Jak Komenda Główna AK rozpoczęła walki w powstaniu
W gawędzie nagranej w 1957 roku "Radosław" przywołał epizod sprzed godziny "W" dotyczący dowództwa powstania. W chwili wybuchu zrywu Komenda Główna Armii Krajowej i Delegatura Rządu na Kraj mieściła się - oczywiście w konspiracji - w budynku fabryki Kamlera na Woli, przy ul. Dzielnej.
- Dwa dni przedtem fabryka została w konspiracyjny sposób ubezpieczona przez oddziały powstańcze, rekrutujące się spośród robotników tej fabryki. Dowódcą osłony był porucznik "Stolarz", mając do dyspozycji około 30 robotników z tej fabryki. Dostał również z Kedywu KG AK pełną drużynę saperską, jak na owe czasy świetnie uzbrojoną - mówił "Radosław".
"Stolarz" to pseudonim Jerzego Kamlera, właściciela fabryki. Na "świetne uzbrojenie" jego ludzi składało się - wedle słów "Radosława" - pięć karabinów, dwa ręczne karabiny maszynowe, jeden ciężki karabin maszynowy, 200 granatów i 100 butelek zapalających.
O 15.30, w momencie koncentracji, w fabryce Kamlera znajdował się już gen. Tadeusz Komorowski "Bór", szef sztabu AK gen. Tadeusz Pełczyński "Grzegorz" oraz Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski wraz z ministrami Państwa Podziemnego.
- Nie doceniając ważności momentu, nie zastosowano wszystkich środków ostrożności. Jeszcze drzwi prowadzące do fabryki były otwarte, jeszcze kręcili się ludzie. To wszystko narażało sztab na przedwczesną walkę, bo naokoło byli Niemcy - wyjaśniał "Radosław". - Na rogu ul. Dzielnej i Pawiej znajdował się Monopol Tytoniowy broniony dwoma bunkrami. W bunkrach karabiny maszynowe ryglujące ul. Dzielną i Pawią. Ponadto w byłym getcie, w "Gęsiówce", były załogi niemieckie i ukraińskie, w sąsiedztwie też Pawiak mocno broniony.
"Radosław" polecił "Stolarzowi" natychmiast zaryglować drzwi i czekać na godzinę 17. Sam wkrótce opuścił fabrykę i udał się na ul. Dzielną. Po niedługim czasie zaobserwował scenę, która mogła zaważyć o losach całego powstania jeszcze przed jego wybuchem.
- Przed fabrykę nadjechał samochód ciężarowy, na którym siedziało około 18 Niemców. Oczywiście uzbrojonych. Ja czym prędzej się oddaliłem z tego miejsca przynajmniej na jakieś 50 m - opowiadał Mazurkiewicz. - Niemcy jakby zupełnie nie wiedzieli, co się dzieje naokoło nich. Stali spokojnie na samochodzie, dwóch zaskoczyło i zaczęło się dobijać do bramy. W tym momencie jeden z Niemców wywalił się jak długi. Reszta zeskoczyła z wozu. Zagrały karabiny, padła "filipinka" (granat produkowany w konspiracji - przyp. red.) i rozpoczęła się walka.
Do walki włączyła się też załoga bunkrów z rogu Dzielnej i Pawiej. Było około godz. 16.10, więc oddziały AK dopiero powoli się koncentrowały. Niestety, ruszyło też natarcie z "Gęsiówki". Walki przeciągnęły się do godz. 18. W tym czasie kontakt między "Radosławem" i sztabem nawiązana została łączność dzięki łączniczkom, które do fabryki Kamlera przedostały się po dachach i strychami okolicznych kamienic. Przynosiły dobre wieści: opracowano plan odbicia KG AK. Miał tego dokonać batalion "Miotła", który zmobilizował się na Nowolipkach. Po zmroku jego żołnierze zajęli gmach Monopolu Tytoniowego i unieszkodliwili załogę niemieckiego bunkra. W ten sposób dowództwo Armii Krajowej w Warszawie zostało uratowane.
20:26 pułkownik 'radosław' o powstaniu warszawskim.mp3 Gawęda Jana Mazurkiewicza "Radosława" o powstaniu warszawskim. (PR, 1.08.1957)
Na fali odwilży
W przypadku tego nagrania niebywale istotny jest kontekst, w jakim ono powstało. Jan Mazurkiewicz, noszący w trakcie powstania warszawskiego pseudonim "Radosław", zasiadł przed mikrofonem Polskiego Radia w trzynastą rocznicę wybuchu zrywu. Był rok 1957. Rok wcześniej wydarzenia Poznańskiego Czerwca i przejęcie w październiku władzy przez ekipę Władysława Gomułki doprowadziły do destalinizacji i chwilowej liberalizacji kursu polityki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Rok 1956 był też istotny dla środowisk poakowskich, w tym dla byłych powstańców warszawskich. W marcu tygodniku "Po Prostu" ukazał się artykuł Jerzego Ambroziewicza, Walerego Namiotkiewicza i Jana Olszewskiego pt. "Na spotkanie ludziom z AK". Publikacja była początkiem przywracania Armii Krajowej do dyskursu publicznego. Po raz pierwszy nie przedstawiano jej wyłącznie jako "zaplutego karła reakcji". To w tym roku po raz pierwszy przed mikrofonem Polskiego Radia zaproszono powstańców.
