Jakub Popławski, PolskieRadio24.pl: Jak Pan postrzega wprowadzenie stanu wojennego? Jaruzelski ochronił Polskę przed interwencją sowiecką, czy ratował tylko w ten sposób siebie i pozycję komunistycznego układu?
Robert Janicki, rzecznik Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu: Najlepszą odpowiedzią na to pytanie będzie przywołanie prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który zapadł 12 stycznia 2012 r. Sąd orzekł wtedy jednoznacznie, że wprowadzenie stanu wojennego było przestępstwem. W toku postępowania udowodniono, że działania osób odpowiedzialnych za to, były niezgodne z prawem.
Sąd wskazał też, że szczyty struktury wojskowej były wtedy "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym", w skład którego wchodzili najwyżsi generałowie Ludowego Wojska Polskiego na czele z m.in. Wojciechem Jaruzelskim, Czesławem Kiszczakiem, Florianem Siwickim i Tadeuszem Tuczapskim. Ich celem była przede wszystkim obrona swoich interesów politycznych, a podejmowane decyzje łamały nawet ówcześnie obowiązującą konstytucję.
Stan wojenny w Polsce. Koniec karnawału Solidarności
Sąd jednoznacznie zaprzeczył również, że występowało zagrożenie obcą interwencją, czym kategorycznie obalił tworzoną przez stronę komunistyczną narrację o możliwości wkroczenia wojsk radzieckich do Polski i działań w stanie wyższej konieczności. Uznał, że był to sztucznie kreowany i kłamliwy mit, a w istocie chodziło wyłącznie o siłowe utrzymanie władzy, rozprawienie się z coraz groźniejszą dla owej władzy Solidarnością i zduszenie demokratycznych aspiracji polskiego społeczeństwa.
Przywołany wyrok nie zapadł wobec b. premiera i szefa PZPR gen. Wojciecha Jaruzelskiego ani gen. Floriana Siwickiego - b. wiceministra obrony i szefa Sztabu Generalnego LWP, których sprawy wyłączono z głównego procesu z uwagi na zły stan ich zdrowia. Osądzenia zaś nie doczekał kolejny oskarżony gen. Tadeusz Tuczapski. B. wiceminister obrony i sekretarz Komitetu Obrony Kraju zmarł w 2009 r.
Przez sąd został prawomocnie skazany na karę czterech lat pozbawienia wolności (obniżoną o połowę na mocy amnestii z 1989 roku) Czesław Kiszczak - ówczesny szef MSW, który był jedną z głównych postaci odpowiedzialnych za przygotowanie, wprowadzenie i wykonanie "zadań" stanu wojennego. Aktem oskarżenia było objętych jeszcze więcej osób, ale nie doczekały one końca tego procesu.
Jest to jednak bardzo istotny wyrok, bez precedensu. Nie przypominam sobie tak wysokiej rangi funkcjonariusza komunistycznych władz, który został prawomocnie skazany. Jest to też jeden z większych sukcesów prokuratorów IPN.
Wymienione zostały główne postacie komunistycznej wierchuszki. Co jednak z milicjantami, którzy pociągali za spust, stojąc przed bezbronnymi górnikami z kopalni "Wujek"?
Była to największa zbrodnia stanu wojennego, która wstrząsnęła wszystkimi i boli do dziś. Jak dotąd 17 funkcjonariuszy plutonu specjalnego Pułku Manewrowego KWMO w Katowicach zostało uznanych przez sąd za winnych przestępstw popełnionych w czasie pacyfikacji kopalni "Wujek", które polegały na oddaniu strzałów z broni palnej do strajkujących górników, którzy protestowali w ten sposób przeciwko bezprawnemu wprowadzeniu stanu wojennego i pozbawieniu obywateli podstawowych praw i wolności. W wyniku tych działań śmierć poniosło 9 górników, a 21 doznało poważnych obrażeń ciała.
Nie wszyscy funkcjonariusze plutonu specjalnego MO zostali jednak pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Zdarzyło się bowiem tak, że dwóch z nich wyjechało za granicę.
Pacyfikacja kopalni "Wujek". Próby osądzenia odpowiedzialnych za śmierć górników
Byli poszukiwani od dłuższego czasu i zdołano ująć jednego z nich. Roman S. ukrywał się w Niemczech, zmienił nazwisko i przyjął obywatelstwo niemieckie, ale został zatrzymany w 2019 r. w Chorwacji. Na podstawie europejskiego nakazu aresztowania przekazano go stronie polskiej, a następnie prokurator Oddziałowej Komisji w Katowicach przedstawił mu zarzuty związane z jego udziałem w pacyfikacji kopalni "Wujek" i skierował przeciwko niemu akt oskarżenia. Sąd skazał b. zomowca na karę 7 lat pozbawienia wolności (obniżoną o połowę na mocy ustawy amnestyjnej z 1989 roku).
