28 września 1930 roku urodził się Mieczysław Czechowicz, aktor teatralny, filmowy, telewizyjny, radiowy i kabaretowy. Sławę przyniosły mu role komediowe, a pamiętany jest przede wszystkim jako głos animowanego Misia Uszatka.
– On się zrósł tą bajką dla dzieci, która powstała w najwspanialszym okresie polskiej animacji. A przecież "Przygody Misia Uszatka" ogląda się do dzisiaj. I ten głos Czechowicza się pamięta. Sama, gdy go słyszę, nie mogę się powstrzymać od spojrzenia na ekran – mówiła w 2001 roku teatroznawczyni prof. Barbara Osterloff.
– Był aktorem prawdziwym. To znaczy: on grał tak, jak mu się wydawało, że należy to grać, a wydawało mu się dobrze! Zasadniczą prawdę miał w sobie i tę prawdę automatycznie chwytał i wykładał – mówił o nim aktor Edward Dziewoński w 1995 roku.
Być może właśnie ta "prawda" sprawiła, że przez kilka dziesięcioleci Mieczysław Czechowicz był jednym z ulubionych artystów polskiej sceny i polskiego ekranu. Kochali go widzowie, przyznając mu trzy Srebrne Maski w plebiscycie dziennika "Express Wieczorny" na najpopularniejszego aktora telewizyjnego (1962, 1963, 1964), doceniali przedstawiciele władz, przyznając mu m.in. Złoty Krzyż Zasługi (1977) oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1987).
45:54 CZECHOWICZ.mp3 W audycji Tomasza Mościckiego Mieczysława Czechowicza wspominali prof. Barbara Osterloff, Maciej Englert, a także - z nagrań archiwalnych - Edward Dziewoński i Andrzej Szczepkowski (PR, 2011)
***
Czytaj także:
***
Między wojną, teatrem, ubecją i szkołą
Urodził się w Lublinie, rodzinnym mieście swojej matki, ale pierwsze 10 lat życia spędził w Równem w województwie wołyńskim (dziś miasto w zachodniej Ukrainie), gdzie stacjonował jego ojciec, oficer Wojska Polskiego. Do miasta urodzenia powrócił na chwilę w 1940 roku, gdy jego ojciec został zwolniony z oflagu, do którego trafił w 1939 roku jako jeniec Niemców. Potem rodzina przeniosła się do Kusz, "głuchej i bardzo biednej podlubelskiej wsi", jak to ujął sam Czechowicz. Ojciec przyszłego aktora prowadził tam młyn, lecz w 1943 roku zmarł. W 1944 roku Czechowicz wraz z matką ponownie zamieszkał w Lublinie.
– Tam poszedłem po raz pierwszy w życiu do teatru. To na mnie zrobiło straszliwe wrażenie! To mnie oczarowało! Tym bardziej, że sztuka, którą zobaczyłem po raz pierwszy wtedy, to była cudowna, jedna z najpiękniejszych polskich sztuk: "Zemsta" Fredry. Zauroczyło mnie to i ja od razu postanowiłem: ja muszę coś przy tym robić! – wspominał po latach w audycji Anny Retmaniak "Portret słowem malowany".
21:23 mieczysław czechowicz___12992 1976.mp3 Mieczysław Czechowicz opowiada o swojej karierze scenicznej i filmowej. O aktorze mówią ponadto Aleksander Bardini, Erwin Axer i Andrzej Konopka. Audycja Anny Retmaniak (PR, 1976)
Zanim jednak miał szansę zrealizować swoje plany, jako niespełna 15-letni chłopak przeżył dramatyczny epizod zgotowany mu przez ludzi przejmujących władzę w Polsce po 1945 roku. Za to, że podczas wojny był harcerzem służącym jako łącznik Armii Krajowej, został wraz kuzynem Tadeuszem aresztowany przez UB i zamknięty w więzieniu, gdzie osadzonych bito, kopano i szykanowano.
