Rodzina Barejów zajmowała się prowadzeniem zakładu wędliniarskiego. Wojnę spędziła w Warszawie. Po jej zakończeniu przeniosła się na Dolny Śląsk do Jeleniej Góry, gdzie także zajęła się taką samą działalnością. Jednak pod naciskiem władz PRL, które walczyły z prywatną przedsiębiorczością, ojciec musiał porzucić zakład i zatrudnić się w państwowej spółce zajmującej się wytwarzaniem wędlin.
- Stanisław był trochę przedwojennym człowiekiem. Widział różnicę pomiędzy dwoma systemami, w których przyszło mu żyć. Wiele z tych obserwacji przeniosił potem na ekran - mówił Stefan Friedmann w audycji "Bareja wiecznie żywy".
Studia reżyserskie
W 1949 roku Bareja podjął studia w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi na Wydziale Reżyserii. W trakcie studiów zaprzyjaźnił się z wieloma uznanymi później artystami filmowymi m.in. z Kazimierzem Kutzem, Januszem Morgensternem, Lechem Lorentowiczem, Janem Łomnickim i Januszem. Nie tylko razem studiowali, ale także dzielili się książkami pochodzącymi z tzw. drugiego obiegu i oglądali filmy niedopuszczone do emisji w PRL.
Bareja skończył studia w 1954 roku, ale nie złożył egzaminu końcowego. Zatrudnił się jako asystent reżysera i grywał w filmach jako stażysta.
- To był profesjonalista w stylu przedwojennym. On praktykował u najlepszych reżyserów zanim sam zadebiutował – dodał Stefan Friedmann.
U kogo uczył się przyszły twórca komedii? Dowiedz się tego z audycji "Bareja wiecznie żywy".
Bareja próbował zdobyć dyplom ukończenia studiów jeszcze raz w 1958 roku. Jako film dyplomowy zaprezentował etiudę pt. "Gorejące czapki", pokazującą w satyryczny sposób relacje pomiędzy urzędnikiem Ministerstwa Bezpieczeństwa a kierownikiem pewnej spółdzielni spożywczej. Choć uczelniania komisja doceniła warstwę artystyczną filmu, to ostatecznie odrzuciła produkcję ze względu na jej treść. Finalnie Bareja nie otrzymał dyplomu łódzkiej filmówki.
Bareja wkracza na ekran
Jego autorskim debiutem był film "Mąż swojej żony" z 1961 roku. Kilka lat później powstała "Żona dla Australijczyka". Stworzył także scenariusz dla pierwszego polskiego serialu "Barbara i Jan" oraz nakręcił serial "Kapitan Sowa na tropie". Jego ulubionym gatunkiem była komedia, choć zdarzało mu się także sięgać po kryminały.
Mimo że środowisko filmowe zarzucało mu mnóstwo błędów przy produkcji, publiczność pokochała jego filmy. Sale kinowe były zapełnione po brzegi.
- Bareja wniósł do filmów rodzaj satyry kabaretowej, która w Polsce miała wspaniałą tradycję. U niego ten rodzaj humoru jest spokrewniony z humorem absurdalnym. Absurd nie jest u niego grą wyobraźni, ale został zaobserwowany w szczelinach rzeczywistości – twierdził krytyk filmowy Bolesław Michałek w audycji "Z obu stron kamery".
Problemy z cenzurą
W komediach udało się Barei w oryginalny sposób sportretować codzienność PRL-owskiej Polski lat 70. i 80. Choć fabuła jego filmów dotyczyła banalnych spraw, potrafił celnie wyśmiać absurdy epoki. Szczególnie mocno uderzał w rozbudowaną biurokrację i wysokie mniemanie o sobie urzędników, od których zależał standard życia zwykłych ludzi.
Przed wypuszczeniem produkcji do kin cenzorzy kazali wycinać wiele scen. Nieraz zdarzało się, że dane dzieło Barei zostawało "półkownikiem" - czyli filmem odłożonym na półkę z powodu wydanego przez cenzora zakazu emisji, oczekującym lata na publikację. Cenzura jednak nie zrażała reżysera do pracy.