Krwawe tłumienie protestów na Śląsku nie jest jednak jedyną zbrodnią stanu wojennego. Co z innymi haniebnymi czynami, których w latach 1981-1983 dokonywali funkcjonariusze aparatu represji?
Przeprowadziliśmy dotąd kilkadziesiąt postępowań karnych dotyczących bezprawnych pozbawień wolności blisko 9 000 osób z mocy decyzji o internowaniach, kilka wciąż jest prowadzonych. Efektem tych śledztw było skierowanie 24 aktów przeciwko 29 byłym komendantom KWMO i ich zastępcom. Uznaliśmy, że decyzje o internowaniu stanowiły nie tylko zbrodnie komunistyczne, ale wyczerpały także znamiona zbrodni przeciwko ludzkości.
Uzyskanie skazującego wyroku sądu, potwierdzającego stanowisko prokuratora, zajęło kilka lat, ale zostało uwieńczone sukcesem. Sztandarowym tego przykładem jest sprawa Jarosława W., byłego komendanta KWMO w Szczecinie. Akt oskarżenia w tej sprawie został wniesiony w listopadzie 2009 roku, a prawomocny wyrok zapadł dopiero w grudniu 2019 r., czyli po 10 latach procesu. Sprawa ta była kilkakrotnie badana przez instancje odwoławcze, także kilkukrotnie pochylał się nad nią Sąd Najwyższy.
Jest to precedensowy wyrok, mający istotne znaczenie dla prowadzenia postępowań w tej kategorii spraw z okresu stanu wojennego, ponadto sprawił, że zagadnienia związane z pojęciem zbrodni przeciwko ludzkości są wciąż aktualne w polskim systemie prawnym.
Internowania nie miały jednak zawsze tego samego charakteru. Odbywało się to czasem w zupełnie różnych warunkach, które w żaden sposób nie były ze sobą tożsame. Zmieniało się to w zależności od poszczególnych okresów.
W 1982 r. przed świętami Bożego Narodzenia wypuszczano ostatnich internowanych działaczy. Chodziło o pokazanie społeczeństwu, że następuje swego rodzaju normalizacja stosunków w Polsce i wykonanie gestu, który zostanie dostrzeżony na arenie międzynarodowej. Gros osób opuściło wtedy ośrodki internowania, ale władze nie zamierzały zaprzestać tego typu działań. Wymyślono więc koncepcję, by dalej izolować niewygodne dla niej osoby, ale już w innej formule. Powstały nowe, ale trochę inne obozy internowania.
Do walki politycznej wykorzystano unormowania przyjęte w ustawie o powszechnym obowiązku obrony PRL i powoływano wytypowanych przez Służbę Bezpieczeństwa członków i działaczy NSZZ "Solidarność" do odbycia ćwiczeń wojskowych, a w istocie umieszczano opozycjonistów w wojskowych obozach internowań. Nierzadko obozy te były umiejscowione w lasach, internowani mieszkali w namiotach i zlecano im wykonanie różnych - najczęściej nieprzydatnych - zadań. Chodziło wyłącznie o to, by tych, którzy mogli stanowić zagrożenie dla władzy, izolować i inwigilować.
Bogdan Włosik – niewinna ofiara stanu wojennego
W tej sprawie również udało nam się postawić przed sądem bardzo wysokiej rangi funkcjonariusza - gen. Władysława Ciastonia, ówczesnego szefa SB. Sąd nasze racje podzielił, uznał oskarżonego winnym popełnienia zarzucanego czynu i wymierzył bezwzględną karę 2 lat pozbawienia wolności za popełnienie zbrodni komunistycznej i zbrodni przeciwko ludzkości.
Stan wojenny to jednak nie tylko decydenci na szczeblach ogólnokrajowych i funkcjonariusze aparatu bezpieki. W represje czynnie zaangażowani byli też przedstawiciele systemu sprawiedliwości – sędziowie i prokuratorzy, którzy niekiedy nadal pełnią swoje funkcje. Jakie działania w ich przypadku prowadzą prokuratorzy IPN?
