- Wiedzieliśmy, że w Wilnie nie dojdzie do bezpośredniego zaproszenia Ukrainy do NATO ze wskazaniem daty. Powodem jest brak konsensusu wewnątrz Sojuszu - przekazał portalowi PolskieRadio24.pl dr Andrew Michta. Jak zaznaczył jednak, szczyt w Wilnie wytyczył szlak do kolejnego spotkania NATO w USA w 2024 roku, w 75-lecie sojuszu. - W mojej ocenie historia będzie oba ta szczyty rozpatrywać łącznie - powiedział.
Dr Andrew Michta, odnosząc się do kwestii członkostwa Ukrainy w NATO, zauważył, że Stany Zjednoczone nie są do końca zdecydowane, co powinno się robić, jeśli chodzi o tę wojnę. Dlaczego? - USA w mojej ocenie mają trzy główne cele, jeśli chodzi o tę wojnę - ocenił.
Jak mówił, cel pierwszy, to niedopuszczenie do tego, by Rosja wygrała wojnę i zdominowała Ukrainę. - Ukraina musi pozostać państwem niezależnym i suwerennym. Wciąż jednak nie ma jasności, jak ma wyglądać ostateczny rezultat rozgrywki. Ukraińcy mówią, że muszą odzyskać całe terytorium. I ja się z tym w pełni zgadzam, uważam że bez Krymu Ukraina sobie nie poradzi, jeśli chodzi o odbudowę ekonomiczną - zaznaczył Andrew Michta.
- Jeżeli Rosja będzie mogła blokować eksport zboża i różnych innych produktów, Ukraina nadal będzie słabym, "połamanym" krajem. A utrata wschodu kraju oznaczałaby także brak tego przemysłu, który tam się znajdował. Wówczas Ukraina stałaby się państwem, które nie da sobie rady z odbudową. Oficjalne stanowisko ze strony Zachodu brzmi, że "leży to w gestii Ukrainy". Jest to w pewnym stopniu wyrażenie niepewności, bo przecież opinię USA, Niemiec, czy Londynu w kwestii tej sprawy kształtuje nie Kijów, a rządy tych państw - zauważył Andrew Michta. Ale jednoczesnie jest to wyrażenie szacunku dla ogromnej ceny jaką płaci naród ukraiński - to walka o jego wolność, o suwerenność Ukrainy.
Utrzymanie jedności Sojuszu
Jak dodał, drugim elementem polityki amerykańskiej jest utrzymanie jedności Sojuszu. - Odniesiono duży sukces. Jednak jedność polityczna nie jest tym samym, co ochota dla podejmowania ryzyka. Państwa flankowe, takie jak Polska, państwa bałtyckie, robią bardzo dużo: Rosja postrzega je jako część większego problemu. Państwa leżące dalej na Zachód: Niemcy, Francja, nie są skłonne tyle ryzykować. Oddalenie terytorialne prowadzi zatem do różnic - zaznaczył.
Po trzecie, USA są zdeterminowane, żeby wojna nie przerodziła się w wojnę między Rosją a NATO, bo uważają, że wysoka jest groźba eskalacji nuklearnej. USA obawiają się, że przyjęcie Gruzji i Ukrainy do NATO oznaczałoby, że NATO rozpoczyna wojnę - zaznaczył.
"To Sojusz nie jest gotowy"
Andrew Michta ocenił także, że problemem nie jest to, iż Ukraina nie jest gotowa, by wejść do NATO, ale sam Sojusz nie jest na to gotowy.
- Szklanka jest tutaj to połowy pełna. Nie dziwią mnie głosy z Ukrainy, bo Ukraina krwawi. Wsparcie w zakresie uzbrojenia jest kluczowe, ale nie jest tym samym, co gwarancje NATO - dodał.
Model izraelski
Jak przypomniał Andrew Michta, niedawno mówiło się o tzw. modelu izraelskim dla Ukrainy. - Uważam, że to jest nietrafione. Izrael jest w zupełnie innym geopolitycznym środowisku: zagrożenia względem Izraela generowane są głównie przez relatywnie słabe państwa. Jeśli niektóre zagrożenia są większe, np. ze strony Iranu, to pamiętajmy, że choć Izrael tego nie deklaruje, jest państwem nuklearnym. Ukraina nie należy do tej kategorii. Tymczasem Ukraina walczy z państwem, które ma o wiele większy potencjał wojskowy, w sensie populacji, zapasów wojskowych. Do tego dochodzą koszty: USA przekazują Izraelowi granty w wysokości 2-4 mld dol. rocznie. Ostatni pakiet, wynegocjowany na 10 lat to 37-38 mld dolarów. Jeśli spojrzeć na wydatki w przypadku Ukrainy w ciągu tylko około roku, to już jest co najmniej 70 mld dolarów - są to ogromne koszty. Do tego wydatki będą ponoszone przez kolejne lata - przekazał dr Andrew Michta.