W czerwcu 1945 roku wraz z dziesiątką innych młodzieńców Mieczysław Czechowicz stanął przed Sądem Wojskowym Okręgu Lubelskiego. Za działalność antypaństwową dostał wyrok trzech lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na lat pięć. Na szczęście kilka miesięcy później rząd PRL ogłosił amnestię. Uwolniony Czechowicz wreszcie mógł znowu iść do teatru.
– Ale trzeba było jeszcze szkołę skończyć, potem gimnazjum, potem trzeba było jeszcze dostać się do szkoły teatralnej, skończyć ją i wtedy można mówić o zawodzie – powiedział aktor w 1976 roku. – Nie mówiąc o tym, że rodzina była szalenie przeciwna: "syn miałby zostać komediantem? Co to będzie? Lola, tancerka na drucie?". Więc ta moja droga do teatru była szalenie burzliwa – śmiał się.
Istotnie, określenie "burzliwa" najlepiej opisuje tamten okres życia Mieczysława Czechowicza, który nie skończył jeszcze 20 lat. – Wyrzucano mnie z różnych szkół po kolei. Chodziłem do gimnazjum budowlanego, miałem zostać inżynierem, ale wyrzucono mnie, bo się przestałem tym interesować. Przez szereg lat byłem statystą, robiłem gwar za sceną. Byłem przez pewien okres chórzystą w operetce w Lublinie. Potem różne koleje losu rzuciły mnie do teatru w Szczecinie, gdzie byłem takim początkującym aktorem, ale jeszcze bez szkoły teatralnej. Bez szkoły można było być tylko statystą – wspominał.
***
Czytaj także:
***
Życie na wesoło
Około 1949 roku Czechowicz postanowił sformalizować swój związek z aktorstwem. – Przyjechałem do Warszawy na egzamin państwowy – opowiadał. - Wtedy się zdawało egzamin państwowy eksternistyczny, bo był szalony brak aktorów i to była też jakaś droga wejścia do teatru. I na tym egzaminie komisja orzekła, że ja jestem za młody i że powinienem najpierw iść do szkoły – dodał.
Wprawdzie Mieczysław Czechowicz wskutek rozmaitych życiowych zawirowań nie miał jeszcze matury, ale Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna w Warszawie dopuściła go do egzaminu. – Dostałem się od razu na drugi rok do szkoły, a potem musiałem jednocześnie kończyć wyższe studia i robić maturę – mówił.
Okres nauki w szkole teatralnej Czechowicz wspomina jako wspaniałe doświadczenie formujące go jako artystę. – Mogę się pochwalić, bo uważam to za jakieś wielkie osobiste szczęście, że byłem na roku, którym jeszcze opiekował się i był bodajże ostatnim wychowawcą Aleksander Zelwerowicz – mówił aktor. – Myślę, że to jeden pan, któremu bardzo wiele zawdzięczam. Adrugi pan, któremu nie mniej zawdzięczam, to jest profesor Bardini. Trzy lata z profesorem Bardinim różne ćwiczenia, różne sztuki, różne etiudy robiliśmy – opowiadał.
Ale jeszcze ważniejsi okazali się koledzy. – Myślę, że los był dla mnie łaskawy, bo już w szkole zetknął mnie z ludźmi, którzy do dzisiaj są mi bardzo bliscy. To Zbyszek Bogdański, Wiesiu Gołas, Zdzisiu Leśniak, Franek Pieczka i Jurek Dobrowolski. Już właściwie na studiach zaczęła się w jakiś sposób w moim życiu estrada, bo w tym czasie, kończąc szkołę, właściwie zaczęliśmy pracować nad pierwszym kabaretem, który jakoś się zaznaczył po wojnie w Warszawie. Mam na myśli tutaj Kabaret Koń – opowiadał Mieczysław Czechowicz w audycji "Gwiazdy estrady" w 1978 roku.