Z naszych badań wynika, że w stanie wojennym sądy wydały około 5 tys. wyroków skazujących i to nie tylko wobec opozycjonistów. Zdarzało się, że do więzień trafiali młodzi ludzie z kuriozalnymi zarzutami za to, że napisali coś nieprzychylnego władzy na murze. Przerażające jest to, jak jednym ruchem łamano ludziom życie, bo nawet już po odbyciu kary takie osoby nie mogły dalej się edukować, znaleźć pracy i realizować innych planów życiowych.
Znam sprawę pozbawienie wolności dwóch uczniów drugiej klasy liceum ogólnokształcącego, którzy malowali na murach hasła "WRON-a Orła nie pokona", "Precz z WRON" i symbole Polski Walczącej. Ci młodzi ludzie zostali aresztowani, a prokurator przed sądem wnosił o wymierzenie kar po trzy lata pozbawienia wolności.
Mogę też przywołać przykład skazania na kare 3 lat i 6 miesięcy księdza za to, że w kazaniu wygłoszonym podczas nabożeństwa użył określenia, że PZPR to "partia, która mieni się być robotniczą", a o powołanej bezprawnie po wprowadzeniu stanu wojennego Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego: "Wojskowa Rada - jak to brzmi ironicznie - Ocalenia Narodowego".
To dziś nie do pojęcia, ale wtedy było na porządku dziennym.
Ktoś jednak musiał w tych sprawach oskarżać i wydawać wyroki. Czy można więc teraz udowodnić tym sędziom i prokuratorom, że dopuścili się zbrodni w czasie stanu wojennego?
Tak, i staramy się to robić. Stoimy bowiem na stanowisku, że decyzje sędziów i prokuratorów prowadziły do pozbawienia wolności osób, które w różnych formach okazywały sprzeciw wobec wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Były one skazywane i represjonowane, mimo że nie dopuściły się przestępstw. Ich sprzeciw sprowadzał się do wyrażania politycznych opinii w ramach obowiązującego wówczas prawa.
Należy jednak zaznaczyć, iż by możliwym było postawienie zarzutu sędziemu czy prokuratorowi, potrzebne jest do tego uchylenie przysługującego im immunitetu.
"Kształtował ją Urban". Historyk o mentalność funkcjonariuszy ZOMO
Obecnie skierowaliśmy do Sądu Najwyższego, który rozpoznaje sprawy o uchylenie immunitetu, 15 takich wniosków wobec sędziów i prokuratorów wojskowego wymiaru sprawiedliwości okresu stanu wojennego. Dwa z nich dotyczą sędziów SN w stanie spoczynku, a jeden czynnego sędziego tego Sądu - Józefa Iwulskiego. Póki co jednak ostateczne decyzje nie zapadły, a są to postępowania dwuinstancyjne. Nawet gdy w pierwszej instancji sądy podzieliły nasze racje, to musimy czekać na dalsze rozstrzygnięcia.
Żadna z tych spraw nie zakończyła się więc jeszcze prawomocnym orzeczeniem, a podkreślić trzeba, że sam wniosek o uchylenie immunitetu nie jest jeszcze oskarżeniem. W najbliższym czasie te rozstrzygnięcia drugoinstancyjne powinny zapaść, ale jeżeli sądy nie zezwolą na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności, to będziemy musieli taką sprawę umorzyć wobec braku wymaganego zezwolenia na ściganie.
Na początku listopada 63 byłych działaczy opozycji antykomunistycznej złożyło na ręce Marszałek Sejmu RP Elżbiety Witek petycję dotyczącą podjęcia przez Sejm RP prac nad zmianą ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Sygnatariusze petycji domagają się znowelizowania ustawy o IPN "w ten sposób, aby z Instytutu wyłączyć Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i przenieść ją do struktur prokuratury powszechnej oraz umożliwić przeprowadzenie weryfikacji prokuratorów pionu śledczego IPN pod kątem rzetelności i efektywności ich dotychczasowej pracy". Ich zdaniem propozycje zmian "wynikają z negatywnej oceny pracy pionu śledczego IPN na przestrzeni ostatnich lat oraz utraty zaufania do tej instytucji".
Zapoznałem się z petycją, nie podzielam jednak zaprezentowanego w niej stanowiska. Odniesienie się do niej wykracza poza ramy dzisiejszej rozmowy. Autorzy petycji przy formułowaniu swoich ocen pominęli bowiem określone przez Ustawodawcę cele śledztw, ich uwarunkowania prawne i faktyczne oraz dotychczasowe wyniki, stąd obiektywnie nie sposób się z ich stanowiskiem zgodzić.
