Według gazety obecny prezydent Stanów Zjednoczonych, należał od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, do grupy „jastrzębi” optujących za dozbrojeniem zaatakowanego państwa. Obok Bidena za wzmocnieniem Ukrainy opowiadali się m. in. także Antony Blinken – dzisiejszy Sekretarz Stanu oraz Victoria Nuland – obecna podsekretarz stanu w Departamencie Stanu.
Jak powiedziała w niedawnym wywiadzie prasowym Nuland, Biden już w 2014 r. widział w Ukrainie „kruchą, wrażliwą, wciąż rozwijającą się demokrację, przeciwstawiającą się potężnej, bandyckiej autokracji”.
Według Nuland Biden przez cały swój okres urzędowania jako wiceprezydent utrzymywał kontakty z ukraińską administracją prezydenta Petra Poroszenki. Po jego zaprzysiężeniu w czerwcu 2014 r. odbył z nim ok. 50. rozmów i spotkań.
Choć poglądy Bidena na temat planów Rosji były jasne i dzisiaj znalazły swe potwierdzenie, to w latach 2014-2015 natrafiły na opór prezydenta Obamy, chcącego postępować ostrożniej. Na zmianę decyzji Obamy nie wpłynęło nawet zestrzelenie rosyjską rakietą cywilnego samolotu w lipcu 2014 r. nad wschodnią Ukrainą.
Nie powiódł się więc pomysł Bidena i jego współpracowników wysłania pomocy wojskowej Ukrainie, w tym pocisków przeciwpancernych Javelin. Udało się za to przekonać gospodarza Białego Domu do rozpoczęcia intensywnego programu szkolenia ukraińskiego wojska. Dzisiaj to owocuje skutecznym oporem Ukraińców wobec rosyjskiego najeźdźcy.
„Washington Post” wyjaśnia, że jednym z przyczyn oporu Obamy była fatalna sytuacja ukraińskiej armii, która zmagała się z korupcją i rosyjskimi wpływami. Więc przekazanie amerykańskiej broni mogłoby zaszkodzić amerykańskim interesom, oraz byłoby bezcelowe, zanim nie wyszkoli się żołnierzy do obsługi zaawansowanego uzbrojenia.
Według autora artykułu w „Washington Post” kluczowa dla odmownej decyzji Obamy, była wizyta w Białym Domu niemieckiej kanclerz Angeli Merkel w lutym 2015 r. To ona – jako przywódczyni kraju wysoce uzależnionego od rosyjskich dostaw energii – przekonała prezydenta USA, że do uniknięcia dalszej eskalacji konfliktu, wystarczą negocjacje.
SL/ „Washington Post”