Osnuta na tle wojny secesyjnej historia Scarlett O’Hary, dziedziczki plantacji bawełny na amerykańskim Południu, i historii jej miłości do dwóch mężczyzn - Ashleya Wilkesa i skandalisty Rhetta Butlera – z miejsca stała się bestsellerem.
- Wojna secesyjna była tragedią zwłaszcza dla Południa. Amerykanie z Północy bardzo szybko w specyficzny sposób zaczęli żałować Południowców. To w końcu też byli Amerykanie. Pamięć o wojnie była zupełnie inna w Georgii i Nowym Yorku. Tymczasem książka sprzedaj się i tu i tu – wyjaśniał amerykanista prof. Zbigniew Lewicki w audycji Marty Strzeleckiej z cyklu "Pop-południe".
20:47 Pop-południe Przeminelo z wiatrem.mp3 Rozmowa Marty Strzeleckiej z amerykanistą prof. Zbigniewem Lewickim na temat ekranizacji "Przeminęło z wiatrem". (PR, 15.11.2013)
Epicki melodramat Margaret Mitchell, nagrodzonej za książkę Pulitzerem w 1937 roku, był swego czasu najlepiej, po Biblii, sprzedającą się książką na świecie. Mimo to uchodził za powieść nie do zekranizowania.
"Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, aż znajdzie się taki jeden, który nie wie, że się nie da i on to robi" – ten słynny bon mot Alberta Einsteina, jak ulał pasuje do Davida Selznicka, producenta "Przeminęło z wiatrem". Wszyscy wieścili mu porażkę, nikt nie wierzył w to, że epopeję Mitchell da się przełożyć na język filmu. Gary Cooper, który odrzucił rolę Rhetta, miał stwierdzić, że film będzie największą klapą w historii i cieszy się, że to Clark Gable się pogrąży zamiast niego.
Kłody pod nogi
Selznick parł jednak do realizacji swojej wizji pomimo kłód, które los, co rusz, rzucał mu pod nogi. Pierwszą była nieprzychylna opinia środowiska. Drugą – horrendalna kwota 100 tys. dol., jakiej za prawa do ekranizacji żądali wydawcy i autorka książki.
- Średnia cena zakupu praw do adaptacji książkowej wynosiła 20-30 tys. dolarów. Selznickowi udało się w końcu utargować cenę do 50 tysięcy – dodawał amerykanista.
A jeśli już o pieniądzach mowa, to producent stale borykał się z ich brakiem. Starał się jednak robić dobrą minę do złej gry i stawał na głowie, żeby podtrzymać zainteresowanie (m.in. sponsorów) filmem. Podobno zaangażował do Vivien Leigh do roli Scarlett już w 1938 roku, ale utrzymywał to w tajemnicy. Wysłano mu 60 tys. listów z propozycjami aktorek, a ekipa przesłuchała ponad tysiąc kandydatek.
Przygotowanie scenariusza było drogą przez mękę – w pisaniu brało udział aż siedemnastu scenarzystów, w tym słynny nowelista, autor "Wielkiego Gatsby’ego", Francis Scott Fitzgerald. Film miał też trzech reżyserów. Początkowo był to George Cukor, który jednak pokłócił się z Selznickiem i odszedł po dziesięciu dniach. Jego miejsce zastąpił Victor Flemming, który pod koniec zdjęć musiał zrezygnować ze względu na ciężki stan zdrowia, a jego miejsce zajął Sam Wood.
Selznick stoczył też bój o pozostawienie w filmie kwestii "Frankly, my dear, I don’t give a damn" ("Szczerze, moja droga, to mam to gdzieś"). W Hollywood obowiązywał wówczas tzw. Kodeks Haysa, który określał pruderyjne zasady tego, co mogło, a co nie mogło pojawić się na ekranie. Na szczęście tuż przed premierą kodeks złagodzono, a przekleństwo "damn" mogło pojawić się na ekranie.
Nawet Vivien Leigh miała problemy z wcieleniem się w swoją postać. Narzekała zwłaszcza na… nieświeży oddech odtwórcy roli Rhetta, Clarka Gable’a, podczas scen pocałunków. Gable marudził z kolei na to, że jego wizerunek ucierpi na tym, że będzie musiał zagrać scenę płaczu.
Kto nie ryzykuje…
Produkcja pochłonęła prawie 4 mln dolarów – był to wówczas trzeci pod względem kosztów realizacji amerykański film. Zużyto 150 tys. metrów (!) taśmy filmowej. Monumentalną sekwencję pożaru Atlanty zrealizowano paląc dekorację z poprzednich filmów studia MGM. Ogień był tak intensywny, że mieszkańcy pobliskich miejscowości informowali straż pożarną o tym, że budynki studia najpewniej trawi pożoga.
