8 września 1831 roku do Warszawy wkroczyły wojska rosyjskie. Zakończone w ten sposób trzydniowe oblężenie stolicy oznaczało klęskę sprawy powstańczej. Zryw trwał jeszcze do października, ale przypominał odtąd już przedśmiertne konwulsje.
Zdobyć Warszawę od zachodu
Od maja 1831 roku Powstanie Listopadowe przybrało kształt pasma porażek.
- Po bitwie pod Ostrołęką szala zwycięstwa coraz bardziej zaczęła przechylać się na rzecz Rosji. Nie powiodły się pochody polskich korpusów na Wołyń i Litwę. Siły, które tam wysłano, zostały zmuszone do przekroczenia granic austriackiej i pruskiej, gdzie je rozbrojono. W ten sposób główna armia została uszczuplona – streszczał prof. Andrzej Szwarc w audycji Andrzeja Sowy i Wojciecha Dmochowskiego z cyklu "Historia Polski".
07:05 historia polski (227) - xix wiek___117_04_iv_tr_0-0_9901665514269a9[00].mp3 Audycja Andrzeja Sowy i Wojciecha Dmochowskiego z cyklu "Historia Polski" poświęcona drugiej fazie powstania listopadowego. (PR, 27.01.2004)
Otwarte pole do działania Rosji pozostawiała też Francja, która pod koniec lipca zadeklarowała, że nie wesprze w żaden sposób Polaków. Na domiar złego, następca zmarłego Iwana Dybicza na stanowisku głównodowodzącego armią inwazyjną, feldmarszałek Iwan Paskiewicz otrzymał posiłki z głębi Rosji, co pozwoliło mu na nowo podjąć ofensywę.
Carski feldmarszałek, w odróżnieniu od poprzednika, zdecydował się zdobyć miasto od zachodu. W tym celu przekroczył – z haniebną pomocą pruskich inżynierów – Wisłę na wysokości Torunia. Podobny manewr będzie blisko sto lat później próbował powtórzyć Michaił Tuchaczewski prowadząc na stolicę Polski Armię Czerwoną.
Bitwa Warszawska. Tuchaczewski na szlaku Dybicza i Paskiewicza
Trzy plany obrony
W czasie, kiedy Paskiewicz zbliżał się do stolicy, w samym mieście wrzało. Powstańcza lewica spod znaku Towarzystwa Patriotycznego, wykorzystując rewolucyjne nastroje wynikające ze zbliżającego się zagrożenia i niezadowolenia z dotychczasowych niepowodzeń na froncie, postanowiła przeprowadzić zamach stanu. Z zamiarem przeprowadzenia wojskowego puczu zanosił się gen. Henryk Dembiński, pod którego komendą pozostawało największe zgrupowanie powstańczych wojsk.
Rząd powołał na naczelnego wodza gen. Ignacego Prądzyńskiego, ale ten musiał zrezygnować, bo nie znalazł posłuchu ani u Dembińskiego, ani u gubernatora stolicy Krukowieckiego. Sytuację opanował gen. Jan Krukowiecki, który odtąd sprawował niemal dyktatorską władzę. Wszystko to wydarzyło się w zaledwie dwa dni.
Polacy przygotowali trzy plany obrony. Pierwszy zakładał wydanie walnej bitwy Rosjanom całością sił powstańczych na przedpolach stolicy. Drugi – podzielenie sił powstańczych na dwa korpusy: pierwszy, składający się z ok. 2/3 wojsk miał zostać w Warszawie i bronić miasta, drugi przeznaczono do wyprawy na wschód celem rozgromienia słabych sił gen. Grigorija Rosena osłaniających linie zaopatrzeniowe sił Paskiewicza. Te dwa plany opracował gen. Ignacy Prądzyński. Według trzeciego, autorstwa gen. Dembińskiego, należało poddać miasto Rosjanom, ewakuować parlament i rząd oraz wojsko na Litwę i tam planować dalsze działania.
