Jak przebiegały wydarzenia feralnej nocy? Przenieśmy się 252 lata wstecz.
Jest już całkiem ciemno, gdy w niedzielny listopadowy wieczór kareta króla Stanisława Augusta przemierza ulicę Senatorską. Monarcha wraca z odwiedzin u chorego księcia kanclerza litewskiego, a prywatnie swojego wuja, Michała Czartoryskiego. Choć w kraju jest niespokojnie, bo od trzech lat przeciwko królowi i Rosjanom działa szlachecka, katolicka konfederacja barska, to w Warszawie przecież stacjonują lojaliści i Moskale, więc powóz ma minimalną obstawę. Wtem, gdy pojazd dojeżdża do zbiegu Senatorskiej, Miodowej i Koziej, drogę zastępuje mu zbrojny oddział. Królewscy gwardziści, przekonani, że mają do czynienia z Rosjanami, wołają "Król jedzie!". Odpowiadają im strzały w kierunku karocy monarchy.
Stanisław August Poniatowski. Ostatni król Polski
W obronie króla staje dwóch żołnierzy: Jerzy Henryk Butzau i Szymon Mikulski. Pierwszy ginie od konfederackich kul. Drugiego napastnicy ranią dotkliwie w ramię. W tym czasie król dobiega do wrót rezydencji wuja, błagając o pomoc. Na próżno. Nim ktoś odpowiada, oprawcy dopadają monarchę. Jeden z nich bije króla płazem szabli, raniąc go w głowę. Oszołomiony Stanisław August poddaje się napastnikom.
Ci pędzą z nim na złamanie karku, czym prędzej, poza rogatki stolicy. Król jedzie pośrodku. W awangardzie jedzie rotmistrz zakroczymski Walenty Łukawski. Ucieczkę osłaniał Stanisław Strawiński, rotmistrz starodubski, pomysłodawca i organizator zamachu.
I wówczas dzieje się rzecz niesłychana: z liczącego 26 osób oddziału konfederackiego co rusz odrywają się kolejni porywacze i nikną w mrokach. Koło klasztoru bielańskiego przy królu zostaje tylko niejaki Jan Kuźma. Porywacz również traci orientację i cofa się ze swoim jeńcem do Marymontu. Tutaj dochodzi do jeszcze bardziej niezwykłego zwrotu akcji. Król wdaje się w rozmowę ze swoim oprawcą, przekonuje o świętości przysięgi na wierność władcy.
Pozostawionego bez wsparcia kompanów, osamotnionego Kuźmę dopadają wątpliwości, w końcu mięknie i prosi monarchę o wybaczenie. Wkrótce obaj znajdują się w pobliskim młynie, gdzie ranny król spędza noc. Wartę trzyma skruszony Kuźma. Opłacony młynarczyk w tym czasie pędzi na Zamek Królewski z wieścią o cudownym ocaleniu króla. Nad ranem Stanisław August wraca do swojej posiadłości w towarzystwie 150 żołnierzy swojej gwardii.
"Komiks" z epoki przedstawiający etapy zamachu na Stanisława Augusta Poniatowskiego. Fot.: Polona.pl
Konfederaci grają va banque…
Plan Strawińskiego był śmiały, ale prosty: zawlec porwanego monarchę na Jasną Górę, gdzie mieścił się jeden z głównych punktów oporu barzan, i zmusić władcę do akcesu do konfederacji (co oznaczałoby zrzucenie protektoratu Rosji) lub uznania swojej abdykacji (którą konfederaci ogłosili wcześniej). Operację zaakceptowały najwyższe władze konfederackie, w tym marszałek konfederacji litewskiej Michał Pac i jeden z najzdolniejszych dowódców szlacheckiego zrywu Kazimierz Pułaski.
Konfederacja barska. Żałosne skutki szlachetnego zrywu
Akcja nie ograniczała się do samego wieczoru zamachu. Wcześniej członkowie specjalnego konfederackiego oddziału zaczęli przenikać do Warszawy w pojedynkę, by nie zwrócić na siebie uwagi lojalistów i Moskali. Wśród nich był sam Strawiński, który poznawał rutynę Stanisława Augusta, by wybrać dogodny czas i miejsce zamachu.
Ale przygotowania nie ograniczały się do Warszawy. Konfederaci zadbali o dywersję. 1 listopada konfederaccy dowódcy, na czele z Pułaskim wyprowadzili swoje siły w pole, podążając w kierunku Warszawy. Na spotkanie barzanom wyszedł rosyjski generał Aleksander Iljicz Bibikow, pozostawiając w mieście garnizon liczący zaledwie 200 żołnierzy.
… i przegrywają z kretesem
Po zamachu w Warszawie ruszyła machina propagandowa rozkręcona przez króla i dwór. Wydarzenie zaczęto wprost nazywać próbą królobójstwa. O porwaniu rozpisywało się dworskie czasopismo "Monitor". Wybito nawet okolicznościowy medal upamiętniający cudowne ocalenie monarchy. Jednak najważniejsza dla oczernienia czynu konfederatów w oczach rodzimej opinii publicznej była akcja powiadamiania o sprawie braci szlacheckiej przez księży w parafiach.
Z kolei na potrzeby polityki zagranicznej przygotowano szereg litografii przedstawiających scenę zamachu, które wysyłano do monarchów i - raczkujących wówczas - europejskich gazet. O odpowiednią atmosferę zadbał osobiście Stanisław August, przyjmując dyplomatów w łóżku, z obandażowaną głową, co później znajdowało odzwierciedlenie w notach wysyłanych przez ambasadorów do swoich krajów.