Realizacja epopei wymagała udziału niemal 2,4 tys. statystów. Jedna trzecia z nich zagrała w przejmującej scenie, w której Scarlett kroczy wśród setek rannych żołnierzy Konfederacji leżących w wielkim szpitalu polowym, w który zamieniła się Atlanta. Mąż Margaret Mitchell miał podobno powiedzieć po premierze, że gdyby Południe miało tylu żołnierzy, być może by nie przegrało.
Ryzyko opłaciło się Salznickowi. Film okazał się jednym z pierwszych hollywoodzkich megahitów i największym finansowym sukcesem w dziejach. Uwzględniając inflację, obraz zarobił blisko 4 mld dolarów! Produkcję doceniła też Amerykańska Akademia Filmowa, przyznając mu aż 10 Oscarów – liczbę do tej pory nieosiągniętą przez żaden film. A wspomniana już kwestia "Frankly, my dear…" znalazła się w 2005 roku na pierwszym miejscu listy stu filmowych cytatów sporządzonej przez American Film Instititute.
Czy Scarlett była rasistką? Czyli "Przeminęło…" a motyw rasowy
W książce pojawia się motyw Ku-Klux-Klanu, którego członkowie biorą odwet na terroryzujących okolicę Jankesach. W filmie pozostawiono motyw pomsty na żołnierzach z Północy, ale wycięto członkostwo bohaterów w organizacji spod znaku białej szaty i spiczastego kaptura.
Ta cenzorska interwencja samego Salznicka nie świadczy jednak o tym, że film stanowi kamień milowy w walce z rasizmem w amerykańskim kinie. Produkcja z 1939 roku razi dziś stereotypowym ukazywaniem osób czarnoskórych w społeczeństwie. Podtrzymuje obraz "szczęśliwego niewolnika", który najlepiej czuje się u plantatorów bawełny oraz zdegenerowanych wyzwoleńców-kryminalistów. Choć te problemy społeczne faktycznie pojawiły się po wojnie, to Afroamerykanie są ukazani w filmie niemal wyłącznie w tych skonwencjonalizowanych, służebnych rolach.
Nic dziwnego, że wysadzona w powietrze przez byłego niewolnika, tytułowego bohatera filmu "Django" Quentina Tarantino, rezydencja Candyland do złudzenia przypomina Dwanaście Dębów, rezydencję Wilkisów, z "Przeminęło z wiatrem". Zdaniem socjolożki dr hab. Patrycji Włodek Reżyser w ten sposób daje czytelny sygnał, że jego produkcja stanowi zerwanie z mitem "starego, dobrego Południa". Mitem, którego "Przeminęło z wiatrem" jest pomnikiem.
Paradoksalnie ugruntowujące rasistowskie stereotypy "Przeminęło z wiatrem" przeszło do historii również jako pierwszy film, za który czarnoskóra aktorka otrzymała Oscara. Mowa o Hattie McDaniel, która wcieliła się w rolę Mammy – charakternej, ale wiernej piastunki rodziny O’Harów.
Film wpisuje się w historię walki z segregacją rasową nie tylko poprzez przełomowego Oscara. Na premierę w Atlancie nie zaproszono czarnoskórej części obsady, ponieważ kino, w którym wyświetlono film było przeznaczone wyłącznie dla białych widzów. Burmistrz miasta zdecydował się jednak zaprosić na bankiet po premierze niezwykle popularnego i postępowego czarnoskórego pastora Martina Luthera Kinga Sr. Wielebny przyszedł na uroczystość z synem, który wyrósł na ikonę walki o prawa człowieka.
Czekaliśmy na premierę 24 lata
Pierwsze polskie wydanie powieści Margaret Mitchell pojawiło się już w 1938 roku, jednak na polską premierę kinowej adaptacji "Przeminęło z wiatrem" trzeba było czekać 24 lata. Gdy film wchodził na ekrany kin, Polacy od trzech miesięcy przeżywali horror okupacji. Film zagościł na ekranach w 1963 roku i z miejsca stał się hitem. Na fali popularności filmu Polskie Radio zrealizowało słuchowisko na podstawie książki Margaret Mitchell. Film wrócił na ekrany polskich kin w 1979 roku, wzbudzając nie mniejsze zainteresowanie.
Monumentalne "Przeminęło z wiatrem" wpisało się złotymi zgłoskami w historię kina. Melodramat uwodzi ponadczasową, uniwersalną historią. Jest w niej wszystko, co w życiu: miłość, ból, rozczarowanie i na końcu nadzieja, która znajduje wyraz w nieśmiertelnej ostatniej kwestii Scarlett. "Pomyślę o tym jutro. Jutro też jest dzień!".
bm