Kręte losy "Radosława"
Na fali odwilży w roku następnym o opowiedzenie w radiu o powstaniu poproszono Jana Mazurkiewicza "Radosława". Zanim został dowódcą Kedywu (już po odejściu gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila", który zajął się tworzeniem organizacji NIE). W czasie powstania warszawskiego był dowódcą zgrupowania "Radosław", w skład którego wchodziły doborowe oddziały AK: "Broda 53", "Zośka", "Parasol", "Miotła", "Pięść" i "Czata 49". W ich szeregach służyli najbardziej doświadczeni żołnierze, jakimi dysponowała Armia Krajowa w stolicy, zaprawieni w dywersji, sabotażu i akcjach likwidacyjnych. Zgrupowanie, największe w powstaniu, przebyło imponujący szlak bojowy od Woli, przez Stare Miasto, Czerniaków, Mokotów aż po Śródmieście, tracąc przy tym niestety większość żołnierzy.
Po wojnie "Radosław" był jednym z najwyższych rangą oficerów zrywu, którzy pozostali w Polsce. Było to naturalną konsekwencją decyzji podjętej przez niego w ostatnich dniach powstania: pozostawił swoim podkomendnym wybór, czy w obliczu nieuchronnej kapitulacji pójść do niewoli w charakterze żołnierzy Armii Krajowej, czy opuścić stolicę wśród cywilów. Sam wybrał tę drugą drogę. Zdołał przedostać się do Częstochowy, gdzie nadal prowadził działalność konspiracyjną.
W pierwszą rocznicę powstania, 1 sierpnia 1945 roku, został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. W trakcie przesłuchań (m.in. przez okrytego złą sławą Józefa Różańskiego) został nakłoniony do wystosowania apelu do byłych żołnierzy Armii Krajowej wzywającego do ujawnienia się i wyjścia z Podziemia. Czyn "Radosława" ogłoszony został zdradą przez kierownictwo konspiracji w kraju. Jednak wielu - ok. 15 tys. (propaganda komunistyczna mówiła o 50 tys.) - byłych akowców zdecydowało się ujawnić w nadziei na powrót do normalnego - na ile na to pozwalały okoliczności - życia.
Po ugruntowaniu władzy komuniści nie mieli zamiaru respektować warunków ogłoszonych przez siebie amnestii (kolejną ogłoszono w 1947 roku). Rozpoczęły się masowe represje wymierzone w byłych żołnierzy Podziemia. Ich ofiarą padł sam "Radosław". UB aresztowało go ponownie w 1949 roku. Był brutalnie przesłuchiwany. Celem było złamanie go i wykorzystanie w charakterze świadka w procesie "Nila". Plany bezpieki, wobec postawy "Radosława", spaliły na panewce. Za karę Mazurkiewicz usłyszał wyrok dożywotniego więzienia. Z więzienia wyszedł dopiero na fali odwilży w 1956 roku.
Pierwszy taki głos o powstaniu warszawskim
Mazurkiewicz w nagraniu mówił nie tylko o epizodzie walk Komendy Głównej AK. Przedstawił też własną opinię o przyczynach i znaczeniu zrywu. Wizja, jaką przedstawił "Radosław", była skrajnie odmienna od tego, co Polskie Radio przedstawiało słuchaczom do tej pory.
Od końca lat 40. w oficjalnym przekazie obowiązywała narracja, którą streścić można w słowach "bohaterscy powstańcy wykorzystani przez zdradzieckie, reakcyjne dowództwo".
- Przez wiele lat usiłowano z różnych stron przedstawić zryw warszawski jako swego rodzaju gierkę polityczną, mającą pomóc rządowi londyńskiemu i jego przedstawicielom w kraju w ujęciu władzy w decydującym momencie rozpadania się wojennej maszyny hitlerowskiej - stwierdzał "Radosław". - W tym płytkim ujęciu jednego z największych i najwspanialszych czynów bojowych, aczkolwiek tragicznego w skutkach, zagubiono istotny sens powstania, a przede wszystkim zaciemniono te wartości moralne, tą wielką ofiarę przelanej krwi i wspólnego cierpienia na barykadach niepokonanego miasta, które dają świadectwo prawdzie, że w przełomowych momentach dziejowych, w obronie wspólnych nam wszystkim wartości wolności niepodległości zdolni jesteśmy do zgody narodowej i najwyższego wysiłku w obronie tych wartości bez względu na różnicę przekonań politycznych.
Dalej padają kluczowe słowa.
- W powstaniu warszawskim jest wiele błędów natury wojskowej, jak też politycznej, lecz w rocznicę tej wielkiej ofiary, spojrzyjmy głębiej, a zrozumiemy że było ono wypływem potężnego uczucia wszystkich warstw społeczeństwa czekającego z najwyższym utęsknieniem na chwilę wolności - dodawał "Radosław".
A więc, w przemówieniu Mazurkiewicza, nie ma bezpośredniego ataku na dowództwo, jest za to podkreślenie tego, że Powstanie było naturalną konsekwencją oporu, jaki społeczeństwo polskie podjęło już 1 września 1939 roku.
Być może właśnie z powodu tego zaprzeczenia dotychczasowej narracji zapis przemówienia Mazurkiewicza jest nagraniem roboczym (słychać na nim w pewnym momencie głos redaktora, który prosi Mazurkiewicza o poprawkę) i w dokumentacji Polskiego Radia posiada tylko datę nagrania, a nie datę emisji. Dziś trudno jest ustalić, czy wypowiedź "Radosława" została wyemitowana w 1957 roku. Zwłaszcza, że czas odwilży powoli przemijał - czego symbolem było to, że dwa miesiące później zamknięto "Po Prostu". Nie wiadomo więc, czy wypowiedź "Radosława" ujrzała światło dzienne. Aż do teraz.
Bartłomiej Makowski