Ignacy Prądzyński – niewykorzystany talent wojskowy
W grę wchodziły oczywiście tylko dwa pierwsze plany. Wybrano drugi, bardziej ryzykowny, ale dający większe potencjalne korzyści. Warszawa, by się bronić, potrzebowała dostaw pożywienia, które nadejść mogły tylko z prawej strony Wisły po pokonaniu Rozena. Co więcej, przerwanie rosyjskich szlaków komunikacyjnych stawiałoby siły Paskiewicza w trudnym położeniu.
Włoski zdrajca
Plan miał wszelkie szanse powodzenia. Korpus wysłany na wschód miał przewagę w liczbie i uzbrojeniu nad siłami Rosena, który dał się poznać w ciągu powstania jako słaby dowódca. Jego gwoździem do trumny były sprawy personalne. Szansę na uratowanie stolicy pogrążyło postawienie na czele korpusu włoskiego generała Girolamo Ramorino.
Włoch nie potrafił zorganizować dostaw dla broniącej się stolicy. Co gorsza nie rozbił też sił Rosena, zamiast tego uganiał się za nim po wschodnich krańcach Kongresówki, coraz bardziej oddalając się od Warszawy – nie mógł zatem w razie niekorzystnych wieści powrócić jej na ratunek. A może nie chciał?
Gen. Prądzyński zarzuca Ramorinowi w swoich pamiętnikach zdradę, powołując się na informacje uzyskane od rosyjskich oficerów. To, że Włoch działał na dwa fronty potwierdza też korespondencja carskich generałów, w tym samego Rosena.
Heroiczna obrona
Kiedy Ramorino ganiał za Rosenem, pod Warszawą do decydującej bitwy przygotowywały się główne siły Paskiewicza. Rosjanie dysponowali dwukrotną przewagą liczebną – 80 tys. do 40 tys. żołnierzy. "Artyleryji ruskiéj ciągną się szeregi/ Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi" pisał Adam Mickiewicz w "Reducie Ordona" i choć nie był naocznym świadkiem wydarzeń, to poetycka wizja odpowiadała rzeczywistości, bo Moskale mieli tyle armat, że mogli pozwolić sobie na ustawienie dział w dwóch rzędach, tak, by ich załogi mogły prowadzić ciągły ogień bez zmęczenia.
Konstanty Julian Ordon - obrońca reduty nr 54
A jednak podchodząc pod stolicę, Paskiewicz miał stwierdzić, że miasto może bronić się nawet dwa miesiące. Na carskim dowódcy wrażenie zrobiły okazałe obwarowania. Inżynierowie się spisali. Granicę miasta wytyczała linia redut (szańców zamkniętych) i lunet (szańców otwartych). Problem polegał na tym, że brakowało wojska, które mogło je obsadzić w dostatecznej mierze. Warszawa to niewdzięczne do obrony miasto. Jest położona na szerokiej równinie i obrońcom trudno orzec skąd nastąpi atak
Właśnie tak było w 1831 roku. Dowódcy powstania założyli, że rosyjskie natarcie nastąpi od strony gorzej obwarowanego Mokotowa. To tam zgromadzono gros polskich wojsk pod dowództwem gen. Jana Nepomucena Umińskiego i artylerii pod komendą gen. Józefa Bema. Tam też udał się zastępca wodza naczelnego Kazimierz Małachowski, weteran jeszcze czasów powstania kościuszkowskiego.
Polacy pomylili się fatalnie. Paskiewicz na główny cel natarcia obrał północną redutę wolską bronioną przez osłabiony korpus gen. Henryka Dembińskiego. Przeciwko skromnym siłom powstańców (1300 żołnierzom i 12 działom) na Woli Rosjanie skierowali 11 batalionów piechoty wspartych 76 działami. Najpotężniejsze uderzenie miało miejsce 6 września. Bój był zażarty. To wówczas na szańcach stolicy poległ weteran walk napoleońskich, inwalida wojenny, gen. Józef Sowiński. Tego też dnia – grzebiąc wielu obrońców, a jeszcze więcej Rosjan – w powietrze wyleciała reduta nr 54, dowodzona przez Juliana Ordona, a uwieczniona w wierszu Adama Mickiewicza. Pod koniec dnia niemal cała Wola wpadła w ręce nieprzyjaciela.
