53 lata temu podczas protestów na Wybrzeżu doszło do masakry robotników w Gdyni. W tzw. czarny czwartek wojsko i milicja otworzyły ogień do robotników idących do pracy. W starciach ulicznych wzięło udział około 5 tysięcy osób, zginęło 18.
Przyczyny społecznego wybuchu
14 grudnia 1970 r. rozpoczęły się strajki robotników w Gdańsku. Po tym, jak władze zdecydowały się na podniesienie cen podstawowych artykułów spożywczych nawet o kilkadziesiąt procent, robotnicy ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina udali się przed siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR, domagając się odwołania podwyżki.
Dwa dni później do Trójmiasta wkroczyło wojsko, na ulicach pojawiły się czołgi i transportery opancerzone. Kierujący akcją pacyfikacji Wybrzeża członek Biura Politycznego KC PZPR Zenon Kliszko oświadczył dyrektorowi i członkom partii w Stoczni Gdańskiej: "Mamy do czynienia z kontrrewolucją i nieważne jest, że zginie 200 czy więcej stoczniowców. Stocznia zostanie zburzona, a na gruzach starej zbudujemy nową".
49:39 Jeden dzień w Gdyni.mp3 "Jeden dzień w Gdyni - czwartek, 17.12.1970 " - audycja Konrada Tatarowskiego nadana na antenie Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.
Masakra w Gdyni
Od godz. 5 na przystanek Gdynia Stocznia przyjeżdżali pierwsi robotnicy. Wkrótce zgromadziło się tam ponad 3 tys. osób. Drogę do stoczni zagrodziła im kolumna czołgów, żołnierze i milicja.
Ludzie nie mieli gdzie uciekać. Po pierwszym strzale ostrzegawczym zaczęto strzelać do stoczniowców. Zginęło 11 osób: Brunon Drywa, Zbigniew Godlewski, Jan Kałużny, Jerzy Kuchcik, Stanisław Lewandowski, Zbigniew Nastały, Józef Pawłowski, Ludwik Piernicki, Jan Polechoński, Zygmunt Polito, Stanisław Sieradzan.
Masakra na przystanku rozpętała całodniowe walki uliczne. Ze śmigłowców zrzucano na protestujących pojemniki z gazem łzawiącym, a według niektórych przekazów również strzelano. Zginęły kolejne osoby: Apolinary Formela, Zygmunt Gliniecki, Jerzy Skonieczka, Marian Wójcik, Zbigniew Wycichowski, Waldemar Zajczonko i Janusz Żebrowski.
Milicja zatrzymała i skatowała setki osób. Symbolem czarnego czwartku w Gdyni jest obraz pochodu, na czele którego niesiono na drzwiach zwłoki młodego mężczyzny. Protestujący nieśli ciało Zbigniewa Godlewskiego, upamiętnionego później w pieśni "Janek Wiśniewski padł".
Dokładny przebieg wydarzeń, które doprowadziły do tzw. czarnego czwartku - masakry na przystanku Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia Stocznia 17 grudnia 1970 roku - przedstawił Konrad Tatarowski na antenie Rozgłośni Polskiej RWE w audycji "Jeden dzień w Gdyni - czwartek, 17.12.1970" Program powstał w oparciu o dokumenty zgromadzone przez Sekcję Historyczną Solidarności. Autor zawarł w nim relacje naocznych świadków i uczestników tragedii.
- Byłem w tłumie i nagle zostałem trafiony w nogę - relacjonował jeden z nich. - Bałem się nawet krzyczeć, prosić o pomoc. Dziwiłem się, jak można zostać postrzelonym w tłumie. Dopiero później uświadomiłem sobie, że ta kula musiała się odbić. Na jednej nodze doskakałem do wiaduktu, odsłoniłem nogę i już mi się słabo robiło, więc zacząłem krzyczeć o pomoc. Ludzie zanieśli mnie do taksówki. Z przodu siedział facet postrzelony w bark, a obok mnie mężczyzna, którzy strasznie krzyczał, że go boli. Nagle przestał krzyczeć, dostał drgawek. Wziąłem go za rękę, a on się obsunął nieżywy.
14:06 Relacja robotnika Jerzego Włosiniaka.mp3 Grudzień 1970 - wypadki na Wybrzeżu. Relacja Jerzego Włosiniaka, robotnika, uczestnika wydarzeń. Nagranie Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.
Kto ponosi odpowiedzialność?
Dlaczego władza wprowadziła podwyżki tuż przed świętami Bożego Narodzenia? Nawet dla komunistycznych aparatczyków musiało być oczywiste, że wywoła to protesty. Historyk Henryk Kula uważa, że robotnicze protesty mogły zostać sprowokowane przez SB i ówczesnego "twardogłowego" członka KC PZPR Mieczysława Moczara, wroga jakichkolwiek liberalnych tendencji w łonie partii.
Niektórzy sądzą, że być może sytuację na Wybrzeżu sprowokowali Sowieci, chcąc pozbyć się Gomułki. Prof. Jerzy Eisler, badacz najnowszych dziejów Polski, przyznaje, że wiele podejmowanych wówczas decyzji nosiło znamiona prowokacji. Prowokacji, która doprowadziła do śmierci wielu niewinnych ludzi.
Posłuchaj ich relacji z jednego najtragiczniejszych dni w najnowszej historii Polski.
Jaki był bilans protestów grudniowych?
Zginęło 45 osób, a rannych zostało 1165, z tego 154 w wyniku postrzałów. Aresztowano 146 osób.
Władze przez wiele lat ukrywały liczbę ofiar, cenzura ograniczała wszelkie informacje na ten temat. Do dzisiaj niejasna jest sprawa wydania rozkazu strzelania do robotników.
Do pacyfikacji robotniczych protestów użyto 27 tys. żołnierzy, 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych, 108 samolotów i śmigłowców oraz 40 łodzi patrolowych Marynarki Wojennej. W walkach użyto prawie 80 tys. sztuk pojemników z gazem.
Podczas starć z milicją i wojskiem zniszczono 19 obiektów użyteczności publicznej w tym gmachy KW PZPR w Gdańsku i Szczecinie.
bs/im