Trzeba też pamiętać, że ze skalą bezprawia zbrodni nazistowskich i komunistycznych przyszło mierzyć się 74 prokuratorom Oddziałowych Komisji. Nie sposób zatem by każda z tych zbrodni, mimo upływu 20 lat, została już zbadana, a sprawca postawiony przed sądem.
Pamiętajmy też, by postawić oskarżonego przed sądem, trzeba wcześniej, zgodnie z regułami kodeksu postępowania karnego, zebrać materiał dowodowy, dający ku temu podstawy. Ustalenia publicystów, historyków czy też dziennikarzy są istotne, ale mogą co najwyżej stanowić informację o potencjalnym źródle dowodowym, nie są zaś samoistnymi dowodami w postępowaniu karnym. Nie mogą być podstawą oskarżenia zeznania, które nie zostały oparte na rzeczowych postawach, a stanowią przypuszczenia czy domysły. Często jest też tak, że po dotarciu do świadka podanego przez historyków, publicystów, dziennikarzy i pouczeniu o odpowiedzialności karnej za złożenie nieprawdziwych zeznań, osoba ta podaje inne okoliczności zdarzenia lub zaprzecza, by w nich uczestniczyła.
Pacyfikacja protestu internowanych w Kwidzynie
Także kwestie związane z dokumentami, które ujawniają historycy czy dziennikarze, że jakiś oficer MSW lub SB działał przy jakiejś sprawie, to też jest często zbyt mało, by postawić go przed sądem. My musimy bowiem wykazać, że on popełnił przestępstwo w świetle ówcześnie obowiązujących przepisów. To nie są proste zagadnienia z punktu widzenia prawnego, także ze względu na czas, który minął.
Czy problemem jest więc to, że komisja ds. ścigania komunistycznych zbrodni nie została powołana od razu po 1989 roku, tylko ponad 12 lat później?
Komisja praktycznie zaczęła działać w 2001 r. Dlaczego nie od razu po transformacji ustrojowej? Sam zdaję to pytanie. Gdyby jednak decyzja zapadła bezpośrednio po 1989 r., to efekty naszych działań mogłyby być większe. Największym problemem jest teraz bowiem to, że znaczna część istotnych dokumentów wytworzonych przez SB została zniszczona. Te znane z "Psów" sceny palenia akt to nie była fikcja. Konsekwentne i systemowe niszczenie dokumentów b. służb bezpieczeństwa PRL było faktem i borykamy się z tym do dziś wyjaśniając zdarzenia z tego okresu.
Należy też zwrócić uwagę, że upływ czasu powoduje, iż odchodzą świadkowie badanych wydarzeń i zaciera się pamięć u żyjących.
Mimo to konsekwentnie realizujemy nasze zadania. Wyjaśniając okoliczności zdarzeń staramy się dojść do prawdy obiektywnej i - o ile zajdą ku temu przesłanki - postawić przed sądem ustalonego sprawcę przestępstwa. Warto przypomnieć, że w sprawach dotyczących stanu wojennego skierowaliśmy do sądów 97 aktów oskarżenia przeciwko 170 osobom. Skazano do tej pory prawomocnie 41 osób. W 38 sprawach sądy umorzyły postępowanie na podstawie wspomnianej już ustawy amnestyjnej, przyjmując jednak, że oskarżeni popełnili zarzucane im przestępstwa, a 19 sprawców zmarło, zanim doszło do wydania wyroku.
Jakie są jeszcze możliwości dalszych działań?
Nasze czynności będą na pewno kontynuowane w celu dalszego wyjaśniania kwestii związanych z popełnieniem w okresie stanu wojennego tzw. zbrodni sądowych. Trzeba dogłębnie zbadać kilka tysięcy wyroków, które mogły być jawnym łamaniem prawa. Do tej pory żadna tego typu sprawa nie zakończyła się orzeczeniem skazującym, ale to nie znaczy, że nie należy takich działań podejmować.
Prawa człowieka w stanie wojennym. 37. rocznica tzw. raportu madryckiego
Będą też kontynuowane sprawy, które dotyczą pobić, znęcań, czy też psychicznego dręczenia osób zatrzymanych i pozostających w zainteresowaniu Służby Bezpieczeństwa w okresie stanu wojennego. Nierzadko te sprawy ujawnianie są "z urzędu" i dostrzegamy w nich możliwości dowodowe.
Rozmawiał Jakub Popławski