- Porwanie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego było wyraźnym błędem konfederatów. Obróciło ono przeciwko nim krajową i zagraniczną opinię publiczną - oceniała dr Maria Czeppe w audycji Andrzeja Sowy i Wojciecha Dmochowskiego z cyklu "Kronika polska".
05:43 konfederacja barska historia polski.mp3 Konfederacja barska - gawęda dr Marii Czeppe w audycji Andrzeja Sowy i Wojciecha Dmochowskiego z cyklu "Kronika polska". (PR, 3.06.2001)
"Królobójstwo", podniesienie ręki na - co prawda elekcyjnego - ale jednak bożego pomazańca wywołało falę oburzenia na dworach Starego Kontynentu. Konfederatów skrytykował m.in. Wolter, bezsprzecznie najbardziej wpływowy umysł swoich czasów. Wyrazy współczucia napływały z nieomal wszystkich zakątków Europy. Konfederaci stracili poparcie przychylnych im do tej pory Francji, Austrii i Turcji.
Stanisław August Poniatowski przyjmuje dworzan po zamachu. Obraz Marcello Bacciarellego. Fot.: Wikimedia Commons/dp
Skruszony porywacz Kuźma złożył obfite zeznania, podając śledczym personalia porywaczy króla. Kilku z nich ujęto już po upadku konfederacji barskiej w 1772 roku. W sierpniu 1773 roku zapadły wyroki. Kilku szeregowych konfederatów otrzymało karę więzienia - łagodne wyroki wyprosił sam król, któremu zależało na pozyskaniu sympatii średniej szlachty, popierającej dotąd barzan. Pułaskiego, Strawińskiego, Łukawskiego i Józefa Cybulskiego (to on pierwotnie miał być odpowiedzialny za pojmanego króla) skazano na ścięcie, poćwiartowanie ciała i spalenie, aby nie mogli powstać na Sądzie Ostatecznym.
Pułaskiemu udało się zbiec do Stanów Zjednoczonych, gdzie zdążył jeszcze wziąć udział w wojnie o niepodległość i zostać bohaterem narodowym Amerykanów. Stanisław Strawiński umknął do Rzymu, gdzie ponoć pod przybranym nazwiskiem wstąpił do zakonu. Makabryczny wyrok wykonano tylko na Cybulskim i Walentynie Łukawskim. Egzekucję obserwowało 20 tys. ludzi, w tym – zmuszona do tego – żona tego drugiego. Organizm nie wytrzymał szoku. Kobieta zmarła trzy dni po śmierci męża.
Najłagodniej potraktowany został nawrócony Kuźma. Konfederat został co prawda, mimo usilnych starań króla o złagodzenie kary (monarcha nie posiadał prawa łaski na sądach sejmowych) skazany na banicję i musiał opuścić kraj, ale nie wiodło mu się podczas tułaczki wcale tak źle. Osiadł w Państwie Kościelnym, gdzie wiódł spokojne życie, pobierając… stałą pensję przysyłaną mu przez nikogo innego, tylko samego Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król słynął z rozrzutności, ale taki zbytek łaski wobec niedoszłego siepacza wydaje się aż nadto podejrzany.
Kazimierz Pułaski. Żył krótko, ale kochał mocno
Zamach z wtyką?
Ta niezwykła szczodrość wobec porywacza nasuwa kontrowersyjną hipotezę na temat drugiego dna całej sprawy. Sugerował ją historyk Jerzy Łojek, powołując się na relacje zebrane przez dziewiętnastowiecznego varsawianistę Kazimierza Władysława Wóycickiego. Kluczem do zagadki porwania króla miał być zgon jedynej śmiertelnej ofiary zamachu – królewskiego hajduka Butzaua.
Dzień przed feralną nocą miał on nakryć tajemniczą postać zakradającą się do alkowy jego żony. Zareagował, jak przystało na męża i zdzielił domniemanego kochanka szablą w głowę. W następnej chwili odkrył z przerażeniem, że intruzem był znany z miłosnych podbojów Stanisław August. Sługa, przerażony swoim czynem, ukrył się w ciemnym kącie zamku. Król jak niepyszny musiał wrócić do swoich komnat.
Wydarzenie miało przyspieszyć zamach, bowiem – zdaniem Wóycickiego – władca dobrze wiedział o spisku, właśnie dzięki Kuźmie, który był jego "wtyką" w szeregach konfederatów (stąd to odłączenie się Kuźmy od reszty porywaczy, zabłądzenie i późniejsza "skrucha"). Butzau miał śmiercią przypłacić małżeńską zazdrość, rana na głowie Poniatowskiego uzyskała honorową legitymację, a machina królewskiej propagandy zdyskredytowała konfederatów barskich.
Jakkolwiek by nie było, król się przeliczył. "Powszechne oburzenie na konfederatów nie zrównoważyło obrazu kompromitującej słabości władzy. Utrwaliło się za granicą postrzeganie Polski jako kraju ostatecznie zanarchizowanego, gardzącego prawem i świętością pomazania, niezdolnego mutatis mutandis do samodzielnego trwania" to słowa historyka prof. Ludwika Stommy; "Myślał [Stanisław August], że w nich [dworach europejskich] rozbudzi skrupuły, współczucie i dobrą wolę do współpracy, kiedy naprawdę zohydził dalej własny naród" oceniał prof. Władysław Konopczyński. Proces porywaczy toczył się, co symboliczne, podczas Sejmu Rozbiorowego w 1773 roku, który zatwierdził grabież 1/3 terytorium Rzeczpospolitej przez jej sąsiadów.
Bartłomiej Makowski