Alicja w krainie bajek
Współczesna "Akademia pana Kleksa" w reżyserii Macieja Kawulskiego i według scenariusza Krzysztofa Gurecznego i Agnieszki Kruk trafia do kin niemal równo cztery dekady po premierze adaptacji "Akademii" autorstwa Krzysztofa Gradowskiego (1943-2021). Film z 1984 roku to dzieło kultowe w polskiej kulturze, szczególnie dla pokoleń dzisiejszych 40-latków i 50-latków.
W latach 80. i 90. o Gradowskim, który jest scenarzystą i reżyserem tej produkcji, mówiono "ten od Kleksa". A przecież filmowiec zaczynał swoją karierę wcale nie jako autor kina dla dzieci i młodzieży. Debiutował jako dokumentalista, który, korzystając ze względnej swobody w okresie popaździernikowej odwilży, zrealizował kilka filmów o ciemnych stronach życia w PRL.
Dopiero gdy władze na nowo zaostrzyły cenzurę, zainteresował się fabułami dla młodszych widzów, bo te można było realizować bez urzędowych przeszkód. A bezpośredni impuls do rozpoczęcia pracy nad adaptacją "Akademii pana Kleksa" otrzymał od swojej córki Alicji, urodzonej w 1977 roku.
– To bez wątpienia moja Ala, która zawsze próbowała egzekwować przed snem taką bajkę, w której byłoby jeszcze pięć innych bajek, była jak gdyby inspiratorem narodzenia się filmowej wersji "Akademii Pana Kleksa". Bo to właśnie taka opowieść, która jak szkatułka w szkatułce zawierała inne jeszcze bajki – mówił reżyser w wywiadzie udzielonym Radiu Wolna Europa na początku lat 90. XX wieku.
23:23 Godzina bez kwadransa.mp3 Krzysztof Gradowski odpowiada na pytania Jana Tyszkiewicza w audycji "Godzina bez kwadransa" (RWE, bez daty)
Wersję tę potwierdziła Regina Hibl, ówczesna partnerka Krzysztofa Gradowskiego. – Jego córeczka była wtedy małym berbeciem i bardzo kochała bajki – wspominała w Polskim Radiu w 2021 roku. – Wieczorem był rytuał, że Krzysio musiał jej powiedzieć bajkę. Ale ten mały berbeć nie chciał jednej bajki. Więc była druga, trzecia, Krzysio już prawie zasypiał, a ona się rozkręcała z tymi bajkami – opowiadała.
Pomysł na realizację "Akademii pana Kleksa" powstał więc jako chęć zadowolenia przede wszystkim małej Alicji Gradowskiej. – Mówi się, że sukces w literaturze dla dzieci i młodzieży zapewniają własne dzieci – zauważył krytyk filmowy Konrad Zarębski. – Każdy z nas, wychowując potomstwo, jest zobowiązany do pokazywania im świata i do przedstawiania świata takim, jaki chciałoby się dla nich zbudować. Najprostszy sposób: poprzez bajkę. I Krzysztof Gadowski znalazł taki sposób. Alicja dorastała i trzeba było Alicji coś pokazać. Powstała "Akademia Pana Kleksa". I to był fenomen. Autentyczny fenomen – dodał.
12:45 Świat bajki___v2022000382_tr_0-0_66654876[00].mp3 Opowieść o Krzysztofie Gradowskim i fenomenie "Akademii Pana Kleksa". Reportaż Joanny Bogusławskiej "Świat bajki" (PR, 2021)
Od tryumfu do "Tryumfu"
"Akademia pana Kleksa" z 1984 roku to najsłynniejsze dzieło o postaci pana Kleksa, ale nie jedyne. Gdy adaptacja spotkała się z gorącym przyjęciem publiczności, z dnia na dzień zdobywając dozgonnych wielbicieli, natychmiast zabrano się za kręcenie kontynuacji. Wszystkie reżyserował Krzysztof Gradowski. Już w 1985 roku pojawiły się "Podróże pana Kleksa", trzy lata później "Pan Kleks w kosmosie".
Żadna z tych części nie powtórzyła już sukcesu pierwszego filmu, tym bardziej, że znacząco odbiegły od literackiego pierwowzoru. Najwierniejsi fani cyklu nie kryją jednak sentymentu, jaki żywią do wszystkich trzech realizacji. Ci, którzy byli dziećmi w latach 80. i co kilka lat dostawali prezent w postaci kolejnego filmu o Kleksie, a potem co pewien czas mogli powrócić do nich w telewizji, nie dadzą powiedzieć złego słowa o tych produkcjach.
Gorzej z czwartą odsłoną przygód nauczyciela-czarodzieja, która po latach oczekiwań weszła na ekrany polskich kin w 2001 roku. Wbrew tytułowi "Tryumf pana Kleksa" okazał się klapą. Grzechem głównym tego filmu była bez wątpienia nieobecność na ekranie Piotra Fronczewskiego, który kreował postać Kleksa we wszystkich poprzednich częściach. W "Tryumfie" użyczył jedynie głosu animowanemu Kleksowi. Widzowie byli rozczarowani.
