trudów jechali dalej. Przełęcz Bayard, Grenoble (tu zobaczyli drogowskaz, że do Paryża już "tylko" 550 km), w Châlon – już nie daleko do Lyonu - udało im się przejść "granicę" i wjechać na teren okupowanej Francji. Wszędzie coraz więcej Niemców.
Ostatniego dnia podróży, 29 września, robią ponad sto kilometrów, choć pech chce, że tuż pod paryskim laskiem Vincennes Tadzio łapie gumę. Mimo to po zapadnięciu zmroku są na miejscu. Andrzej dociera do domu, po miesiącach rozłąki może w końcu zobaczyć swoją ukochaną Basię.
Śladami Bobkowskiego
- Chyba każdy, kto czytał "Szkice piórkiem", marzy o takiej wyprawie – mówił w 2014 roku w Polskim Radiu Filip Jacobson, który wraz ze swoją dziewczyną Angeliką Hertą postanowił wybrać się śladem rowerowej podróży Bobkowskiego. - Ciekawiło nas, co to znaczy pisać dziennik w czasie podróży. Czy da się utrzymać hiperoptymizm i radość życia w momencie, gdy przejechało się sto kilometrów, bolą nogi i doskwiera głód – opowiadał.
Jak tłumaczył Filip Jacobson, czasami musieli zmieniać szlak, bo drogi, którymi jechał pisarz, zamieniły się w autostrady. Odtworzenie trasy ze "Szkiców piórkiem" pozwoliło mu również na stwierdzenie, że "czasami Bobkowski trochę naciągał swoje historie" – nie pisał o wszystkich trudach wyprawy, trochę idealizował swoją podróż. Ale, jak podkreślał, to doświadczenie Francji na rowerze było czymś wyjątkowym. - Literatura nabrała dla nas nowego wymiaru – dodawał.
- Przyłapałem Bobkowskiego na jednej z wielu konfabulacji – mówił z kolei literaturoznawca prof. Stanisław Bereś, który również powtórzył francuski szlak pisarza. – Byłem na podjeździe na Col de la Cayolle, 40 km pod górę, mdlałem po drodze, wpadałem do rowu, wstawałem, znów jechałem. A miałem dobry sprzęt, 24-przekładniowego Herkulesa. W końcu dojechałem na górę, ale to była Męka Pańska. Tymczasem w książce Bobkowski ze swoim przyjacielem po prostu pedałują i rozrywkowo rozprawiają o uczonych sprawach, podjeżdżając tą trasą – wspominał prof. Bereś.
15:46 Dwojka Kwadrans bez muzyki 27.10.2014.mp3 Z Filipem Jacobsonem o projekcie "Bobkowski, co dalej?" rozmawia Dawid Dziedziczak (PR, 2014)
01:00 R - rower.mp3 Prof. Stanisław Bereś o rowerowej wyprawie śladami Bobkowskiego. Fragm. audycji Anny Lisieckiej (PR, 2008)
Codzienność i afirmacja
Nie jest oczywiście tak, że w "Szkicach piórkiem" nie znajdziemy codziennego tła tej wielkiej rowerowej wyprawy. Bobkowski – który starał się na bieżąco robić notatki – opowiada o problemach z aprowizacją, z rozbiciem namiotu, z niemożliwymi upałami Południa i z kłującym zimnem Alp. Poza tym dodawał to, co stanowi o bogactwie każdej dobrej podróży: migawki ze spotkań z ludźmi (pomocnymi, irytującymi, na chwilę spotkanymi), opisy z pozoru nieistotnych miejsc i olśniewających krajobrazów.
Obok tej pierwszej – faktograficznej, ale świetnie literacko przetworzonej, soczystej i barwnej – warstwy "Szkiców piórkiem" książka Bobkowskiego mówi również o innej podróży. – On ma drugą wyprawę: w antyk, w filozofię, w skojarzenia nawiązujące do całej kultury światowej, bo to był wybitny mózgowiec – podkreślał prof. Bereś.
O takim odczytaniu książki mówił także literaturoznawca Maciej Nowak. – Po pierwszej lekturze zostałem po prostu oczarowany – przyznawał. – Tak jakby ktoś otworzył okno w jakimś dusznym pokoju. Nagle zobaczyłem, że o podróży można pisać, a przy okazji filozofować, można roztaczać jakieś wizje kulturowych syntez. I można również uprawiać jakąś refleksję religijną, duchową.
Tak patrząc na dziennik Bobkowskiego znajdziemy tu m.in. i bezkompromisowe analizy o okupowanej, kolaborującej Francji, i zapisy doświadczania nieskrępowanej radości życia. Radości z szaleńczej jazdy, z orzeźwiającej kąpieli w jeziorze, ze smakowania owoców, z bycia TU i TERAZ. – To jest pisarz wielkiej całości, afirmacji, którą trudno spotkać u innych twórców – podkreślał Maciej Nowak. I ten rys "Szkiców piórkiem" chyba przesądził, że ta książka dla wielu była i jest objawieniem. Jedną z książek życia.
- On zachwyca się tym, że pije wino, podziwia piękne pejzaże. To gest wyzwania wobec tego, co się dzieje wokół – dopowiadał prof. Maciej Urbanowski, autor książki "Szczęście pod wulkanem. O Andrzeju Bobkowskim". – Bobkowski w czasie wojny chciał pozostać sobą. Manifestacyjnie i konsekwentnie buntował się przeciw jej duchowi, który każe podporządkować jednostkę zbiorowości i głosi, że ludzkie życie jest niczym wobec ideologii. Bobkowski przeciwstawia się militaryzmowi gestem śmiechu i szyderstwa.
***
Czytaj także:
***
Dwadzieścia lat po francuskiej wyprawie Andrzej Bobkowski – od lat mieszkający w Gwatemali – wciąż trzymał się tej afirmatywnej postawy. Nawet w obliczu zdiagnozowanej śmiertelnej choroby. "Cieszę się życiem, choć śmierć stale stoi poza moimi plecami. Czuję ją zawsze. Przeszedłem na koegzystencję i jakoś się to udaje. Szalona rozkosz życia, zwyczajnego istnienia, kręcenia się, pracy, najdrobniejszych głupstw".
Barbara i Andrzej Bobkowscy w Gwatemali, 1954 r.
jp
Na podstawie: A. Bobkowski "Szkice piórkiem", Warszawa 2003; T. Sahaj "Podróże i włóczęgi rowerowe Andrzeja Bobkowskiego", w: "Między kulturami. Szkice i notatki", tom 60, nr 1 (2016); K. Plucińska-Smorawska "Między historią a literaturą. O Szkicach piórkiem Andrzeja Bobkowskiego", Warszawa 2005.