Po przybyciu do Jekaterynburga przyzwyczajona do wielkich luksusów rodzina Romanowów znalazła się w otoczeniu, które ciężko zaakceptować nawet zwykłym śmiertelnikom. Z salonów przeniesiono ich do towarzystwa rodem z marginesu społecznego.
W Jekaterynburgu Romanowowie znaleźli się pod kuratelą Jankiela Jurowskiego, byłego zegarmistrza i fotografa, który w czasie wojny był felczerem. Urodzony w więzieniu i za to szczerze nienawidzący caratu, uchodził za wrednego i podstępnego typa a wtórował mu w tym jego współpracownik Szała Gołoszczekin.
Zakwaterowanie
Tuż po przybyciu Romanowów i ich świty na dworzec w Jekaterynburgu więźniów rozdzielono. Część służby została zwolniona. Kilka osób z carem i jego rodziną skierowano do domu Ipatjewa, resztę wysłano do wiezienia. Spośród pierwszej partii osadzonych za kratami przeżył tylko kamerdyner Wołkow, któremu udało się uciec.
Przy carskiej rodzinie zostali jedynie lekarz Botkin, kucharz Charitonow, kuchcik Siedniow, lokaj Trupp i służąca Demidowa.
W obawie przed ucieczką więźniów (w Jekaterynburgu ukrywali się monarchistyczni i niemieccy agenci) dom, w którym byli przetrzymywani otoczono podwójnym parkanem i podwójnym pierścieniem wartowników. Oddział pilnujący carskiego więzienia składał się z 56 ludzi. 19 wewnętrznych strażników zarekrutowano w fabryce metalurgicznej Złokazowa. Ich przywódcą był Miedwiediew, były katorżnik skazany za zgwałcenie nieletniej. Komendantem całego domu został ślusarz Andrejew.
Rozdzielona rodzina znów była razem kiedy niejaki Rodionow przywiózł carewicza i jego siostry do Jekaterynburga. Rodionow, były oficer żandarmerii, szykanował dzieci. Wielkim Księżnym podczas noclegów w trasie nie pozwalał zamykać drzwi na noc i nawiedzał je bez pukania pod pozorem kontroli.
Degradacja
Represje dotknęły całą rodzinę. Mieszkali razem ze służbą w trzech pokojach. W pozbawionym mebli domu brakowało nawet zastawy stołowej. Podczas posiłków musiano dzielić się sztućcami, jedzono z jednej miski, a do stołu nieraz przysiadali się strażnicy. Z wyszukanych potraw zrezygnowano na rzecz rosołu i bitek przyrządzanych w garkuchni. Posiłki kończyły się hasłem: „no dosyć się już nażarliście”, po którym do posiłku zasiadali żołnierze. Andrejew posunął się nawet do tego, iż niby przypadkiem, przy stole uderzył Mikołaja II łokciem w twarz.
Spacery skrócono rodzinie z początkowych trzydziestu do pięciu minut, zmuszając ją tym samym do siedzenia w domu wypełnionym wulgarnymi żołdakami. Strażnicy klęli głośno, śpiewali nie tylko rewolucyjne, ale też pornograficzne pieśni i zamalowywali ściany rysunkami o podobnej tematyce. Kiedy księżne chciały skorzystać z toalety kazano im wcześniej opowiadać ze szczegółami co będą tam robiły.
Wyrok
W sztabie Lenina dyskutowano co zrobić z więźniami. Obawiano się reakcji środowiska międzynarodowego na zamordowanie cara.
- Świat nigdy nie dowie się o tym, co z nimi zrobiliśmy... - powiedział wtedy komisarz Wołkow.
- Zlikwidować, tak. Ale dzieci? - wyrażał swoje wątpliwości Swierdłow.
- Wszystkich, towarzyszu Swierdłow, wszystkich! - krzyczał Gołoszczekin, który przyjechał do Moskwy po dalsze instrukcje. - Czy chcecie całe lata mieć na karku świadków?
12 lipca 1918 roku Uralska Rada Robotnicza podjęła decyzję o zamordowaniu całej carskiej rodziny. Głównym wykonawcą rozkazu miał być Jurowski. Od tej chwili przyszły kat jeździł po okolicy szukając odpowiedniego miejsca do pozbycia się ciał. Znalazł je 14 lipca 1918 roku w nieczynnej kopalni, kilkanaście kilometrów od Jekaterynburga, w uroczysku „Czterech braci”.
16 lipca 1918 roku z rozkazu Jurowskiego zabrano z wartowni dwanaście rewolwerów. Większość z nich rozdano Węgrom. O północy obudzono więźniów. Kazano im się ubrać mówiąc, że trzeba opuścić miasto, bo wybuchły w nim rozruchy. Do czasu odjazdu mieli przebywać w suterynach. Ruszyli, po schodach prowadzących na podwórze. Jurowski ze swoim czekistą Nikulinem szli przodem, za nimi car z chorym synem na rękach, potem cesarzowa z córkami, doktor Botkin, Demidowa, Charitonow i zamykający pochód Trupp. Więźniów wprowadzono do przylegającego do suteren pokoju, wcześniej zajmowanego przez Austriackiego jeńca Rudolfa. Tam mieli czekać na transport, który przewiezie ich w bezpieczne miejsce. Poprosili o krzesła. Carewicz nie mogąc stać usiadł po środku pokoju. Po jego lewej zasiadł car ojciec, Aleksandra Fiodorowa znalazła się przy ścianie, tuż obok drzwi. Najdalej stała służąca. Kiedy zaniepokojona rodzina gnieździła się w pokoju, za ścianą czekało już dziesięciu katów uzbrojonych w rewolwery.
