"Stańczyk" nie był pierwszym obrazem Jana Matejki, nie był nawet jego pierwszym dziełem o tematyce historycznej (te zagadnienia poruszał już jego pierwszy obraz, powstałe w 1853 roku dzieło "Carowie Szujscy przed Zygmuntem III), ani pierwszym stworzonym w charakterystycznym, ekspresyjnym stylu (tutaj palma pierwszeństwa należy do "Otrucia królowej Bony" z 1859 roku). Jednak to dzieło z 1862 roku okazało się dla Matejki przełomowe.
Postać dworskiego błazna, ubranego w czerwony strój i siedzącego w centrum kompozycji na masywnym fotelu, stanowi dominantę kompozycyjną obrazu utrzymanego w ciemnych barwach. Dopiero po chwili zauważamy, że samotność i zaduma trefnisia kontrastują z balem, który odbywa się w sąsiednim pomieszczeniu. Powód zatroskania królewskiego krotochwilnika znajduje się tuż obok, na stoliku: to korespondencja, na której widnieje podpis "Samogitia, A.D. MDXXXIII" ("Żmudź 1533").
Co martwi Stańczyka na obrazie Jana Matejki?
Interpretację obrazu mistrza narzuca pełen tytuł dzieła, zanotowany przez Mariana Gorzkowskiego, sekretarza Matejki, i Stanisława Tarnowskiego, pierwszego biografa krakowskiego mistrza: "Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska". Królewski błazen zafrasowany jest zatem utratą kluczowej dla Polski i Litwy twierdzy.
Smoleńsk, położony w 2/3 drogi z Warszawy do Moskwy stanowiło niezwykle istotny strategicznie punkt. Kto kontrolował Smoleńsk, kontrolował też Bramę Smoleńską. Ten niewielki przesmyk między korytami Dźwiny i Dniepru stanowił najdogodniejszy punkt przemarszu dla armii podążających ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód. Stańczyk miał się zatem czym zamartwiać.
Taka interpretacja nie pozostawia jednak problemów. Przede wszystkim Wielkie Księstwo Litewskie utraciło Smoleńsk na rzecz Moskwy w 1514 roku, a nie w - przedstawionym na dokumencie - roku 1533. Skąd zatem ta data? Być może artyście chodziło o rok wygaśnięcia rozejmu z wielkim księciem moskiewskim Wasylem III. Tocząca się w latach 1534-1537 wojna między Królestwem Polskim i Wielkim Księstwem Litewskim z jednej i Wielkim Księstwem Moskiewskim z drugiej strony nie przyniosła - mimo pewnym zdobyczy terytorialnych - przywrócenia Smoleńska w granice Litwy.
Miasto-twierdza na kolejne 97 lat pozostało w rękach moskiewskich. Po raz kolejny znalazło się w granicach - już wówczas - Rzeczpospolitej w latach 1611-1654, kiedy zostało zdobyte przez Moskwiczan. W granicach Rosji Smoleńsk już na stałe znalazł się na mocy rozejmu w Andruszowie w 1667 roku. Można więc przyjąć, że Matejkowski Stańczyk nie rozpacza więc nad samą utratą kluczowego punktu na litewsko-moskiewskim pograniczu, a nad fiaskiem prób odzyskania twierdzy.
A co z poprzedzającą datę nazwą "Samogitia" oznaczającą Żmudź? - Badacze podejrzewają, że Matejce nie chodziło o sam moment utraty Smoleńska, ale o nieudaną mobilizację szlachty na Żmudzi w celu odbicia tej ważnej twierdzy kresowej - wyjaśniała Agnieszka Rosales Rodríguez, kuratorka Galerii Sztuki XIX wieku Muzeum Narodowego w Warszawie w audycji Jakuba Jamrozka z cyklu "Zaklinacze czasu".
Jeśli przyjąć tę interpretację, to Stańczyka nie martwi tylko utrata Smoleńska, ale też pierwsze oznaki marazmu szlachty niechętnej udziałowi w wyprawach wojennych w ramach pospolitego ruszenia i płaceniu podatków na utrzymanie armii zaciężnej.
Fatalistyczną wymowę dzieła uzupełnia obiekt widoczny w lewym górnym rogu obrazu. Kometa, bo o niej mowa, była faktycznie obserwowana w 1533 roku. Zjawisko astronomiczne od starożytności uznawane było za znak fatum, nadchodzących klęsk.
Stańczyk - kryptoautoportret Matejki. Dlaczego malarz dał mu swoją twarz?
Matejko zawsze poszukiwał modeli, których twarze i sylwetki odgrywały postacie historyczne: na obrazie "Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem" słynny astronom ma twarz Henryka Levittoux, lekarza i przyjaciela artysty, a ormiański kupiec użyczył swojego wyglądu polskiemu królowi na obrazie "Batory pod Pskowem". Częstym modelem mistrza był Szymon Darowski, krakowski budowniczy i przyjaciel starszego brata malarza. Jego twarz ma m.in. Rejtan. Do obrazu "Kasztelanka" Matejce pozowała siostrzenica jego żony, Stanisława Serafińska. Zazdrosna pani Matejkowa wywołała wówczas skandal, niszcząc w przypływie zazdrości swój portret w sukni ślubnej.
Wśród tych licznych modeli najbardziej niezwykły jest ten, którego Matejko wybrał do użyczenia twarzy Stańczykowi - on sam. Błazen z twarzą artysty pojawia się jeszcze na dwóch obrazach: "Hołdzie pruskim" i "Zawieszeniu dzwonu Zygmunta". Błazen na dworach królewskich pełnił szczególną rolę, nie tylko rozbawiał władcę i dwór, ale mógł też - jako żartowniś, człowiek, którego słów nie trzeba było brać na poważnie - jako jeden z nielicznych mówić królowi prawdę bez obawy o konsekwencje. Stańczyk, który słynął z przenikliwości politycznej, chętnie wykorzystywał ten przywilej.
- Artysta ukrywa się tutaj pod postacią znanego błazna Zygmunta Starego, błazna, który był mędrcem, który potrafił przenikliwie oceniać rzeczywistość. On podobnie, jak młody Jan, dostrzegał, w utracie i niemożności odbicia Smoleńska, ważne zwiastuny osłabienia wielkiej potęgi, jaką była Rzeczpospolita czasów Jagiellonów, a także przyszłego upadku państwa polskiego - opisuje Agnieszka Rosales Rodríguez. - W 1862 roku Jan Matejko rozpoczyna wielka krytyczną wizję historii. Jest pod wpływem środowiska historyków krakowskich, tzw. krakowskiej szkoły historycznej, dopatrującej się w dziejach logiki wydarzeń, powodowanej określonymi działaniami historycznych stronnictw, które ostatecznie przyczyniają się do tragedii, jaka wydarzyła się pod koniec XVIII wieku.
bm