Drugi tom publikacji Instytutu Pamięci Narodowej pt. "Dokumenty zbrodni wołyńskiej", który opracowali Edward Gigilewicz, Leon Popek, Paweł Sokołowski i Tadeusz Zych, ukaże się 12 lipca br. Pierwszy tom wydany został w ubiegłym roku.
W obu książkach publikowane są nazwiska Polaków pomordowanych przez nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej oraz relacje ocalałych świadków. Pochodzą one z tzw. archiwum Urszuli Szumskiej (1907-1994) – dr historii, nauczycielki, działaczki konspiracyjnej, która w czasie II wojny światowej we Lwowie kierowała działem pomocy uchodźcom i poszkodowanym w Radzie Głównej Opiekuńczej, a także była w zarządzie wołyńskiego Komitetu Ziem Wschodnich, zajmującego się m.in. dokumentowaniem historii tych ziem w II Rzeczypospolitej.
Urszula Szumska prowadziła spis osób pomordowanych w rzezi wołyńskiej, na bieżąco spisywała relacje świadków, osób, które uciekały z Wołynia i szukały pomocy we Lwowie.
- Ludzie ci podpisywali się pod tymi relacjami, ci niepiśmienni, krzyżykami. Można powiedzieć, że zeznawali przed urzędem - podziemnym, konspiracyjnym - iż mówią prawdę – powiedział w rozmowie z PAP jeden z autorów opracowania dr Leon Popek, zastępca dyrektora Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa w Instytucie Pamięci Narodowej.
"Bezcenne materiały"
Publikowane w obu tomach spisy i relacje pochodzą z zeszytów znalezionych trzy lata temu w Tarnobrzegu, na strychu jednego z domów, podczas remontu.
- Znaleziono tam pakunek owinięty w gazety z lat 50. Były to trzy zapisane zeszyty, liczące każdy po 200 stron, ze spisami osób pomordowanych w rzezi wołyńskiej, osób ocalałych, relacje świadków. Dla badacza te materiały są bezcenne – powiedział PAP współautor opracowania dr Paweł Sokołowski z IPN w Lublinie.
Zeszyty trafiły do Muzeum - Zamku Tarnowskich w Tarnobrzegu, które zwróciło się do IPN o ocenę i opracowanie tych materiałów.
Rzeź wołyńska - zobacz serwis historyczny
Dane przynajmniej 27,5 tys. ofiar
Urszula Szumska była w czasie wojny inwigilowana i więziona przez Niemców, a potem przez NKWD. Po zwolnieniu z więzienia w 1945 roku wyjechała ze Lwowa i zamieszkała w Bytomiu. Tam kontynuowała działalność w konspiracyjnym Komitecie Ziem Wschodnich aż do jego rozwiązania w 1947 roku. Była inwigilowana przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. W 1958 roku przekazała do zbiorów Ossolineum materiały z prowadzonej dokumentacji zbrodni dokonywanych przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej.
Zeszyty znalezione w Tarnobrzegu Urszula Szumska prawdopodobnie po wojnie powierzyła swojemu byłemu uczniowi, który być może miał je umieścić w bezpiecznym miejscu. Potem o nich zapomniano. Paweł Sokołowski poinformował w rozmowie z PAP, że istniał prawdopodobnie jeszcze jeden zeszyt, który został skonfiskowany przez ówczesne służby. Do dziś go nie odnaleziono.
W obu tomach "Dokumentów zbrodni wołyńskiej" są informacje i zeznania dotyczące w sumie około 27,5 tys. ofiar.
- To szacunkowe dane. W relacjach wielu osób pojawia się sformułowanie "przynajmniej", że w danym miejscu zginęło przynajmniej 50 osób albo przynajmniej sto – dodał Sokołowski.
W pierwszym tomie opublikowano zapisy z jednego zeszytu. Dominują tu spisy ofiar ujęte w tabelach, z informacjami m.in. o stopniach pokrewieństwa członków rodzin i miejscach mordów na terenie dawnego województwa wołyńskiego w 1943 roku. Są też relacje świadków. Drugi tom obejmuje zapisy z dwóch kolejnych zeszytów i dotyczą one mordowania ludności polskiej przez nacjonalistów ukraińskich w dawnych województwach stanisławowskim, tarnopolskim i lwowskim, głównie w 1944 roku. W drugim tomie jest też więcej relacji świadków.
Problem z ekshumacjami
Według Leona Popka zbrodnie dokonane na terenie woj. wołyńskiego są dość dobrze opisane przez historyków, ale gorzej pod tym względem jest, jeśli chodzi o mordowanie ludności polskiej w województwach sąsiednich, w Małopolsce Wschodniej.
W zeszytach z archiwum Szumskiej można dostrzec m.in. różnice w działaniu sprawców mordów w tych regionach. Na Wołyniu jest więcej miejsc, gdzie nie było pochówków, a ciała zamordowanych ludzi zostawiano, wrzucano do studni, do palących się domów. Zabijano też tam często przy użyciu narzędzi takich jak siekiera, widły, noże. Natomiast w Małopolsce Wschodniej było więcej zabitych z broni palnej i więcej pochówków zamordowanych.
- Na tych terenach było też więcej rodzin mieszanych, polsko-ukraińskich. Pomordowanych Polaków starano się pochować, choćby bez udziału księdza, w kącie cmentarza – mówił w rozmowie z PAP Leon Popek i dodał, że groby te trudno dziś odnaleźć. - Problem w tym, że my bardzo często w takich nieistniejących już miejscowościach, gdzie nikt już nie mieszka, nie wiemy, gdzie są te mogiły.
Historyk przywołał przykład nieistniejącej już wsi Puźniki w obwodzie tarnopolskim, gdzie przez kilka miesięcy, za zgodą władz ukraińskich, szukano pochówków zamordowanych tam Polaków. - W końcu odnaleziono mogiłę, ale w dalszym ciągu brak jest zgody na ekshumację i na pochówek – powiedział Leon Popek.
Jego zdaniem brak możliwości prowadzenia w wielu innych miejscach poszukiwań i brak zgody na ekshumacje to poważny problem, ponieważ odchodzą ostatni świadkowie, którzy mogliby choćby orientacyjnie pokazać miejsca pochowków. - Jeśli nie ma takiego świadka i nikt nie potrafi wskazać tego miejsca, a miejscowości nie ma, rośnie tam las, albo jest pole uprawne na kilkaset hektarów, to poszukiwanie jest bardzo trudne – tłumaczył.
Ostatnie ekshumacje ofiar zbrodni wołyńskiej przeprowadzono w 2015 roku we wsi Ostrówki. W sumie dotychczas znaleziono szczątki około 800 osób. Jak podaje Popek, na Wołyniu zginęło około 60 tys. Polaków, ale tylko około 5 proc. z nich zostało godnie pochowanych. Z mapy Wołynia zniknęło około 1,5 tys. miejscowości, które zamieszkiwali Polacy. W pozostałych województwach zamordowano – według szacunków - około 70 tys. osób, mieszkańców ok. 2 tys. miejscowości.
***
Oficjalna prezentacja drugiego tomu "Dokumentów zbrodni wołyńskiej" odbędzie się w piątek (12.07) w Chełmie podczas obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej.
Dzień ten obchodzony jest 11 lipca, w rocznicę Krwawej Niedzieli. Tego dnia w 1943 roku oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Było to apogeum mordów prowadzonych od lutego 1943 roku do wiosny 1945 roku. Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia mogło zginąć około 8 tys. Polaków. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, noży i innych narzędzi.
Renata Chrzanowska/PAP/th