Egzekucja
Po wyjściu Jurowskiego zapadła cisza. Słychać było pierwsze niespokojne szepty. Nagle do pokoju wpadła gromada Węgrów z odbezpieczonymi rewolwerami. Towarzyszył im Jurowski i dwaj jego przyjaciele Jermakow oraz Waganow. Plutonem egzekucyjnym, na migi, dowodził Miedwiediew. Do więźniów dopiero w tym momencie dotarła groza sytuacji. Wnet otoczył ich milczący półokrąg oprawców. Cesarzowa patrząc na rewolwery uczyniła znak krzyża.
Jurowski, który już wcześniej zastrzegł sobie zabicie Mikołaja II, uczynił scenę jeszcze bardziej dramatyczną. Wystąpił na przód i rzucił do cara:
- Wasi chcieli was ocalić. Nie udało się. Musicie zginąć!
Potem niewyraźnie odczytał wyrok śmierci.
Do cara nie docierały jego słowa. Mrugał nerwowo oczami i pytał swojego kata:
- Co? Co?
- Ot co! - krzyczał oprawca i przyłożył lufę do carskiej skroni. Pociągnął za cyngiel. Rewolwer wypalił…
Car zginął na miejscu. Miedwiejew strzelił do carewicza, który wił się w agonalnych bólach na podłodze. Dobił go Jurowski. Pod gradem strzałów padła na ziemię Wielka Księżna Anastazja. Ranna krzyczała i ręką zasłania się przed bagnetami dobijających ją Węgrów. Między konającymi i katami biegała rozhisteryzowana służąca Demidowa. Na nią mordercy potrzebowali więcej kul.
Oprawcy przeszukali jeszcze ciepłe ciała ofiar w poszukiwaniu kosztowności, po czym zawinęli je w prześcieradła i Przenieśli do podstawionej przed domem ciężarówki. Kondukt prowadzony przez Waganowa jadącego na koniu, ruszył przez Jekaterynburg. Szybko wjechali w lasy. Tam stanął im na drodze wóz z pobliskiej wsi. To chłopka Zykowa z synem i synową wiozła ryby na targ. Waganow pod groźbą śmierci kazał jej zawracać i nie oglądać się za siebie. Chłopka jednak zerknęła i zobaczyła uzbrojoną grupę na pace samochodu. Zyrkowie wpadli do swojej wsi i budząc wszystkich oznajmili, że „biali” nadeszli. Wiejski zwiad dotarł do uroczyska „Czterech braci”. Tam zagrodzili im drogę uzbrojeni bolszewicy tłumacząc, że mieli tam właśnie ćwiczyć rzucanie granatami.
W domu Ipatjewa czekiści sprzątali miejsce zbrodni. Pokój tonął we krwi. Posoka spływała aż po schodach, znacząc ślad jakim niesiono zawinięte w prześcieradła ciała. Zakrzepła krew pozostała na meblach i w szparach podłogowych desek. Tak bestialskiej rzezi nie można było ukryć na długo. Jekaterynburg huczał od plotek.
Kilka dni później na murach miasta pojawiły się obwieszczenia:
„Mając pewne dane, iż bandy czechosłowackie zagrażają czerwonej stolicy Uralu, Jekaterynburgowi i że ukoronowany kat mógłby uciec przed sądem ludowym (odkryto spisek białogwardzistów, mający na celu wywiezienie rodziny Romanowów), prezydium komitetu obwodowego, wykonując wolę ludu, zdecydowało, że były car Mikołaj Romanow zostanie za swe niezliczone krwawe zbrodnie rozstrzelany. Niniejsze postanowienie wykonano w nocy z dnia 16 na 17 lipca. Resztę rodziny Romanowów wywieziono z Jekaterynburga i przewieziono w bezpieczne miejsce”.
Męczeństwo
Dopiero po wielu latach szczegóły tej zbrodni wyszły na jaw. Mimo, że przez dekady legendy, choćby o cudownie ocalałej Anastazji, zapładniały umysły nie tylko Rosjan, śmierć rodziny Romanowów nie kryła aż takich zagadek. Rodziła za to kolejne mity. Niezwykle pobożny car, który zginął tak tragiczną śmiercią, przez wielu prawosławnych Rosjan nazywany jest Mikołajem Męczennikiem. W 1981 roku ostatni car Rosji zbliżył się do świętości, został kanonizowany przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną poza Granicami Rosji. W 2001 roku śladem swojego odłamu poszła Rosyjska Cerkiew Prawosławna.
Śmierć carskiej rodziny to wydarzenie kończące pewną epokę w dziejach Rosji. Po nim nastały mroczne lata, w których cieniu kryją się oprawcy podobni do carskich morderców. Może, gdyby Mikołaj II miał choćby minimalne wyczucie społecznych nastrojów, nie skończyłby w tak straszny sposób.
Naiwność zaprowadziła go pod kule.
Piotr Jezierski
Korzystałem z „Kaźń Mikołaja II” Melchiora Wańkowicza i „Jak zginął Mikołaj II?” Marka Ruszczyca.