11:28 mieczysław czechowicz___d 38107 1978.mp3 Mieczysław Czechowicz o swojej twórczości nie tylko na estradzie. Część pierwsza rozmowy przeprowadzonej przez Jerzego Bienieckiego (PR, 1978)
Kabaret Koń powstał w 1957 roku i zniknął już dwa lata później, ale nie oznaczało to bynajmniej końca kontaktów Czechowicza z estradowym humorem. Potem były jeszcze kabarety Szpak, Wagabunda, Dudek, U Lopka, wreszcie: Kabaret Starszych Panów. O występach w zespole Jeremiego Przybory i Grzegorza Wasowskiego Czechowicz mówił w Polskim Radiu: "wielka, cudowna, wspaniała przygoda".
– Myślę, że nie tylko ja jestem tego zdania, ale wszyscy koledzy, którzy brali w tym udział, bo tyle rozkoszy, tyle zabawy, tyle przyjemności, ile nam - wykonawcom - sprawiał kabaret, to naprawdę tego właściwie nie da się opisać. Na czym to polegało? Chyba na bardzo fajnym i dobrym zestawie ludzi, przede wszystkim oczywiście na dwóch Starszych Panach: Przyborze i Wasowskim. Udało im się, stworzyć coś, co nazwałbym jakimś specjalnym gatunkiem humoru. To bardzo piękny humor, bardzo piękny żart, bardzo szlachetny, bardzo ładnie mówiący o człowieku, żart - można powiedzieć - szalenie humanitarny. Tam nawet postacie bardzo złe, bardzo srogie nawet jacyś zbóje (ja tam kilku takich grałem), w końcu byli bardzo szlachetni i bardzo dobrzy. I tam właściwie nikomu żadne wielkie krzywdy się nie działy – mówił aktor.
***
JEREMI PRZYBORA - ZOBACZ SERWIS:
***
"Radiowy miś"
Wyjątkowy talent komediowy, który Mieczysław Czechowicz okazał u progu swej kariery, zdominował jego aktorskie emploi na całe życie. Widzowie uwielbiali jego drugoplanowe, ale zapadające w pamięć role w komediach Stanisława Barei - filmach "Mąż swojej żony" (1960), "Żona dla Australijczyka" (1963), "Poszukiwany, poszukiwana" (1972), "Nie ma róży bez ognia" (1974) oraz serialu "Zmiennicy" (1987–1988).
Jako aktor charakterystyczny posiadał warunki przydatne we wcielaniu się w role bandziorów w filmach młodzieżowych ("Tysiąc talarów" w reż. Stanisława Woha, "Szatan z siódmej klasy" w reż. Marii Kaniewskiej, "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" w reż. Mieczysława Waśkowskiego), jednak ze względu na "misiowatą" aparycję kreowani przez niego przestępcy, choć pozornie groźni, okazywali się czasem nadwrażliwymi gamoniami, jak bimbrownik w komedii ""Poszukiwany, poszukiwana" czy hrabia Horvath w serialu "Janosik".
"Misiowatość" to cecha Czechowicza często artykułowana w opowieściach artystów, którzy znali go i z nim pracowali. Gdy się spojrzy na zamkniętą w 1991 roku biografię i karierę aktora, uzasadnienie owej "misiowatości" znajdziemy nie tylko w jego wyglądzie zewnętrznym, lecz także w niepowtarzalnym brzmieniu głosu Mieczysława Czechowicza, a zwłaszcza tej jego odmianie, którą niemal każdy polski widz zapamiętał z serialu animowanego "Przygody Misia Uszatka".
A przecież Uszatek nie był wcale pierwszym misiem w życiu aktora. Wszystko zaczęło się w Polskim Radiu od innego przedstawiciela pluszowej menażerii.