***
Czytaj także:
***
"Nieprzyzwoitość!"
Może się wydawać, że na tle wszystkich kontynuacji "Akademia pana Kleksa" z 1984 roku tym bardziej lśni jak najpiękniejszy diament, ale nie wszyscy podzielali ogólnonarodowy zachwyt tym filmem. Do żarliwych kontestatorów realizacji Krzysztofa Gradowskiego należała Janina Brzechwa, primo voto Serocka (1915-1989), wdowa po autorze książek o panu Kleksie. Jej zdaniem reżyser "absolutnie nie rozumie Brzechwy".
– Pierwsza część - "Akademia pana Kleksa" - jeszcze jako tako zgadzała się z tym, co napisał Brzechwa. Natomiast pozostałe części to już jest całkowita fantazja pana Gradowskiego – mówiła Janina Brzechwa w audycji Polskiego Radia w 1989 roku. – Gdy Gradowski po drugiej części zgłosił się do mnie, żeby podpisać umowę na trzecią część "Kleksa", to ja już się nie zgodziłam. Mimo tego on wykorzystał postać Kleksa stworzoną przez Brzechwę, postać bardzo popularną, znaną, i zrobił swój film. Zresztą wykorzystał nie tylko Kleksa, lecz także kilka innych postaci. Uważam, że to po prostu jest nieprzyzwoitość! – stwierdziła.
15:43 prywatnie u janiny brzechwy___pr iii 108201_tr_0-0_6664ab2d[00].mp3 O życiu i twórczości Jana Brzechwy w audycji Haliny Szopskiej opowiada Janina Brzechwa (PR, 1989)
Wdowa po Janie Brzechwie żaliła się, że w Polsce nie dość chroni się nie tyle majątkowe prawa autorskie, co "prawa moralne" do obrony czyjejś twórczości przed ingerencją innych twórców.
– Pan Gradowski pozwolił sobie dopisać kilkanaście piosenek, które idą na konto Brzechwy, bo przecież nikt nie sprawdza z widzów, kto to napisał. A to są skandaliczne, zupełnie grafomańskie piosenki. Przecież to jest bezczelność po prostu, żeby coś takiego napisać. I dzieci, które występują w filmie, musiały się tych piosenek nauczyć. Bardzo mi ich żal, że muszą takie brednie wyśpiewywać – dodała.
Odmiennego zdania był natomiast Andrzej Korzyński (1940-2022), którego Krzysztof Gradowski poprosił o skomponowanie muzyki do wszystkich swoich filmów o Kleksie. Muzyk ocenił, że reżyser "napisał dwa bardzo dobre teksty". – Mnie nawet zdziwiło, że on ma taki talent – przyznał w audycji z 2021 roku.
"To na pewno będzie bomba"
Niezależnie od osobistego stosunku do wartości artystycznej utworów Gradowskiego, trzeba przyznać, że to właśnie dzięki muzyce (głównie jednak do słów Brzechwy) udało się przekonać państwowych urzędników, by wygospodarowali dla "Kleksa" odpowiedni budżet.
– Plany były przecież dosyć rozległe. Film miał być kostiumowy, a utrzymanie dzieci przy filmie to są dodatkowe koszty – wspominał Andrzej Korzyński. – Krzysztof powiedział: słuchaj, mamy problem, bo nie chcą dać tyle pieniędzy, ile my przewidujemy, że to by kosztowało. Mam plan. Napisz piosenki i spróbujemy je najpierw pokazać. Być może to wpłynie jakoś na decydentów – cytował kompozytor.
Od tego więc zaczęto. Andrzej Korzyński skomponował utwory z tekstami Jana Brzechwy i Krzysztofa Gradowskiego, piosenki nagrano, a następnie zaprezentowano odpowiedniej komisji.
- To było jeszcze na etapie scenariusza. Członkowie "jury" byli zachwyceni, powiedzieli, że to fantastyczne. "No, jeżeli tak się zapowiada, to na pewno będzie bomba". I dołożyli pieniędzy do filmu – opowiadał Andrzej Korzyński.
Urzędnicy nie mylili się. Piosenki z "Akademii pana Kleksa" podbiły serca publiczności i od razu zaczęły w polskiej kulturze istnieć zupełnie niezależnie od samego filmu. Chętnie grano je w radiu i telewizji, nuciła je cała Polska. Płyty i kasety z tą muzyką rozchodziły się jak świeże bułeczki.
– Na premierze, która się zresztą odbyła w Pałacu Kultury, już były przez Polcon sprzedawane płyty z tą muzyką. Gdy się okazało, że film jest bardzo atrakcyjny i że te piosenki świetnie brzmią, to natychmiast ustawiła się tam kolejka kupujących. To był ewenement. Czegoś podobnego PRL nie widział – mówił Andrzej Korzyński.
