Był 9 sierpnia 1945 roku, dochodziła czwarta nad ranem.
Z wyspy Tinian – leżącej na Pacyfiku, na południowy wschód od Japonii – wystartował bombowiec B-29 "Bockscar" Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Dwunastoosobowa załoga samolotu miała do wykonania misję: przeprowadzenie ataku jądrowego na japońskie miasto Kokura.
Bombę, którą zamierzano użyć do tego celu, nazwano "Fat Man" – ważyła cztery i pół tony, miała ponad trzy metry długości i średnicę półtora metra. Była znacznie większa niż zrzucona trzy dni wcześniej na Hiroszimę bomba "Little Boy".
Zachmurzenie, które tego poranka panowało nad Kokurą, ocaliło miasto. Amerykanie, ze względu na niekorzystne warunki atmosferyczne, zmienili plany i obrali cel rezerwowy. Nagasaki.
"Zobaczyliśmy straszną łunę ognia"
Był 9 sierpnia 1945 roku, dochodziła godzina 11.00.
W klasztorze polskich franciszkanów położonym na zboczu góry Hiko, na wschód od centrum Nagasaki, przebywało tylko dwóch zakonników. Inni, z powodu coraz częstszych amerykańskich bombardowań, zostali już wcześniej ewakuowani.
– Składałem specjalne prośby, by pozwolono mi zostać w Nagasaki. Wszyscy Polacy musieli opuścić klasztor. Byłem tam wtedy tylko ja z bratem Zenonem – tłumaczył w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa ojciec Mieczysław Mirochna, ówczesny przełożony franciszkanów w Nagasaki.
12:12 490_589_1.mp3 Z o. Mieczysławem Mirochną m.in. o ataku atomowym na Nagasaki rozmawia ks. Tadeusz Kirschke (RWE, 1957)
– Pracowałem razem z bratem Zenonem w bibliotece, sortowaliśmy książki – wspominał zakonnik. – Ponieważ wcześniej była syrena i nalot się skończył, myśleliśmy, że już nie będzie zagrożenia. Zaczęliśmy dalej pracować. A tu nagle powstał straszny wiatr. Potem światło, silniejsze od słonecznego – opowiadał o. Mieczysław Mirochna o momencie uderzenia jądrowego na miasto.
– Wszystkie okna i drzwi zostały zupełnie zerwane, gdzieś porwane. My z przerażenia upadliśmy na ziemię i tak leżeliśmy przez dłuższy czas. Czekaliśmy, że będzie jeszcze jakiś wybuch bomby. Byliśmy przekonani, że gdzieś blisko nas spadła bomba i nastąpi teraz wybuch – mówił.
Jak wspominał o. Mieczysław Mirochna, wraz z bratem Zenonem leżeli na ziemi jeszcze długo. Spodziewanej eksplozji jednak nie było, więc – gdy "trochę się uspokoiło" – wyszli na zewnątrz klasztoru.
– Zobaczyliśmy straszną łunę ognia idącą ze strony Urakami (część Nagasaki, nad która było epicentrum wybuchu – przyp. red.) no i dopiero zrozumieliśmy, że to tam spadła bomba – opowiadał zakonnik.
Grzyb dymu powstały w wyniku wybuchu bomby atomowej nad Nagasaki 9 sierpnia 1945 r. Fot. Wikimedia/domena publiczna
Jak wyglądało miasto po ataku atomowym? – Nie zostało nic, żaden dom – podsumowywał świadek tych tragicznych wydarzeń.
Opatrzność i górska bariera
Jak to się stało, że dwaj polscy zakonnicy przeżyli cali i zdrowi atak atomowy na Nagasaki?
O. Mieczysław Mirochna – jak zaznaczał w rozmowie z ks. Tadeuszem Kirschke, kapelanem Radia Wolna Europa – był przekonany, że za tym ocaleniem stała Opatrzność.
– Wierzymy, że [uchroniły] nas nasze modły. Prowadziliśmy nieustanną adorację Najświętszego Sakramentu, także wtedy, gdy były naloty bombowe. Uciekaliśmy wówczas do schronu i tam kontynuowaliśmy adorację – podkreślał duchowny.
Przekonanie o nadprzyrodzonym charakterze ocalenia nie kłóciło się, zdaniem o. Mieczysława Mirochny, z aspektem pragmatycznym, związanym z uwarunkowaniami geograficznymi.
– Część miasta, w której mieszkaliśmy, została uchroniona. Od Urakami, gdzie spadła bomba atomowa, była zasłonięta górą – tłumaczył zakonnik. Przypominał jednocześnie, że za taką lokalizacją polskiego klasztoru stała zdecydowana postawa o. Maksymiliana Kolbego, który w 1930 przybył w celach misyjnych do Nagasaki.