– Niemalże już od kilkunastu lat jestem takim radiowym misiem – mówił Mieczysław Czechowicz w 1978 roku. – Razem z Ireną Kwiatkowską gram w audycji "Kolorowe listy". Jest to strasznie miła i fajna audycja. Ja jestem małym pluszowym misiem, Kwiatkowska jest ludzikiem z plasteliny, przeżywamy przygody, a dzieci, które słuchają tej audycji, jako że jeszcze nie są dosyć wprawne w piśmie, bo jest to audycja dla pierwszej i drugiej klasy, rysują i malują nasze przygody, a potem przysyłają nam swoje prace. To bardzo miłe, bo te rysunki są często zaskakujące, bardzo jeszcze naiwne, śmieszne, ale przez to jednocześnie bardzo bogate – ocenił.
04:30 mieczysław czechowicz___d 38107a 1978.mp3 Mieczysław Czechowicz o swojej twórczości nie tylko na estradzie. Część druga rozmowy przeprowadzonej przez Jerzego Bienieckiego (PR, 1978)
***
Czytaj także:
***
Teatr "na full"
Choć w powszechnej świadomości Mieczysław Czechowicz to aktor filmowy i telewizyjny, to przecież jego pierwszą miłością - już od pamiętnej "Zemsty" w Lublinie jest teatr. To właśnie "wielkie oczarowanie" sceną legło u podstaw przekonania artysty, że to aktorstwo jest jedynym zajęciem, jakie może uprawiać. – Tak jestem od dziecka związany z tym teatrem, że ja sobie po prostu nie wyobrażam innych rozwiązań życiowych – stwierdził w 1976 roku.
Dlatego właśnie w teatrach Czechowicz występował przez całe życie zawodowe. Po ukończeniu PWST w Warszawie pozostał w stolicy i był aktorem kolejno Teatru Narodowego (1954–1957), Teatru Współczesnego (1957–1986) i Teatru Kwadrat (1986–1991). Pracę na scenie traktował nad wyraz serio.
– Ja myślę, że ten, kto raz w życiu chociażby stanął przed publicznością, wyszedł na scenę i czuł na sobie te pięćset, tysiąc czy półtora tysiąca par oczu, ten już wie na całe życie i rozumie, że w naszym zawodzie nie może być mowy o żadnym jakimś samouspokojeniu, o jakimś usypianiu i czy odwalaniu roboty. My nie tego nie możemy robić, my musimy zawsze iść "na full". Ktoś powiedział, i ja jestem też tego zdania, że dla aktorów każda premiera to jest to samo, co zdawanie matury, bo tylko to się pamięta. Te role, które kiedyś człowiek miał zagrane, które były bardzo dobrze przyjęte przez krytykę, przez publiczność, nagle odchodzą w kąt i się nie liczą. Liczy się tylko ta ostatnia, na której się człowiek na przykład poślizgnie, która może nie wyjść. Nie każdą rolę musi się dobrze zagrać. Ale zawsze trzeba iść "na full" – mówił w 1978 roku.
Jednak ta bezkompromisowość bywa wynagradzana uczuciem, którego Mieczysław Czechowicz często szuka podczas występu.
– Są momenty w teatrze, kiedy aktor niepodzielnie panuje nad widownią. Są to króciuteńkie chwile, maciupeńkie, kiedy mogę zawiesić głos i mam tę pewność, że gdy tę pauzę ciągnę w nieskończoność, to publiczność będzie czekała ze wstrzymanymi oddechami. To jest ta wielka frajda aktora: wciągnąć w te zabawy publiczność tak, że robi się idealnie cicho na sali. My mamy tę czarodziejską pałeczkę, którą wtedy możemy żonglować i to jest wielka przyjemność – powiedział.
***
Pod koniec życia Mieczysław Czechowicz poważnie zachorował na serce. Miał się poddać operacji, ale nie zdążył. Zmarł w swoim domu w Miedzeszynie pod Warszawą 14 września 1991 roku, tuż przed 61. urodzinami. Pochowano go na stołecznym cmentarzu Powązkowskim.
***
Korzystałem z artykułu Krzysztofa Lubczyńskiego "Mieczysław Czechowicz - dramat i śmiech" opublikowanego 15 listopada 2011 roku w portalu pisarze.pl
Michał Czyżewski