I dla "dzieciarni", i dla dorosłych
Choć budżet filmu wzrósł, to i tak w okresie kryzysu lat 80. i ciągłych niedoborów stanowił wyzwanie dla ekipy filmowej. Wspominał o tym w Polskim Radiu Piotr Fronczewski, niezapomniany odtwórca roli Ambrożego Kleksa. – Film powstawał w bardzo trudnych warunkach. Cud, że w ogóle powstał w dobie braku kleju, gwoździa i farby. Tym niemniej jest. I jest wierny Brzechwie – powiedział. – A co najważniejsze chyba dla tego filmu: jest on bardzo spontanicznie i bardzo dobrze emocjonalnie odbierany przez dziecięcą widownię – dodał.
04:22 TZS 1215 Akademia Pana Kleksa.mp3 Wspomnienie premiery filmu "Akademia Pana Kleksa" w audycji "Tym żył świat" (PR, 2008)
W radiowych wywiadach także Krzysztof Gradowski nie ukrywał, że było to "bardzo trudne przedsięwzięcie" i że nie był do końca pewien, jak jego dzieło zostanie przyjęte. – Podejmując się realizacji tego bardzo trudnego filmu, musiałem wpoić swoim współpracownikom przekonanie, że kiedy dopłyniemy już do brzegu, będzie czekać tam na nas dzieciarnia, która z radością ten film przyjmie – mówił reżyser tuż po premierze "Akademii pana Kleksa" w 1984 roku.
O to, co sądzi wspomniana "dzieciarnia", pytał najmłodszych widzów tuż po wyjściu z kina reporter Polskiego Radia. Jedni mówili, że film "był bardzo ładny" i że podobało im się "wszystko", niektórzy precyzowali, że zachwyciły ich wilki, fruwanie pana Kleksa albo rzucanie kleksami (atramentowymi). O akademii mieli do powiedzenia jedno: "chyba lepiej by było chodzić do takiej szkoły, niż do zwykłej".
– Jeśli film jest przyjmowany bardzo entuzjastycznie przez młodą widownię, to jest to wielka satysfakcja nie tylko dla mnie, lecz także dla tych wszystkich, którzy włożyli w ten film cząstkę swojego serca – powiedział Krzysztof Gradowski. - Przyznam się, że najbardziej zaskoczyła mnie, w sposób pozytywny, reakcja ludzi dorosłych, którzy ten film odbierają może jako wspomnienie swojego dzieciństwa, a może jako chęć odejścia w stronę innego świata od tej rzeczywistości, którą dane jest im przeżywać w trudnym życiu na co dzień... I to, że osoby dorosłe towarzyszące dzieciom nie nudzą się na tym filmie, tylko wyrażają swoje uznanie dla nas, jest dla mnie w pewnym sensie zaskoczeniem – wyznał.
04:05 radiowy tygodnik kulturalny 1984.mp3 O "Akademii pana Kleksa" i Janie Brzechwie opowiada reżyser adaptacji książki Krzysztof Gradowski (PR, 1984)
***
"Akademia pana Kleksa" powstała w 1983 roku jako koprodukcja polsko-radziecka, a do kin trafiła 30 stycznia 1984 roku. Film podzielony został na dwie części: "Przygoda księcia Mateusza" i "Tajemnica golarza Filipa". Wystąpili w nich m.in. Piotr Fronczewski (Ambroży Kleks), Leon Niemczyk (golarz Filip), Zbigniew Buczkowski (Alojzy Bąbel), Wiesław Michnikowski (doktor Paj-Chi-Wo), Adam Probosz (książę Mateusz), Bronisław Pawlik (król, ojciec księcia Mateusza), Zdzisława Sośnicka (Smutna Księżniczka) oraz ponad dwudziestu utalentowanych chłopców wcielających się w role uczniów tytułowej akademii.
Wśród najmłodszych prym wiedzie oczywiście odtwórca głównej roli Adasia Niezgódki - Sławomir Wronka (ur. 1972), dla którego występ w "Akademii pana Kleksa" był jedyną aktorską przygodą w życiu. Potem wybrał on zupełnie inną drogę: został fizykiem, jest profesorem nauk inżynieryjno-technicznych oraz kierownikiem Zakładu Fizyki i Techniki Akceleracji Cząstek w Narodowym Centrum Badań Jądrowych.
"Akademia pana Kleksa" to jeden z największych sukcesów polskiej kinematografii. W kinach obejrzało ją ponad 14 milionów widzów. Tylko pięć filmów w epoce PRL miało większą widownię. Do tej sumy należy z pewnością dołożyć kolejne miliony telewidzów, a także publiczność w Internecie.
Czy nowa "Akademia pana Kleksa" ma szansę powtórzyć ten sukces? Wiele wskazuje na to, że będzie próbować. Jeszcze przed oficjalnym wejściem na ekrany kin film Macieja Kawulskiego podczas pokazów przedpremierowych obejrzało 438 tysięcy widzów. Dystrybutor Next Film podkreślił w informacji prasowej, że "to rekordowy wynik na pokazach przedpremierowych w historii polskiego box office".
O tym, czy "Akademia pana Kleksa" z 2024 roku będzie w stanie dorównać "Akademii pana Kleksa" z 1984 roku pod względem pozycji, jaką ten drugi film zajmuje w polskiej popkulturze, przekonamy się dopiero po upływie lat.
mc