- On potrafił cudownie odgryźć się za cenzurę we własnych filmach. Parodiował ludzi, którzy kazali mu wycinać ogromne ilości scen rzekomo obrażających istotę ustroju socjalistycznego, jednak w tym parodiowaniu nie było zajadłości – mówił Stefan Friedmann.
"Miś"
Najsłynniejszym filmem Barei jest "Miś" z 1980 roku, który stworzył we współpracy ze Stanisławem Tymem - odtwórcą głównej roli. Film pozornie opowiadający o perypetiach prezesa jednego z klubu sportowych, wypunktował cały szereg PRL-owskich absurdów.
- "Miś" to film o kłamstwie. Chodziło nam o to, by pokazać człowieka, który permanentnie kłamie i musi to robić z konieczności - mówił krótko po premierze w 1981 roku Stanisław Tym w audycji "Z obu stron kamery".
"Miś" szczególnie nie przypadł do gustu władzom. Cenzura kazała wyciąć z filmu m.in. scenę przedstawienia teatralnego, podczas którego aktorzy śpiewając piosenkę pt. "Siekiera, motyka" z czasów niemieckiej okupacji wyciagają z postawionej na scenie skrzynki mięso. Na ten widok, zajmujący miejsce na widowni ojciec zwraca się do syna, mówiąc półgłosem: "popatrz synu, tak właśnie wygląda baleron". Była to aluzja do nieustannych niedoborów mięsa na rynku, z którymi zmagano się w latach 80.
- Komedie Barei są schematyczne. Opierają się na prostych sytuacjach z życia codziennego. Jednak reżyser miał wspaniały zmysł satyryczny, szczególnie kiedy wspomagał go Stanisław Tym. Z każdego gestu lub intonacji głosu aktora, potrafił wyciągnąć coś niezwykłego – oceniał Bolesław Michałek.
O tym jak oceniano w 1981 roku film "Miś" możesz posłuchać w audycji "Z obu stron kamery".
"Bareizmy"
Środowisko nie ceniło jego filmów. Przez lata potrafiło mu wytykać pewne techniczne niedociągnięcia w poszczególnych produkacjach. Kazimierz Kutz wymyślił nawet pejoratywne słowo "bareizm", oznaczający film o niskiej wartości artystycznej, który jednak podoba się widowni. Przeciwne zdanie o Barei miała jednak publiczność i współpracujący z nim aktorzy.
- Komedie Barei były dopracowane we wszystkich szczegółach, zaczynając od scenariusza, dialogów, po aktorstwo, możliwości montażu. Jego filmy cechowały się ogromną precyzją – mówił Stanisław Tym.
- Pracował bardzo szybko. Jeżeli nie widział wyraźnego błędu w grze aktorskiej, to nie przerywał sceny. Był wrażliwy na propozycje aktorów. Nie pamiętam, żeby kłócił się z aktorami – dodał Krzysztof Kowalewski w audycji "Bareja wiecznie żywy".
- Dostałam od Barei wiele ciepła. Pokazał mi inne spojrzenie na kino i to, że można robić kino z przyjemnością i koleżeństwem. Pokazał kino jako coś takiego bardzo ludzkiego. To nie była nadęta praca – wspominała Ewa Błaszczyk w audycji "Bareja wiecznie żywy".
- Bareja miał zdolność dobierania do filmów odpowiednich ludzi. Ci aktorzy potrafili trafić w styl myślenia Barei o danej roli – ocenił Stefan Friedmann.
O metodach pracy Barei na planie filmowym możesz posłuchać w audycji "Bareja wiecznie żywy".
Działalność opozycyjna
W latach 70. włączył się w działania demokratycznej opozycji. Związał się z Komitetem Obrony Robotników. W jego garażu na powielaczach odbijano egzemplarze "Tygodnika Solidarność". Swój dom niejednokrotnie udostępniał na spotkania opozycyjnych działaczy.
Stanisław Bareja zmarł nagle 14 czerwca 1987 roku w niemieckim Essen w wyniku udaru mózgu. Jego prochy zostały złożone na Cmentarzu Czerniakowskim w Warszawie.
seb