Centrum Nagasaki po wybuchu bomby atomowej. W tle na wzgórzu ruiny katolickiej katedry w Urakami, 1945 r. Fot. Wikimedia/domena publiczna
"Wszystko się da zrobić"
Maksymilian Maria Kolbe – założyciel klasztoru franciszkanów w Niepokalanowie i katolickiego wydawnictwa – do Kraju Kwitnącej Wiśni przyjechał wraz z niewielką grupką zakonników, wśród których byli właśnie o. Mieczysław Mirochna i wspomniany brat Zenon Żebrowski.
Przyszły męczennik i święty Kościoła katolickiego w Japonii spędził sześć lat. Czas ten zaowocował m.in. powstaniem w Nagasaki klasztoru franciszkanów oraz drukarni wydającej japoński odpowiednik "Rycerza Niepokalanej" (głównego pisma ośrodka z Niepokalanowa).
– Ojciec Maksymilian pragnął pod klasztor terenu możliwie jak największego. Chodził i długo szukał, aż wreszcie znalazł to obecne miejsce – opowiadał o początkach polskiej misji w Nagasaki o. Mieczysław Mirochna. – Wcześniej katolicy z Urakami chcieli mu ofiarować ziemię pod klasztor, ale ojciec Maksymilian z dwóch powodów odmówił. Po pierwsze, ponieważ skończyłoby się to życiem wśród katolików, a po drugie: sam teren wydawał się nieco za mały.
Maksymilian Kolbe, podkreślał o. Mirochni, był przekonany, że misjonarze nie powinni stawiać klasztorów wśród wiernych, tylko raczej tam, gdzie nie ma jeszcze żadnego kościoła.
– Proszę pomyśleć, myśmy się mocno sprzeciwiali ojcu Maksymilianów, żeby nie kupował tego terenu – przyznawał przed radiowym mikrofonem o. Mieczysław Mirochna. – A to dlatego, że nie było tam żadnego miejsca płaskiego, tylko stok góry. Jak pierwszy raz zobaczyłem to miejsce, powiedziałem: "Proszę ojca, jak my tu będziemy stawiać, gdzie tu będą domy?". A on odpowiedział: "Wszystko się da zrobić. Będzie bardzo ładnie". I tak się rzeczywiście stało.
Ta nieprzejednana postawa Maksymiliana Kolbego, dodał o. Mirochna, okazała się swoiście prorocza, dalekosiężna w skutkach. Uchroniła klasztor przed atomową zagładą.
Polscy zakonnicy w Japonii
Rozmowa z o. Mieczysławem Mirochną, którą nadała w 1957 Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa, odbyła się w Rzymie. Zakonnik z Polski znaczną swojego życia spędził jednak, jako misjonarz, w Japonii. Był tu m.in. rektorem utworzonego przez franciszkanów Małego Seminarium Misyjnego, redaktorem japońskiego "Rycerza Niepokalanej", założycielem zgromadzenia Franciszkanek Rycerstwa Niepokalanej, inicjatorem wielu przedsięwzięć oświatowych i społecznych. Zmarł w Japonii w 1989 roku, w wieku 81 lat.
Brat Zenon Żebrowski, który wraz z o. Mirochną przeżył atak atomowy na Nagasaki, również należał do znanych i cenionych w Japonii polskich misjonarzy. Zaraz po tragicznych wydarzeniach z sierpnia 1945 roku brat zaangażował się w pomoc poszkodowanym podczas ataku dzieciom. Po zakończeniu II wojny światowej poszerzył swoją działalność na cały kraj – organizował sierocińce, zakładał osiedla dla bezdomnych. Japończycy zwali go bratem Zeno (jap. "zennō" – "wszechmocny") i darzyli wielkim szacunkiem.
***
Czytaj także:
***
6 sierpnia 1945 roku, na krótko przed zakończeniem drugiej wojny światowej, Amerykanie zrzucili pierwszą bombę atomową na Hiroszimę. Trzy dni później, 9 sierpnia nastąpił drugi i ostatni w historii jądrowy atak - na Nagasaki.
W Nagasaki zginęły 74 tysiące mieszkańców, dalszych 45 tysięcy zmarło później. Łącznie w wyniku obu eksplozji - w Hiroszimie i Nagasaki - poniosło śmierć lub zostało dotkniętych skutkami promieniowania ponad 400 tysięcy osób.
Decyzję o użyciu bomby atomowej w Hiroszimie i Nagasaki podjął 33. prezydent Stanów Zjednoczonych Harry Truman.
15 sierpnia 1945 cesarz Japonii Hirohito wystąpił z orędziem, w którym ogłosił zawieszenie broni. 2 września Cesarstwo Japonii podpisało akt bezwarunkowej kapitulacji.
jp
Źródło: "Nagasaki - tamtego pamiętnego dnia 9 sierpnia 1945", Warszawa 2002.