- Relatywnie mniejszym kosztem byłoby wprowadzenie Ukrainy do NATO. Wtedy należałoby oczywiście przeformatować ukraińską armię, jest ona bowiem nie do utrzymania w czasach pokoju. Jest obecnie składanką różnych rodzajów broni, typów amunicji - zauważył.
- Z tych wszystkich względów uważam że przyszłość Ukrainy i jej bezpieczeństwa musi być członkostwo w NATO. Do tego należy dodać, że bez tego odbudowanie Ukrainy - w mojej ocenie - jest niemożliwe. Europejczycy lubią mówić o wprowadzeniu Ukrainy do Unii Europejskiej, ale nie wyobrażam, żeby prywatni inwestorzy zostawiali tam olbrzymie środki, których ten kraj będzie potrzebował, mając świadomość, że może być znów zaatakowany i znów zniszczony, a ich inwestycje zostaną spalone - zaznaczył dr. Michta.
Jak dodał, mówiąc o wejściu Ukrainy do UE wedle porzekadła "stawiamy wóz przed koniem". - Najważniejszą kwestią jest bezpieczeństwo Ukrainy. I jeżeli tego się nie zapewni odbudowanie Ukrainy w mojej ocenie jest sprawą teorii, nie praktyki - dodał.
Droga do szczytu NATO w Waszyngtonie
Andrew Michta zauważa jednak, że w Wilnie stworzono drogę do ustaleń kolejnego szczytu w przyszłym roku, który prawdopodobnie ma odbyć się w Waszyngtonie. - Mamy do zrobienia bardzo dużo przez ten rok, żeby po pierwsze, pomóc Ukrainie pokonać wojska rosyjskie, po drugie uzyskać progres w kwestii członkostwa Ukrainy w sojuszu - dodał.
- Proszę pamiętać że szczyt w Waszyngtonie będzie ostatnim w pierwszej kadencji prezydenta Bidena. Jego decyzja może być jego sygnaturą dla przyszłych pokoleń. Po drugie, w przyszłym roku mamy okrągłą rocznicę Sojuszu - dodał nasz rozmówca.
- Uważam zatem, że historycy będą patrzeć na te dwa szczyty łącznie: Wilno jako preludium do szczytu waszyngtońskiego. Wiele będzie zależało od tego, co się stanie wewnątrz Ukrainy zwłaszcza, jeśli chodzi o sytuację na polu bitwy - podkreślił Andrew Michta.
Zaznaczył, że Ukraińcy toczą obecnie bardzo ciężkie walki. - Nie jest tak, jak było w roku ubiegłym. Mimo że Ukraińcy są lepiej wyposażeni, lepiej uzbrojeni, to przez ten rok Rosjanie również zbudowali systemy obronne, zmobilizowali dodatkową liczbę żołnierzy, pokazali, że mogą walczyć i się mobilizować. Uczą się, to nie ta sama armia, która weszła na terytorium Ukrainy w 2022 roku, chcąc zająć Kijów w trzy dni - zauważył nasz rozmówca.
- Rosjanie zaminowali duże obszary terenu. W związku z tym, oczekiwania, które miano w związku z tym, jak wiele obszarów odzyskano w zeszłym roku, nie zostały jeszcze spełnione - zaznaczył Andrew Michta.
- W wojnie oczywiście może dojść jeszcze do przełamania. Front jest długi. Jestem jednak przekonany, że ta wojna jeszcze przez jakiś czas potrwa - podkreślił Andrew Michta.
***
Prof. Andrew Michta jest dziekanem Kolegium Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (College of International and Security Studies) w George C. Marshall European Center for Security Studies w Garmish w Niemczech. Poprzednio był profesorem katedry Bezpieczeństwa Narodowego w amerykańskim Morskim Kolegium Wojennym (Naval War College) w Newport i analitykiem (senior fellow) w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (Center for Strategic and International Studies - Europe Program) w Waszyngtonie, a także Center for European Policy Analysis w Waszyngtonie.
Nasz rozmówca zastrzegł, że wypowiedział się w powyższym wywiadzie we własnym imieniu, a wyrażone opinie nie mogą być automatycznie utożsamiane ze stanowiskiem Departamentu Obrony USA, administracji Stanów Zjednoczonych czy George C. Marshall European Center for Security Studies.
Agnieszka Kamińska, PolskieRadio24.pl
dad