Powstanie listopadowe. Śmierć gen. Józefa Sowińskiego
Agonia miasta
Upadek tej strategicznej pozycji otwierającej drogę na Stare Miasto pogrzebał wśród dowódców powstania resztki nadziei na pomyślny wynik bitwy. Już o 3 w nocy 7 września gen. Ignacy Prądzyński udał się na rozmowy dotyczące warunków kapitulacji ze stroną rosyjską. Niestety, podczas rozmów z rosyjskim parlamentariuszem, a zarazem swoim byłym przełożonym, gen. Piotrem Dannenbergiem, Prądzyński nieumyślnie wyjawił Rosjaninowi, że siły Ramorina są daleko od stolicy. To tylko wzmocniło morale Moskali.
7 września upłynął pod znakiem polsko-rosyjskich rozmów o warunkach kapitulacji. Zawieszenia broni przeplatały się z kolejnymi szturmami i ostrzałami artyleryjskimi. Gdy przedmieścia Warszawy płonęły, Sejm obradował nad tym, czy nie uzbroić mieszkańców i nie bronić miasta do ostatniego mieszkańca, na co zgody nie wydał gubernator miasta Wojciech Chrzanowski. W tym samym czasie Krukowiecki podejmował na własną rękę rozmowy z Paskiewiczem. Zarządził też ewakuację wojska.
Panika ogarnęła mieszkańców. "Jakiż to nieład panował w Warszawie i na Pradze! Wszystko uchodziło z Warszawy w czasie ciemnej nocy, gdy przedmieście bliskie Woli pożar pochłaniał! Ciągłe strzelanie… odbijające echo pomnażało trwogę, bo myślano, że w kilku punktach nieprzyjaciel w nocy atakuje! Most zapchany wozami z amunicją i uchodzącymi maruderami, kalekami wiezionymi i prowadzonymi" pisał Walenty Zwierkowski, naoczny świadek, major i poseł. "Na Pradze okropny widok: płacz, pełno ludzi nietrzeźwych, między szańcem przedmostowym a rogatkami ciągły obóz" dodawał dalej.
- Wedle dość zgodnej opinii współczesnych, Krukowiecki poddał miasto, mimo że istniały jeszcze szanse dalszej obrony. Armia powstańcza wycofała się na prawy brzeg Wisły, wraz z nią postępował rząd i Sejm - wskazywał gość audycji Andrzeja Sowy i Wojciecha Dmochowskiego.
Jan Krukowiecki – przegrał Warszawę
Krukowiecki został uznany za zdrajcę i zdjęty z funkcji naczelnego wodza. Jego miejsce zajął gen. Małachowski. To on, rankiem 8 września, niedługo po tym, jak swoje pozycje na Woli jako ostatni opuścili Czwartacy, czyli żołnierze 4 Pułku Piechoty Liniowej, wysłał Paskiewiczowi informację o tym, że wojsko wycofuje się ze stolicy. Formalnie Warszawa ani Wojsko Polskie nie skapitulowało przed Moskalami. Niedługo potem do opuszczonego miasta weszli żołnierze rosyjscy.
- W Zakroczymiu i Modlinie prowadzono jeszcze rozmowy na temat dalszej walki, ale postępująca dezorganizacja i dezercje, na równi z kapitulanckimi nastrojami większości dowództwa, uczyniły ją bezprzedmiotową - dodawał prof. Andrzej Szwarc.
Ostatnia powstańcza twierdza, Zamość, padła 21 października 1831, półtora miesiąca po utracie stolicy.
bm